Lato 1945 roku. Sagan na Dolnym Śląsku, pogranicze śląsko-łużyckie. Wkrótce zostanie Żaganiem, ale najpierw – do 1946 roku – będzie Żeganiem. Zdarzenie trwające kilka chwil. Bahnhof. Historia wirująca, stająca się na oczach uczestniczących w niej osób. Na dworcach podobno dzieje się najwięcej.
Z Berlina do swojego majątku wraca Freya von Moltke, żona Helmutha Jamesa hrabiego von Moltke, wtedy już wdowa. Jej mąż był przywódcą antyhitlerowskiej grupy oporu znanej w historii jako Krąg z Krzyżowej. Absurdalna podróż pod prąd ludzkiej rzeki – ludność niemiecka ucieka bądź jest wypędzana na zachód, w ich miejsce ze wschodu przybywa zróżnicowana mozaika osiedleńców. Mają oni_e wypełnić opustoszały i obcy krajobraz kulturowy. Transporty kolejowe stają na stacji w Żarach (Sorau in der Niederlausitz). Freya razem ze swą towarzyszką podróży, panią Raschke, dociera do Żegania furmanką prowadzoną przez polskiego woźnicę. Na dworcu dochodzi do trwającego zapewne jedynie kilka chwil zdarzenia poza czasem i historią, a może właśnie w samej Historii. Rosyjska albo polska dziewczyna wtyka w dłoń niemieckiej arystokratki kawałek chleba1.
Żagań (Sagan), dworzec kolejowy, 1934. Z archiwum G. Błaszczyka
Migracje, ucieczki i poruszenia najczęściej wiążą się z mieszaniem, różnorodnością – wielokulturowym społeczeństwem. Rzadziej pamiętamy o homogenizującym charakterze tych procesów. Ziemie Zachodnie i Północne, oficjalnie nazwane „Odzyskanymi”, w wyniku wojny, działań dwóch totalitarnych reżimów oraz decyzji przywódców zwycięskich mocarstw w Poczdamie stały się areną bezprecedensowych w XX wieku przesiedleń i wysiedleń, wędrówki ludów. Te przymusowe migracje rozdzielające dwa światy określane bywają nawet jako czystki etniczne2. Wytyczają granicę między Nami a Nimi, Swoimi i Obcymi.
Profesor Beata Halicka3 pisze:
Uciekając przed zbliżającą się Armią Czerwoną ponad 50% zamieszkujących te obszary Niemców opuściło swoje rodzinne strony zimą na przełomie lat 1944/1945. Ci, którzy pozostali na miejscu, zostali wygnani przez polskie wojsko w czerwcu i lipcu 1945 roku lub przymusowo wysiedleni w kolejnych miesiącach. Pozostać wolno było tylko tym, którzy mogli udowodnić swoje polskie korzenie i gotowi byli przyjąć polskie obywatelstwo. Równolegle do ucieczki i przymusowych wysiedleń Niemców przebiegał proces osiedlania się ludności polskiej. Już na początku 1945 roku – a więc na długo przed tym, jak wyznaczono nową granicę na Odrze i Nysie – rząd polski rozpoczął kampanię propagandową, promując osiedlanie się na postulowanych przez Polskę terenach.
Rano, 11 lutego w Sagan zarządzono ewakuację. Z tego samego dworca, na którym kilka miesięcy później miało dojść do niecodziennego spotkania, przez cały dzień odjeżdżały pociągi. Na ostatni, wieczorny pociąg przybyło kilka tysięcy mieszkańców. Gradację tych przesiedleń można ująć w następujący sposób: ewakuacja – wypędzenie – przymusowe wysiedlenie. Jakie to były liczby? Nie da się tego precyzyjnie określić4. Ale nie to jest najważniejsze. Dla oddania skali można przytoczyć dane, na które powołuje się profesor Czesław Osękowski – z 8,5 miliona osób zamieszkujących ziemie przyłączone do Polski w wyniku ewakuacji pozostało 4,5–4,6 miliona osób, spośród nich ponad 3 miliony Niemców miało zostać wysiedlonych (pozostali to ludność rodzima o polskich korzeniach): „W maju 1945 roku Ministerstwo Administracji Publicznej szacowało, że na poniemieckich ziemiach można od razu osiedlić około 6 milionów osób, a po wysiedleniu Niemców dalsze 2 miliony”5.
Procesom demograficznym towarzyszyło aktywne wytwarzanie różnicy, do którego używano propagandy państwowej (druki ulotne, kino, tworzone na zlecenie polityczne publikacje). Nacjonalizm, wyrażony w trybalistycznym haśle „powrotu do macierzy”, na „prastare ziemie ojców”, był wątkiem przewodnim opowieści o „Ziemiach Odzyskanych”. Jak to w micie bywa, znaczące i znaczone nie przylegały do siebie ściśle. Potrzebne były praca instytucjonalna, teoria i praktyka. Polacy, Ukraińcy, Żydzi, Białorusini, Litwini, Romowie, Łemkowie, Bojkowie i Rusini, rodziny mieszane – wszyscy mieli stać się Polakami (albo Niemcami). Nie było miejsca na identyfikacje regionalne, na bycie: Kaszubem, Warmiakiem, Mazurem czy Ślązakiem. Alternatywa rozłączna.
Żagań, ul. 1 Maja / Jana Keplera (Kepler Straße), w tle nieistniejąca Bader Straße, 1970. Fot. J. Mazur
Żagań, ul. II Armii Wojska Polskiego / Ratuszowa (Sorauer Straße), 1975–1976. Fot. J. Mazur
Odniemczano, egzorcyzmowano duchy niemieckie. W ich miejsce przywoływano piastowskie. My tu nie przybyliśmy – wróciliśmy do siebie. W gabinetach Instytutu Zachodniego w Poznaniu wymyślono Ziemię Lubuską (do której odtąd miał należeć śląski Żagań) jako wariant mitu pionierskiego. Jednak w pierwszej spontanicznej fazie dzikiego zasiedlania trudno było o entuzjazm. Chyba tylko szabrownikom nie można było go odmówić. Pochodząca z miejscowości Stryj w dzisiejszej Ukrainie repatriantka i nauczycielka Wilhelmina Trylowska wspominała jedną z pierwszych nocy w Sagan/Żeganiu, pisząc o „maruderach i bandytach”, którzy „wyważyli drzwi”, bili „w okrutny sposób” i „zabierali wszystko, co im się podobało”6. Pionierkom i pionierom towarzyszył strach przed nieznanym. Wszak nie byli imigrantami z wyboru. Zygmunt Koryzma zapamiętał swoją tułaczkę w ten sposób:
Dopóty jechaliśmy, podróż nasza wydawała się jakby jakąś wycieczką, i mało kto zdawał sobie jasno sprawę z tego, że nadejść musi chwila opuszczenia wagonu i zamieszkania na tej obcej ziemi – a może pozostania tutaj do końca życia. […] Od kilku dni chodziły po transporcie uporczywe gadki, żeby nie osiedlać się po drugiej stronie Odry. Jak tylko minęliśmy tę rzekę, przez transport jakby przeleciał elektryczny prąd. Ospałość znikła. Napięcie rosło i wybuchło dopiero w Żaganiu. Przeraziła nas ta pustynna ziemia i to spalone miasto. […] Nazywali ziemię tę „dzikim zachodem”7.
W kontekście tych makroprocesów naznaczonych indywidualnym cierpieniem anonimowe spotkanie latem 1945 roku wskazuje na drobny przesmyk w rozdzieleniu prowadzącym do homogenizacji. Czy można wyobrazić sobie lepszy symbol momentu przejścia, inicjacji i – mimo wszystko – ciągłości w radykalnym zerwaniu kulturowym?! Prosty gest anonimowej osoby na „ziemi niczyjej” w (bez)czasie pełnym niepokoju, nieufności i głodu zyskuje uniwersalny, ludzki wymiar. Łączy dwa światy w najmniej spodziewanym momencie. Prowadzi do pytań o tożsamość, wspólnoty wyobrażone, o kulturowe oswajanie przestrzeni, o wykorzenienie i wrastanie, o potrzebę bycia skądś. Poszukiwanie odpowiedzi to pełne wrażeń przemierzanie krajobrazu (nie)pamięci.
Żagań, ul. Warszawska (Hohe Straße),1966. Fot. J. Mazur
Monokulturowe środowisko wytworzone po 1945 roku kryje w sobie różnorodność, którą można odkrywać nie tylko w indywidualnych genealogiach, ale również w warstwach historycznych. W odniesieniu do Żagania to nie tylko poniemieckie, ale również poczeskie, powłoskie, pofrancuskie. Ciągłość zachowała się w urbanistyce i architekturze często naznaczonych transformacjami – wyburzaniem całych kwartałów starego miasta w drugiej połowie lat 60. ubiegłego wieku, pustymi skwerami i blokami lokowanymi na prawie magdeburskim, w pozostawionych podczas ucieczki przedmiotach, a także w przyrodzie (pomnikowe drzewa w parku książęcym). To także popeerelowskie (nie ma już lokali gastronomicznych i rozrywkowych, takich jak Stylowa, Piastowska, Kino Włókniarz z jazzowym dixielandem; kioski i budki piwne zniknęły z krajobrazu, a fabryki nie wytrzymały „presji rynku”).
W mieście nie ma już praktycznie autochtonów, są za to spotkania na dworcach. Karl-Heinz Kringel urodził się w 1940 roku w Sagan. Kiedy miał cztery lata, zrobiono mu zdjęcie na peronie dworca. We wrześniu zeszłego roku, również z kolejowym lizakiem, szukał dogodnego miejsca do odtworzenia tej sceny. Do Żagania przyjechał z synem Ulfem, lekarzem z Rostocku, oraz wnukiem Leopoldem. Spotkali się z autorem niniejszego tekstu oraz regionalistami Stanisławem Byczkowskim i Grzegorzem Błaszczykiem. Wszyscy przez moment mogliśmy poczuć się saganerami-żaganianinami, których łączy miejsce pamięci.
Mariusz Wieczerzyński – filozof, redaktor i animator kultury, żaganianin, regionalista. Pomysłodawca i organizator spacerów krajoznawczych „Odkrywanie Żagania”. Pasjonują go pogranicza, krajobrazy (nie)pamięci, wyprawy górskie. Publikował m.in. w „Kurierze Szczecińskim”, „Märkische Oderzeitung” i „Przystanku Dolny Śląsk”.
1 F. von Moltke, Wspomnienia z Krzyżowej 1930–1945, Warszawa 2000, s. 106.
2 Mój dom nad Odrą. Pamiętniki osadników Ziem Zachodnich po 1945 roku, red. B. Halicka, Kraków 2016, s. 7–8.
3 Tamże, s. 8.
4 Na ten temat zob. B. Nitschke, Wysiedlenie ludności niemieckiej z Polski w latach 1945–1949, Zielona Góra 1999.
5 C. Osękowski, Proces zasiedlania Ziemi Lubuskiej po II wojnie światowej, „Studia Zachodnie”, nr 5/2000, s. 5.
6 Pamiętniki osadników Ziem Odzyskanych, oprac. Z. Dulczewski i A. Kwilecki, Poznań 1963, s. 287.
7 Za: B. Halicka, Polski Dziki Zachód. Przymusowe migracje i kulturowe oswajanie Nadodrza 1945–1948, Kraków 2015, s. 200.