Arrow-long-left

Afirmacja

Kanał sztuki

Świadomość uwikłania, czyli co jest nie tak z ukraińskim kinem ostatnich siedmiu lat

„Podmiotowość oznacza odpowiedzialność” – powiedziała mi współredaktorka tego numeru, ukraińska badaczka i artystka Lia Dostlieva, kiedy zamawiała u mnie niniejszy materiał. W czasie naszej rozmowy przebywałam na rezydencji Centrum Historii Miejskiej we Lwowie i czytałam akurat książkę „The Implicated Subject: Beyond Victims and Perpetrators” amerykańskiego historyka i badacza pamięci Michaela Rothberga. Autor poszerza w niej instrumentarium dyskusji na temat politycznej odpowiedzialności za zbrodnie, wprowadzając do niej pojęcie implicated subject.

„Uwikłane podmioty zajmują pozycje bliskie władzy i przywilejów, jednak nie są bezpośrednimi agentami wyrządzanych szkód. Wnoszą wkład, zaludniają, dziedziczą lub otrzymują korzyść ze strony reżimów dominacji, nie pochodząc jednocześnie od tych reżimów i nie kontrolując ich. Takie osoby nie są ani katami, ani ofiarami – są raczej uczestnikami historii i układów społecznych, tworzonych przez katów i ich ofiary, w których większość ludzi nie odgrywa jaskrawo wyrażonych ról. Podmioty uwikłane są mniej »aktywnie« zaangażowane niż kaci, jednak nie są jedynie »biernymi« obserwatorami. Niemniej pośrednio lub z pewnym opóźnieniem ich działanie lub bezczynność pozwalają na powielanie ról ofiar i katów”1 – pisze Rothberg we wstępie do książki. I chociaż nie mówimy w tej chwili o ukraińskiej polityce pamięci, to jednak lektura tej pracy niewątpliwie pomogłaby w dyskusji nad skalą współudziału każdego z nas w podejmowaniu decyzji politycznych. Dyskusja ta dotyczy także miary odpowiedzialności pojedynczego człowieka za świat, w którym żyjemy.

Numer polskiego czasopisma kulturalnego stworzony przez Ukraińców oznacza, że wraz z podmiotowością biorą oni na siebie odpowiedzialność za wszelkie decyzje, uczynki i konsekwencje związane z tą publikacją. I jeżeli energia działań politycznych znalazła ujście wskutek rewolucji godności w latach 2013–2014, to dyskusja na temat odpowiedzialności za te działania dopiero zaczyna wybrzmiewać. Brak popularności tego tematu wzmacniany jest przez niezakończone, sabotowane i sztucznie przeciągane rozprawy sądowe dotyczące zabójstw w czasie Majdanu oraz inne, wciąż niezakończone głośne sprawy, takie jak zabójstwo dziennikarza Pawła Szeremeta czy aktywistki Kateryny Handziuk. Poczucie niesprawiedliwości kładzie się cieniem na ukraińskich reformach. Doszły do tego zmiana władzy i całkowity brak u jej nowych przedstawicieli cech kultury politycznej, o którą walczyło społeczeństwo obywatelskie w czasie niedawnej rewolucji.

W związku z powyższym dyskusja o tym, czym jest odpowiedzialność w ukraińskim kinie, będzie dość przygnębiająca. Opisany wyżej kontekst nie napawa nadzieją, że jakościowo nowy modus operandi – odpowiedzialny, strategiczny i ukierunkowany na rozwój – zaistnieje we współczesnej Ukrainie. Odnosi się to zresztą do decyzji politycznych na wielu płaszczyznach. Po prostu sfera kultury wraz z przemysłem filmowym nie stały się w tym zakresie chlubnym wyjątkiem. 

Zacznijmy jednak od faktów.

***

W ciągu ostatnich siedmiu lat ukraińskie kino znacząco się zmieniło. Dzięki zwiększeniu nakładów ze środków budżetowych, wprowadzeniu procedur konkursowych oraz pojawieniu się ukraińskich produkcji na dużych ekranach ton dyskusji na temat kondycji rodzimego kina zmienił się z pogardliwego i pobłażliwego na poważny i krytyczny. Nareszcie przestano powtarzać litościwe „dobrze, że przynajmniej cokolwiek kręcą”. Dyskusje stały się nieco bardziej zniuansowane – zaczęto dyskutować na temat nieuczciwych producentów (póki co jednak bez wniosków, co z nimi dalej robić), pozbawionych talentu reżyserów (chociaż nie zmienia to faktu, że wciąż finansowani są oni przez państwo), etyce i związkach zawodowych. Nota bene właśnie nowe struktury związkowe zaczęły coraz częściej akcentować wagę przejrzystych procedur, konkursów i priorytetów w kwestii podziału środków z budżetu państwa.

Ostatni temat podejmowany był przez ukraińskich twórców filmowych w reakcji na zmianę retoryki przedstawicieli nowej władzy. W którymś momencie rodzimy dorobek kinowy stracił w jej oczach na znaczeniu. Osoby publiczne zaczęły mówić o nieefektywnym wykorzystywaniu środków przez filmowców i o tym, że ukraińskie kino nie radzi sobie z konkurencją, w związku z czym należy wprowadzić wskaźnik opłacalności (KPI), który decydować będzie o ewentualnym dalszym finansowaniu. Jako przykład udanego projektu – zarówno pod względem finansowym, jak i oglądalności – przywołano ukraińską telewizję, która również zaczęła domagać się swojego udziału przy podziale środków budżetowych.

W 2019 roku wybory prezydenckie w Ukrainie wygrał były kabareciarz, aktor i producent studia „Kwartał 95”, Wołodymyr Zełenski. Nie on jeden zresztą trafił do polityki ze świata kina i telewizji. Obecny szef Biura Prezydenta, a wcześniej doradca głowy państwa Andrij Jermak również jest byłym producentem filmowym. Jego niegdysiejsi partnerzy biznesowi otrzymują z budżetu państwa wsparcie dla swoich projektów. Ministrowie kultury: były (Wołodymyr Borodianski) i obecny (Ołeksandr Tkaczenko) znajdowali się wcześniej na liście topmenedżerów ukraińskich kompanii telewizyjnych. Tkaczenko był dodatkowo głównym producentem kanału telewizyjnego, który emitował „Wieczorny Kwartał” – program rozrywkowy ze studia obecnego prezydenta. Oprócz tego zanim został ministrem, był już właścicielem połowy akcji Odeskiego Studia Filmowego. Teoretycznie większość akcji przedsiębiorstwa powinna należeć do państwa (pikanterii sytuacji dodaje fakt, że Ministerstwo Kultury sądzi się obecnie z prywatnymi współwłaścicielami o prawa do części akcji).

Nowa przewodnicząca Państwowej Agencji ds. Kinematografii – Maryna Kuderczuk jest byłą wiceprzewodniczącą Obwodowej Administracji Państwowej w Zaporożu i dyrektorką miejscowego kina. Jej nominację w wyniku drugiego konkursu (w pierwszym nominacji nie uzyskała wspólna kandydatka środowiska filmowego – Julia Sińkewycz, producentka jednego z największych ukraińskich festiwali filmowych) wielu wiąże z osobą Jermaka, który ma ponoć ambicje, by jednoosobowo kontrolować sytuację w ukraińskim kinie.

Całą tę historię można traktować jak bajkę, w której do królestwa szczęścia i dobrobytu wdzierają się złodzieje niszczący wszystko i ustanawiający dyktaturę „Bitwy jasnowidzów” (popularne ukraińskie reality show, w którym biorą udział osoby z „nadprzyrodzonymi zdolnościami”, pomagające szukać zaginionych ludzi) i wskaźników opłacalności. W podobnej sytuacji wszechobecnego relatywizmu i braku zaufania wspólnota twórców filmowych znalazła się jednak nie od razu. Istniały ku temu pewne wcześniejsze przesłanki.

Przede wszystkim filmy ukraińskie rzeczywiście nie przynoszą zysków (poza pojedynczymi przypadkami, kiedy budżet produkcji jest wystraczająco niski, by zwrócić się po seansach w 300–400 kinach lub kiedy zasięg dystrybucji jest wystarczająco szeroki, by dochody producentów nie ograniczały się jedynie do wpływów w hrywnach). Przyczyny takiego stanu rzeczy były słabo rozpoznane, nie mówiąc już o próbach ich usunięcia. Nowa ustawa o wspieraniu przez państwo przemysłu filmowego, która dopuszcza udzielanie wsparcia również sieciom kin, została przyjęta w 2017 roku, lecz weszła w życie dopiero w zeszłym roku, kiedy to nowe władze wprowadziły już do niej szereg poprawek.

Po pierwsze, Bodaj każdej premierze ukraińskiego filmu do 2019 roku towarzyszyły kłótnie z udziałem producentów, urzędników Agencji Państwowej, dystrybutorów oraz dyrektorów kin. Dotyczyły one głównie godzin wyświetlania ukraińskich filmów. Jednym z inicjatorów podobnej awantury był sam Jermak, który w 2017 roku publicznie wyrażał oburzenie z powodu godzin seansów „Granicy”, której był współproducentem. Według jego słów film pokazywano w ciągu dnia, kiedy większość widzów nie miała szansy go obejrzeć.

Po drugie, dostęp producentów telewizyjnych do państwowego finansowania umożliwili sami filmowcy, tworząc wraz z nimi koalicję podczas prac nad nowym ustawodawstwem regulującym politykę państwową w sferze kina. To właśnie przedstawiciele inicjatywy #Кінокраїна (#Kinokraj) byli autorami i lobbystami nowego prawa. A to właśnie dzięki niemu wprowadzono w Ukrainie między innymi system cash rebates, który pozwala na zwrot kosztów zagranicznym filmowcom decydującym się na kręcenie w Ukrainie. W wersji ustawy, którą podpisał prezydent Petro Poroszenko w 2017 roku, kwota zwrotu wynosiła 16,6%, tymczasem nowa władza na fali przyjazdu do Ukrainy Toma Cruise’a zwiększyła ją do 20–25%. Cruise, co prawda, nie zdecydował się na wyprodukowanie u nas nowej części „Mission Impossible”, jednak zamiast niego przyjechał Jean-Claude Van Damme, by kręcić swoją komedię kryminalną dla Netflixa. Póki co jest to jedyny projekt, który skorzysta z ukraińskiej oferty cash rebates. Dodajmy, że za ukraińską część produkcji odpowiada kompania Star Media, która wcześniej współtworzyła #Kinokraj.

Po trzecie, za rządów pierwszej ekipy pomajdanowej, którym towarzyszyła reformatorska aura, ukraińska wspólnota twórców filmowych nie potrafiła rozwiązać kwestii konfliktu interesu wśród ekspertów podczas państwowych pitchingów. „Każdy z każdym już pracował, dlatego konflikt interesu dotyka wszystkich” – wzruszali ramionami członkowie komisji eksperckich, afiliowani przy uczestnikach konkursów. Definicja, którą zawarto w ustawie, była zbyt mglista, natomiast nikt nie zadbał o to, by udoskonalić ją po nowej redakcji dokumentu.

Brakuje konsensusu zawodowego również w innych kwestiach: na przykład czy z urzędu wspierać państwowe studia filmowe? Czy faworyzować kino autorskie względem masowych produkcji? Czy państwo powinno sugerować tematy producentom filmowym („patriotyczne” zapisy wydatków na kino pojawiły się za prezydentury Poroszenki, ale także teraz, podczas prezydentury Zełenskiego, który z całych sił próbuje odżegnać się od jakichkolwiek związków ze swoim poprzednikiem, państwo wydziela środki na treści „patriotyczne”, chociaż w tym wypadku emitowane w telewizji)? Co robić ze szkolnictwem filmowym, na którym nikt nie zostawia suchej nitki? W jaki sposób wspierać rodzimy dokument i animację? I czy udział w festiwalach filmowych w Cannes i Wenecji jest ważniejszy od wysokiej oglądalności w krajowych sieciach kinowych? Innymi słowy, co jest ważniejsze dla ukraińskiego kina – „Plemię” Myrosława Słaboszpyckiego (Grand Prix Tygodnia Krytyki w Cannes, nagroda Europejskiej Akademii Filmowej, liczne wyróżnienia na światowych festiwalach filmowych i regularne pojawianie się w rankingach najlepszych filmów 2014 roku i drugiej dekady XXI wieku) czy „Ja, ty, on i ona” Wołodymyra Zełenskiego (71 mln hrywien wpływów kasowych i drugie miejsce pod względem liczby widzów od początku ukraińskiej niepodległości)?

Do odpowiedzi na powyższe pytania lub przynajmniej do spokojnej, pozbawionej histerii dyskusji ukraiński przemysł filmowy mógłby zbliżyć się mniej więcej teraz (gdyby naturalnie nie było pandemii koronawirusa, która postawiła ukraińskie kina i studia filmowe w jeszcze gorszej sytuacji, niż były dotychczas). Tymczasem znowu wrócono do rozmów na temat tego, co środowisko twórcze już omówiło w czasach Majdanu i pierwszych miesięcy po nim. Maryna Kuderczuk nie lobbuje na korzyść środowiska rzekomo w akcie zemsty za brak wsparcia w czasie konkursu. Po cięciach wydatków na kino na początku pandemii COVID-19 wypowiedziała się z nutą hipokryzji: „Jestem pewna, że producenci filmowi ze zrozumieniem odniosą się do sytuacji, kiedy zrezygnujemy z kolejnego filmu na rzecz budowy nowego szpitala”. Szpital swoją drogą i tak nie został zbudowany, gdyż środki zostały przeznaczone na budowę dróg. Pieniądze na kino ostatecznie zostały zwrócone, jednak sposób przeprowadzenia pitchingów jeszcze bardziej skłócił i bez tego podzielone środowisko twórców.

***

W ten oto sposób wracamy do momentu, w którym zaczęliśmy.

„Jakąkolwiek decyzję polityczną należy analizować na podstawie trzech pytań. Pierwsze (konsekwencjalistyczne) brzmi: czy jesteśmy pewni, że konsekwencje naszego wyboru nie są niebezpieczne – bezpośrednio lub jako przykład czy precedens? Drugie (realistyczne) to pytanie o korzyść z dokonanego wyboru. I w końcu trzecie – czy jest to dobry, prawidłowy wybór bez względu na odpowiedzi na dwa poprzednie pytania? Nasza obecna niemoc przy jednoczesnym uwzględnieniu wszystkich trzech kryteriów (traktowanych oddzielnie) świadczy o klęsce myślenia politycznego”2 – mówi Tony Judt w rozmowie z Timothym Snyderem w książce, której ukraińskie wydanie ukazało się w ubiegłym roku i powinno znaleźć się na stole każdego domorosłego pomajdanowego reformatora.

Żadne z powyższych kryteriów w ukraińskiej polityce – przynajmniej kulturalnej – nie jest stosowane. Wszystkie decyzje podejmowane są wyłącznie pod naciskiem bieżącej sytuacji. Horyzont planowania, i tak zawężony w ukraińskim przypadku do kilku miesięcy (witaj w naszym świecie, izolowana przez kwarantannę Europo!), obecnie skrócił się do mniej więcej kilku tygodni, czyli czasu, w którym lokalne władze nie zdążą zmienić kolorów stref kwarantanny, a minister kultury nie wymyśli, na co jeszcze wydać środki z kilkumiliardowego budżetu.

Na fali oburzenia działaniami nowej władzy (przynajmniej w dziedzinie kinematografii) wielu zapomina o tym, że poprzednia władza nie powinna być idealizowana, tylko również rozliczana ze swoich decyzji – skłonności do „ręcznego zarządzania”, radzieckiej retoryki „zamówień państwowych”, przywiązania do nazwisk i hierarchii, niskich kompetencji i niskiej kultury podejmowania decyzji politycznych, w końcu rezygnacji z tworzenia podwalin instytucjonalnej ciągłości. Zamiast tego przedstawiciele poprzedniego obozu władzy tworzą opozycyjne ruchy, inicjują grupy na Zoomie i piszą posty na Facebooku, w których krytykują działania nowych polityków i tych, którzy z merkantylnych często powodów stali się ich sojusznikami.

Być może przyczyna tkwi w tym, że w ukraińskim dyskursie publicznym wciąż panuje czarno-biała dychotomia: muszą być ofiary, kaci, winni, święci, przestępcza władza, zbyt późno odsunięci od władzy poprzednicy i tak dalej. Brakuje tego prostego szarego „uwikłanego podmiotu”, który ani nie trzyma palca na cynglu, ani nie stoi twarzą do ściany, który natomiast swoją krótkowzrocznością, strachem i słabą pamięcią tworzy warunki dla funkcjonowania reżimu braku odpowiedzialności, w jakim tkwimy już trzydzieści lat. Być może od rozmowy o tym, co zrobiliśmy nie tak, a co powinniśmy zrobić w zamian, warto zaczynać nowe strategiczne dyskusje zarówno w ramach ukraińskiego przemysłu filmowego, jak i w ministerstwie kultury czy ogólnie w całym aparacie państwowym.

P.S. 11 listopada 2020 roku ukraiński reżyser, operator i producent filmowy Wałentyn Wasianowycz oświadczył, że nie przyjmuje orderu III stopnia „Za zasługi”, który przyznał mu prezydent Wołodymyr Zełenski. Wręczanie orderów, nagród i tytułów w Ukrainie odbywa się – zgodnie z radziecką tradycją – z okazji świąt grup zawodowych, Dnia Niepodległości oraz innych ważnych dat. Na podstawie rozporządzenia prezydenta (usuniętego już co prawda z oficjalnej strony jego administracji) kilkudziesięciu działaczy kultury zostało nagrodzonych z okazji Wszechukraińskiego Dnia Pracowników Kultury i Mistrzów Sztuki Ludowej (czytaj: jeszcze jednego przeżytku radzieckiej kultury politycznej).

Już sześć lat toczy się dyskusja na temat tego, po co Ukrainie przestarzałe procedury nagradzania zasłużonych i ludowych działaczy kultury oraz czy nie stały się one jedynie formą „dokarmiania” lojalnych wobec władzy artystów. Jednak żaden z postmajdanowych ministrów kultury nie zdobył się na likwidację lub przynajmniej reformę tej tradycji.

Wasianowycz – twórca filmu „Atlantyda”, ubiegłorocznego zwycięzcy sekcji „Horyzonty” MFF w Wenecji i autor zdjęć do wspomnianego już filmu „Plemię” – odmówił przyjęcia orderu nie z powodu radzieckiej tradycji. „Jako twórca filmowy protestuję w ten sposób przeciwko wytaczaniu przez władzę spraw kryminalnych producentom filmowym, którzy tworzyli ukraiński przemysł kinematograficzny w ostatnich latach. Dziwnym zbiegiem okoliczności owe »sprawy« dotyczą tych produkcji, które reprezentowały Ukrainę na arenie międzynarodowej. Nie mogę przyjąć nagrody od władzy, która jedną ręką nagradza »za znaczny osobisty wkład w rozwój kultury narodowej, wybitne osiągnięcia twórcze, a także zawodowy profesjonalizm«, a drugą – wszczyna sprawy kryminalne i zajmuje się prześladowaniami. Moja decyzja nie jest decyzją polityczną. To kwestia etyki oraz solidarności zawodowej” – oświadczył reżyser.

Śledztwo zostało wszczęte również wobec studia Wasianowycza. Należące do niego Studio Armata Film znalazło się na liście opublikowanej przez Agencję Państwową przed drugą turą XIV konkursu dotacyjnego. Środowisko przyjęło publikację listy jako element nacisku na ekspertów, by ci oceniali wyżej projekty tych studiów filmowych, które nie znalazły się na liście. Czy należy uznać za przypadek, że nie ma na niej studia związanego z Andrijem Jermakiem oraz tych tworzących w partnerstwie z Rosją?

Wasianowycz zdobył się na to, co skłoniło mnie do napisania niniejszego artykułu, a mianowicie na odpowiedzialność i postawę obywatelską nie na skalę ogólnonarodową, lecz na mniejszą, ograniczoną jedynie do wspólnoty twórców. Artykułowanie bezkompromisowej postawy w takiej sytuacji jest bowiem o wiele trudniejsze. Łatwiej ogłosić się patriotą, który chce tworzyć proukraińskie seriale za państwowe pieniądze. Trudniej mówić o naciskach i krytykować decyzje podjęte w wysokich gabinetach. To sytuacja, gdy trzeba spojrzeć również na samego siebie i spytać się: co będzie oznaczał fakt, że przyjmę order z rąk prezydenta, przy którego milczącej (a może nawet i niemilczącej) zgodzie dzieje się tak źle w przemyśle, w którym pracuję? Wasianowycz zadał sobie to pytanie i udzielił na nie odpowiedzi. Ci, którzy przyjmują nagrody od jakichkolwiek reżimów politycznych, widocznie nie stawiają sobie podobnych pytań, zasłaniając się koniecznością promocji swoich filmów czy legitymizacją autorskiej wypowiedzi przez polityczny mainstream. Kto kogo legitymizuje – oto jeszcze jedna kwestia, nad którą część ukraińskich twórców rzadko się zastanawia. Być może następny dzień po tym, jak do tej refleksji dojdzie, będzie pierwszym, kiedy obudzimy się w całkowicie odmienionym kraju.

tłumaczenie z języka ukraińskiego: Ryszard Kupidura

Daria Badior – krytyczka teatralna, redaktorka działu „Kultura” wydania internetowego LB.ua. Kuratorka festiwalu filmowego Kijowski Tydzień Krytyki, członkini Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych (FIPRESCI).


 

1 M. Rothberg, The Implicated Subject: Beyond Victims and Perpetrators, Stanford University Press, Palo Alto 2019, s. 1.

2 T. Judt, T. Snyder, Rozważania o wieku XX, tłum. P. Hrycak, Ciowen, Lwów 2019, s. 302.

Newsletter

Bądź z nami na bieżąco – Zapisz się do naszego newslettera i śledź nas w mediach społecznościowych: