Na przełomie 2019 i 2020 roku na wrocławskiej scenie zadebiutowała, a następnie osiadła drugim, większym występem nowa grupa dragkingowa – Drag King Heroes. „Bohaterowie” to trzy niezależne postaci sceniczne z różnym zasobem energii i z odmiennymi pomysłami na performans. Drag King Jack Strong przy akompaniamencie mocnych punkowych i metalowych rytmów uzewnętrznia siłę i zdrowy gniew. Drag Queer Transformers to subtelna i artystyczna, ale zdecydowana kontestacja, przemiana i podróż od płci do płci w każdym numerze. Drag King Pantofel wydaje się uroczym domatorem spełniającym się w myciu okien, jednak lepiej nie łamać jego zasad w pobliżu jego glana. Bohaterów łączy sporo, nie tylko wiek – wszystkie członkinie grupy w tym roku kończą czterdzieści lat. Jest to drag z pogranicza teatru i kabaretu, każda postać na scenie tańcem i ruchem opowiada historie. Wszystkie numery są zaangażowane społecznie i polityczne. Wszyscy bohaterowie są też spełnieniem marzenia o pozytywnej polskiej męskości.
(Teo) Drag King – czy ja robię drag, czy drag robi mnie?
Mam czterdzieści lat. Ponad rok temu po raz pierwszy w życiu stanęłam na scenie jako drag king. Było to spełnienie moich marzeń i bardzo wyzwalające doświadczenie, które wpłynęło na każdą moją życiową rolę. Całe życie mam problem z utożsamieniem się z rolą płciową, do której byłam socjalizowana; wcześnie też zauważyłam, że płeć nie ma dla mnie znaczenia w miłości i seksie. Od najmłodszych lat doskonale czułam się w męskiej przebieranej czy scenicznej roli, od zabaw karnawałowych i przedstawień, przez specyficzny nastoletni, uniseksowo-punkowy styl. Potem, gdy na długo uciekłam w rolę ciskobiety, żony i matki Polki, crossdressing stał się pierwszym sygnałem rewolucji w moim życiu i powrotu „do siebie”.
Ubranie jest dla mnie fetyszem, zbroją, egzoszkieletem i powodem do radości. Dopiero odcinając się od wszystkich typowo żeńskich elementów garderoby poczułam się nieco bezpieczniej w swoim ciele i w świecie. Mogę godzinami rozmawiać z transmężczyznami o ciuchach, choć na co dzień nie zastanawiam się, czy mam passing (nie mam), czy z moim codziennym wyglądem można wziąć mnie za mężczyznę (nie można). Jestem non-binary do szpiku kości. Mężczyznę destyluję na scenie. Drag jest dla mnie oczywistą formą sztuki. Po prostu dokładam binder, trochę makijażu i zaczynam bardziej zwracać uwagę, jak się poruszam, przerysowywać ruchy, gesty i miny.
Zgodnie z własnymi projektami i planami miałam być Drag Kingiem Pantoflem – ułożonym i miłym, miękko męskim, szarmanckim panem domu. Miłośnikiem domowych prac wypoczywającym przy myciu okien, emocjonalnym i wspierającym. Taki wzór dla polskich mężczyzn i marzenie każdej kobiety. Oraz samograj, prac domowych do wykonania jest bowiem naprawdę dużo.
Zrobiłam to w naszym debiutanckim małym programie, dodając trochę kinku i miziania tęczową miotełką. Potem zaczęła się jazda i nieprzewidziane wydarzenia. Już w drugim w moim życiu występie dragkingowym rzucałam koszulką z żołnierzami wyklętymi, parodiowałam prawicowe polityczki przy dźwiękach Behemotha i z furią skakałam po porwanych, obrzydliwych homofobicznych transparentach. Myślę, że drag wiedział lepiej, jakich jeszcze wzorów potrzebują polscy mężczyźni i jakie jeszcze marzenia mają kobiety w Polsce.
Gdy zaczynałam interesować się aktywizmem i polityką, wymyśliłam sobie, że będę pozytywną dyplomatką. Aby poprawić sytuację osób nieheteronormatywnych w Polsce, trzeba wciąż szeroko się do wszystkich uśmiechać, uspokajać nastroje i tonować radykalne osoby aktywistyczne.
Drag wpłynął na każdą moją życiową rolę. Postać na scenie po prostu wie, gdzie mam się znaleźć, a gdzie nie. I odnajduję się potem w śmielszym aktywizmie, w radykalniejszej polityce, w sensowniejszej pracy, w większej pewności siebie w relacjach, w od dawna wymarzonej, a w końcu przeprowadzonej zmianie imienia. Jestem psycholożką i zastanawiam się, czy DK Pantofel jest moim animusem. Na pewno nie jest to jakieś „obce we mnie”. To też ja.
(Evelyn) Jack Strong – dobry polski gniew prosto z Detroit
Odkąd byłam nastolatką, zawsze chciałam się przebrać i wyglądać jak mężczyzna. Zgodnie ze standardami społecznymi w ogóle nie jestem typowo męska: niska, wysoki głos, krągłości. Mimo to zawsze zastanawiałam się, jak by to było „przymierzyć” bardziej męski wygląd.
Nie powiedziałabym, że jestem trans. Podoba mi się etykieta genderfluid. Chociaż myślałam o tranzycji w kilku momentach mojego życia, to ostatecznie zdecydowałam się tego nie robić. Nie postrzegam swojej płci jako czegoś wyrytego w kamieniu, jako czegoś ostatecznego i gotowego. Zmienia się to raczej w zależności od mojego nastroju. Dlatego lubię dragować: mogę badać, co to znaczy być postrzeganym jako męski lub żeński.
Drag jest dla mnie odkrywaniem płci (gender), co to znaczy być „kobiecym” lub „męskim” i jak bardzo jest z tym związany wygląd. Duża część płci jest dla mnie performatywna. Po kilku bardzo drobnych poprawkach – jak chodzę, jak się noszę, jak emituję głos – sposób, w jaki ludzie mnie postrzegają, zmienia się drastycznie.
Wraz z grupą Drag King Heroes chcę stworzyć męską tożsamość, którą czuję w swoim wnętrzu. Naprawdę podoba mi się nazwa „bohaterowie”, którą wybrały_liśmy, ponieważ dla mnie reprezentuje ona najlepsze elementy męskości. Swoją drag personą chciałam stworzyć postać odzwierciedlającą moje zmagania z byciem obcokrajowczynią w Polsce.
Co ważniejsze, zależało mi na pozytywnym obrazie polskiej męskości. Chciałam persony, która byłaby silna, odważna i nie obawiałaby się kwestionować autorytetów. Chciałam okiełznać swoją buntowniczą stronę i dać głos osobie, o której myślałam, że się nią stanę. Takiej jak głośna, wściekła muzyka punkowa i metalowa – a w szczególności polski punk i metal – komuś głośnemu, pewnemu siebie, kto nie przejmuje się zasadami ani tym, co myślą inni.
Dlatego wybrałam utwory zespołów Dezerter i Behemoth. Utwór Dezertera „Musisz być kimś” wykorzystałam w celu wyśmiewania norm, jakie narzuca nam społeczeństwo. A jako bardzo bezpośrednie wyzwanie dla społeczeństwa, aby zakwestionować zaangażowanie religii w nasze życie i rząd, stworzyłam mashup piosenek „It’s a Sin” Pet Shop Boys i „O Father O Satan O Sun!” Behemotha.
Film „Jack Strong” Władysława Pasikowskiego obejrzałam w mojej szkole języka polskiego. Oglądając go, byłam trochę zdenerwowana – nie było angielskich napisów do kwestii wypowiadanych po polsku i nie byłam pewna, na ile dobrze je rozumiem. Jednak między moim ograniczonym rozumieniem polskich fragmentów a fragmentami po angielsku mogłam śledzić historię. Spodobał mi się kryptonim Jack Strong, który Ryszard Kukliński przybrał jako agent CIA.
Z filmu dokładnie pamiętam scenę, w której Kukliński kontaktował się z rządem USA i próbował napisać list po angielsku. Napisał po angielsku „I am” (jestem), a potem mruknął po polsku „obcokrajowcem” i sięgnął po słownik. Podobało mi się to, w humorystyczny sposób uchwyciło problem obcego języka.
Takim właśnie typem mężczyzny staram się być w mojej personie scenicznej. Nie tylko mężczyzną, który jest gniewny, ale mężczyzną kierującym energię swojego gniewu na sprawę, w którą wierzy.
Podoba mi się też nasza grupa: wszystkie_scy wnosimy coś innego do tej zabawy z płcią.
(Marta) Drag queer Transformers – co ja tu robię?
W życiu jestem heteroseksualną kobietą cis. Na scenie przeobrażam się w drag queer. Na co dzień pracuję w małej szkole językowej i przedszkolu. W czasie występu przeistaczam się w znane z popkultury męskie postaci. Jestem „panią Martą” i drag queer Transformersem w jednym ciele. Jeszcze dwa lata temu nie pomyślałabym, że te role są do pogodzenia i że znajdę w sobie przestrzeń, by je obie pomieścić.
Ucząc czy występując, opowiadam historie. Chcę, żeby były zaskakujące, prowokowały pytania, nie dawały gotowych odpowiedzi. Dobrze się bawię, łącząc cechy różnych płci. Mój pierwszy występ, przygotowany na warsztatach pod okiem wspaniałego duetu: reżyserki Agnieszki Małgowskiej i aktorki Moniki Rak (Damski Tandem Twórczy), łączył w sobie bycie demoniczną kobietą i przeistoczenie się z niej w przestraszonego tym, co widzi dookoła, Charliego Chaplina.
Twórczo korzystam z rejestru zachowań kulturowo przypisanych kobietom i mężczyznom. Nie lubię zamykania w sztywnych normach, spełniania oczekiwań. Interesuje mnie margines, coś, co na pierwszy rzut oka niewidoczne.
To, co robię na scenie, można by podsumować słowami, które usłyszała postać, w jaką się wcielam: „Masz lat blisko czterdzieści, wyglądasz na blisko trzydzieści, wyobrażasz sobie, że masz nieco ponad dwadzieścia, a postępujesz, jakbyś miał niecałe dziesięć” – powiedział Dijkstra do Jaskra w książce „Krew elfów” Andrzeja Sapkowskiego. To samo dzieje się na scenie i w czasie moich zajęć z dziećmi.
Zaraz kończę czterdzieści lat, moim uczennicom i uczniom także pozwalam na grę płciami. Chłopcy, jeśli chcą, mogą założyć różowe skrzydełka i przebrać się za wróżki, a dziewczynki odtwarzać męskie charaktery w przedstawieniach teatralnych, które reżyseruję. Chłopcy płaczą tyle, ile potrzebują. Nie słyszą ode mnie komentarza, że „chłopaki nie płaczą”. Agresji u dziewczynek nie przerywam, mówiąc, że im to nie przystoi, że mają być miłe i grzeczne. W takich kryzysowych sytuacjach wybieram inne metody. Kiedy dwulatek sięga po różową wstążeczkę, nie upominam go słowami „różowy jest dla dziewczynek”. Jeśli moja jedenastoletnia uczennica prosi, żebym nie mówiła do niej „Emilia” ani „Emilka”, tylko „Emi”, nie mam z tym problemu.
Scena i mój zawód bardzo płynnie przeplatają się w moim życiu. Praca przyzwyczaiła mnie do występów przed małą, bardzo młodą i wymagającą publicznością. Mieć plan, odpowiednie tempo, nie nudzić i przerwać w najlepszym momencie – tak wyglądają moje zajęcia i tak można by w dużym skrócie streścić wskazówki Damskiego Tandemu Twórczego. Dzięki scenie zaczęłam zwracać większą uwagę na potrzeby dzieci, ich ekspresję, poszukiwania genderowe. Swoje też.
Więcej informacji na Instagramie: