„Niewidzialna dzielnica” (2023) bada zetknięcie rzeczywistości i wspomnień, ukazując miejski krajobraz Warszawy przez pryzmat pamięci białoruskich emigrantów.
Bohaterowie projektu zostali zilustrowani z wykorzystaniem typologii, polegającej na użyciu zdjęć w wygenerowanych pejzażach miejskich. Limbus pojawia się, gdy pamięć nakłada się na rzeczywisty krajobraz, wspierając zdrowie psychiczne i tożsamość w nowym środowisku. Ważne jest, aby zrozumieć, że adaptacja to nie tylko trudności, lecz także tworzenie nowego świata i tożsamości.
„Niewidzialna dzielnica” to projekt-ilustracja, w ramach którego badany jest subtelny splot rzeczywistości i wspomnień.
Projekt porusza tematy związane z pamięcią, adaptacją i krajobrazami miejskimi, wprowadzając do dyskusji efekt przypadkowych skojarzeń w środowisku miejskim. Szczególną uwagę zwraca na Warszawę i jej związek z pejzażami innych miast, odtworzonymi na podstawie wspomnień.
Do jego wykonania wybrałem typologię opartą na historiach białoruskich imigrantów żyjących w Warszawie. Główną koncepcją projektu jest limbus, punkt zetknięcia przestrzeni pamięci z miejscami rzeczywistymi.
Korzystając z e-map i zdjęć miasta, wygenerowałem pejzaże miejskie, w których spotkały się osobiste wspomnienia bohaterów. Wygenerowane „przedmioty” ilustrują nieoczywiste obiekty, które przywieźli ze sobą imigranci – coś, co służy jako dodatkowe wsparcie psychologiczne i zapewnia bezpieczeństwo.
Mechanizmy te odgrywają kluczową rolę dla wspierania ludzi w radzeniu sobie ze stresem i przystosowaniu się do trudnych warunków. Stają się one filarem dla regulowania emocji, pracy z tożsamością, utrzymywania więzi z rodziną i kulturą oraz dbania o zdrowie psychiczne. Emigracja to nie tylko przeprowadzka z jednego miejsca geograficznego do drugiego – to także ogromne zmiany kulturowe, społeczne i indywidualne. W świetle napięć politycznych i wojen przejście to staje się jeszcze trudniejsze i wymaga znacznego przystosowania.
Projekt ma na celu ukazanie nie tylko aspektów bólu i cierpienia, ale również nowego świata, nowych tożsamości, nowej rzeczywistości, w której znajdują się imigranci. Ważne jest, aby ujawnić proces adaptacji jako pozytywne zjawisko, które przynosi zarówno wyzwania, jak i nowe możliwości i perspektywy.
Igor
Przeprowadziłem się do Warszawy w 2021 roku po długim okresie życia „nigdzie i wszędzie”. Powodem emigracji był brak poczucia bezpieczeństwa. Podczas przeprowadzki czułem strach, niepokój, złość, ale i ciekawość. Najtrudniejsze było dla mnie zrozumienie i zaakceptowanie braku możliwości powrotu do domu, chociażby w odwiedziny. Zaakceptowanie tego, że jestem tu na długo.
Raczej nie mam wielu skojarzeń ulic w Warszawie z tymi w Mińsku. Czasem jakieś skojarzenia z klimatem niektórych miejsc. Dokładnie z kawiarnią Żona Krawca przy Kamionkowskiej 29. Przypomina mi ona mińską kawiarnię Zierno: klimatem, deserami, oświetleniem. Również niedaleko mojego domu w Warszawie znajduje się skrzyżowanie, które przenosi mnie do czasów dzieciństwa w Gomelu. W mojej dzielnicy był sklep i z jakiegoś powodu skrzyżowanie przy ulicy Kinowej przenosi mnie właśnie tam.
Podczas przeprowadzki zabrałem ze sobą diadem, który dała mi na pod choinkę moja koleżanka. Dzięki niemu chciałem zapamiętać nasze ostatnie spotkanie. To dla mnie jak horkruks, czarnoksięski przedmiot z „Harry’ego Pottera”.
Jak się teraz czuję? Różnie. Bardzo tęsknię za mamą, której nie widziałem trzy lata. Nie mogę sobie wyobrazić, jak bardzo ona za mną tęskni.
Wygenerowano na podstawie: diadem
Masza
Przeniosłam się z Mińska (Białoruś) do Warszawy pod koniec 2020 roku. Powodem były wydarzenia w Białorusi w 2020 roku, lęk przed bezprawiem, strach. Przeprowadzając się, czułam strach z powodu niepewności. Ale jednocześnie poczułаm ulgę, jakbym weszła do łodzi z morza, w którym pływają rekiny. Najtrudniejszą rzeczą na emigracji było spakowanie całego życia do walizki. Wytłumaczenie swojej decyzji rodzicom. Zaakceptowanie myśli, że jeszcze długo nie wrócę. Chociaż wtedy wydawało mi się jeszcze, że będę mogła wrócić do domu w bliższej przyszłości. Teraz z bólem przyznaję, że to może się nigdy nie wydarzyć.
W Warszawie czasami mam skojarzenia z Mińskiem. Głównie wtedy, gdy samodzielnie gdzieś idę lub jadę. Kiedyś jechałam do domu tramwajem ulicą Puławską, patrzyłam przez okno; pomyślałam, że jadę z ulicy Bahdanoviča w stronę Zialionego Luhu. Też do domu. Lub ostatnio na Ochocie przy ulicy Korotyńskiego naprawdę przeniosłam się na ulicę Karbyšava w Mińsku. A gdzieś w okolicy Woli jest coś podobnego do mińskiej „Różyczki”. Tyle samo starszych ludzi z torbami na kółkach. Ale podwórka są inne, nie jak w domu. Jeszcze na swój sposób oddają klimat Mińska szklane biurowce IT na Mokotowie. Jest w nich coś znajomego, w tym wyłożonym wykładziną wejściem i ludźmi z kartami-kluczami na szyi 🙂 Najwyraźniej pamięć próbuje złożyć nowy świat ze znajomych puzzli, wyszukuje podobieństw.
Nie zdążyłam pomyśleć o zabraniu ze sobą czegoś szczególnie dla mnie ważnego. Musiałam pilnie wywieźć i rozdać wszystkie swoje rzeczy z wynajmowanego mieszkania. Zostało sprzedane przed naszym wyjazdem i już wtedy musiałam spakować swoje życie w kartony. Jedyne, co zawsze mam przy sobie, to klucze do domu moich rodziców. Rzadko bywałam u rodziców, zwłaszcza w ostatnich latach. Ale bez względu na to, ile zamków się zmieniło, zawsze miałam zapasowy zestaw kluczy. Nie wiem nawet, jaki jest teraz kod do bramy i który klucz pasuje do którego zamka, ale wiem, że bardzo boję się zgubić te klucze. Tak jakbym wtedy nie mogła już definitywnie wrócić do domu. Natychmiast po przeprowadzce poczułam się spokojniej, pojawiło się podstawowe poczucie bezpieczeństwa. Ale po wybuchu wojny na Ukrainie wszystko się posypało. Zachwiała się moja wiara w ludzkie wartości. Wszystko może zostać odebrane, nawet dom. Pozostaje tylko wozić go ze sobą i wklejać pikselami do rzeczywistości.
Wygenerowano na podstawie: klucze do domu moich rodziców, fot. S. Paradżanow, czarka do herbaty
Natasza
Przeprowadziłam się do Warszawy w 2021 roku z Mińska w Białorusi. Powodem mojej emigracji był strach przed prześladowaniem, więzieniem i w końcu śmiercią. Podczas przeprowadzki czułam też strach, niepokój i zagubienie. Najtrudniejsze było opuszczenie domu, gdzie miałam wszystko i ponowne układanie życia w obcym kraju. Strach, że się nie uda. Szkoda, że jest to wymuszona decyzja i nie ma żadnej pewności, kiedy i czy będę mogła wrócić lub przynajmniej odwiedzić moich rodziców.
Podoba mi się Warszawa. Wydaje się bardzo różnorodna, wolna. I jest tu sporo pięknej architektury, zarówno nowoczesnej, jak i starej. Niektóre miejsca przypominają mi Mińsk, inne – każdą metropolię.
Przywiozłam ze sobą kilka niewielkich przedmiotów, które kojarzą mi się z domem. Jednym z moich ulubionych artefaktów jest chusta mojej babci. Babcia odeszła kilka lat temu i zabrałam tę chustę do Mińska. A kiedy przeprowadzałam się do Warszawy, przypadkowo oddałam ją mamie z innymi rzeczami. Ale moja przyjaciółka mi ją przywiozła. Magia była w tym, że pachniała ona zarówno domem mamy, jak i domem babci. Do tej pory czasami lubię zanurzać w niej swoją twarz i wdychać zapach miłości i troski. Teraz czuję się spokojniej, już się zaaklimatyzowałam. Nostalgię odczuwam coraz rzadziej. Ale nadal czuję ból, gdy widzę zdjęcia rodzinnego miasta i zdaję sobie sprawę, że jeszcze długo nie będę mogła chodzić tymi ulicami, i te ulice już nie są takie same 🙁
Wygenerowano na podstawie: gliniana zabawka, mała biało-czerwoną flaga, chusta babci
Palina
Nazywam się Palina. Przeprowadziłam się z Białorusi do Warszawy w sierpniu 2021 roku z przyczyn politycznych. Było ciężko podczas startu samolotu i przez pierwszy miesiąc, który spędziłam w Kijowie. Ale kiedy przeprowadziłam się do Warszawy, wszystko się ułożyło. Najtrudniejsze w przeprowadzce było to, że kiedy dopiero zaczynasz budować relacje z ludźmi, ogarniać mieszkanie, układać sobie życie, nagle okazuje się, że musisz zaczynać wszystko od nowa.
Przypadkowym skojarzeniem z Mińskiem w Warszawie jest dla mnie ulica Czerniakowska. Szczególnie w okolicy budynków numer 81–88. Za każdym razem czuję się tam, jakbym spacerowała po prospekcie Puszkina. To absolutnie prospekt Puszkina, w pobliżu jest jeszcze blok, w którym mieszkałam przez ostatnie trzy miesiące przy ulicy Adaeuskaha.
Co do rzeczy, które ze sobą przywiozłam, to w większości to mój sprzęt muzyczny, filtry oświetleniowe, lampy. Zawsze staram się urządzić się przytulnie, gdziekolwiek jestem.
Wygenerowano na podstawie: obraz dinozaura autorstwa Siergieja Sawicza, wielokolorowe filtry do oświetlenia, kalendarz na ścianie
Petar
Przeniosłam się do Warszawy na początku 2020 z Mińska w Białorusi. Głównym powodem emigracji był strach, o to, że stracę wolność i może nawet życie. Bałam się braku akceptacji dla mnie, mojego stylu życia w kraju, z którego pochodzę. Podczas przeprowadzki czułam ciężar, bezradność, tęsknotę. Ale jednocześnie szczęście, lekkość, wolność. Najtrudniejsze w emigracji jest rozstanie się z rodziną, znalezienie nowych więzi społecznych w Polsce, zaspokojenie podstawowych potrzeb.
Od razu znalazłam się w centrum Warszawy w wynajętym mieszkaniu, nic początkowo nie budziło skojarzeń z Mińskiem. Potem, kiedy bywałam na takich dzielnicach, jak Żoliborz, Mokotów lub Saska Kępa, porównywałam niektóre domy i ulice z miastami, które znam z Białorusi. Na początku widziałam te podobieństwa częściej, teraz już ich nie zauważam. Zabrałam ze sobą prezent od mojej siostry: choinkę ozdobioną z bombkami, drewnianą, ręcznie robioną, a także chusteczki podarowane mi przez moją mamę (nadal w nie płaczę, teraz najmocniej), album ze zdjęciami moich znajomych, smoka-zabawkę.
Teraz, mieszkając w Warszawie, czuję się jak ryba w wodzie, prawie jak w domu. Niczego się nie boję, wszystko jest dla mnie zrozumiałe. Nie ma takich problemów jak na początku, wiem, że ze wszystkim sobie poradzę. Nie ma już we mnie przytłaczającego strachu, nie ma nerwów, jeśli trzeba coś załatwić. Ale tak ogólnie czuję się teraz źle z innego powodu, więc nie jest tak znowu różowo. Ale jeśli mam się gdzie schować, to czuję się spełniona.
Wygenerowano na podstawie: figurka choinki podarowana przez moją siostrę, zabawka w kształcie serca od mamy i taty, kilka małych ręczników waflowych od mamy
Sława
Przeprowadziłem się do Warszawy z Białorusi w 2020 roku. Powodów emigracji jest kilka. Najważniejsze są te polityczne: chęć życia zamiast cierpienia, odmowa bycia gnębionym i myślenia jedynie o tym, jak przetrwać. Aktywna faza rewolucji minęła. Nastała stagnacja, pozostały tylko zatrzymania i represje (grudzień 2020). Kolejnym ważnym powodem emigracji była chęć samorealizacji: punktem wyjścia był dla mnie projekt herbaciany z częścią kulturalno-edukacyjną, który wymyśliłem i zacząłem realizować. Po trzecie, chęć życia w innym społeczeństwie: światopoglądowo, jeśli chodzi o zasady współbycia itp. Podczas przeprowadzki czułem ciekawość, podekscytowanie, złość i smutek z powodu przyczyny wyjazdu i tego nagłego zerwania.
Najtrudniejsze jest poczucie, że to ze względu na czynniki zewnętrzne, ze względu na przemoc, musiałem wyjechać. Bolesne jest zerwanie więzi społecznych. Tęsknota za babcią, która jest teraz daleko.
Nie pamiętam jakiegoś konkretnego skojarzenia z ulicami w Warszawie. Jestem tu od trzech lat, na pewno było ich wiele. Tak czy inaczej moje obecne miejsce zamieszkania (w pobliżu placu Konstytucji) kojarzy mi się z moim dawnym miejscem zamieszkania w Mińsku (ulica Lenina). Widzę też podobieństwa w różnych budynkach przemysłowych.
Przywiozłem ze sobą wszystko lub prawie wszystko, co miało dla mnie emocjonalną lub inną wartość. Prezenty, dzieła sztuki, drobne rzeczy, które mają dla mnie znaczenie. W tej chwili czuję się zadowolony, radosny, optymistyczny. Ale nie bez smutku i złości.
Wygenerowano na podstawie: zabawki, zdjęcie, gazeta, płyta winylowa
Andriej
Nazywam się Andriej. Po 2020 roku wyjechałem z Białorusi do Rosji. Po wybuchu wojny w Ukrainie – z Rosji do Polski: najpierw do Gdańska, potem do Krakowa. Na początku 2023 roku byłem już w Warszawie. Wyemigrowałem z powodów etycznych. Najpierw próbowałem iść na kompromis ze sobą, wyjeżdżając z Białorusi do Rosji. Ale od początku wojny nie mogłem już tam zostać! Myślę, że bałem się zaczynać od nowa, więc nie odważyłem się wyemigrować do Polski od razu w 2020 roku, ale okoliczności zmusiły mnie do zrobienia tego kroku. Nie mogę przypisać emocjom związanym z przeprowadzką czasu przeszłego – „było”. Myślę, że jestem teraz na etapie, kiedy zabraniam sobie tęsknić i analizować. Chociaż nieświadomie te uczucia i tak wybuchają. Najtrudniejszym i najbardziej niebezpiecznym uczuciem jest teraz poczucie odebrania mi przyszłości. Przyszłości zaplanowanej na wiele lat. Tak, zaplanowanej z przeszkodami i trudnościami, ale z tymi, na które byłem przygotowany lub wiedziałem, jak je rozwiązać. Teraz czuję, że muszę się odnaleźć w nowym miejscu. Ponownie rozbudzić w sobie ambicje, pokonać mury i bariery, których nie mogę teraz przewidzieć i na które nie potrafię się przygotować. Najtrudniejszą rzeczą w przeprowadzce dla mnie, jak dla wielu, było pozostawienie rodziców, stanie się dla nich tylko głosem w telefonie. Stanie się takim głosem dla przyjaciół, którzy wyemigrowali do innych krajów. Stanie się wspomnieniem dla znajomych, kolegów, ludzi, których podziwiałem lub skrycie nienawidziłem. Stanie się dla innych częścią przeszłości. Na zdobycie te wszystkiego, co się za sobą pozostawiło potrzeba bardzo dużo czasu. Wciąż towarzyszy mi uczucie, że życie w Białorusi toczy się powoli i ciężko, ale się toczy. A tutaj trzeba się przygotowywać psychicznie do każdego wyjścia z domu lub zakupu leków w aptece!
Zawsze kochałem mosty i ich symbolizm. To jak sztuczny tunel czasoprzestrzenny, ale nie w czasoprzestrzeni, tylko od brzegu do brzegu. W Mińsku mieszkałem na Plošča Pieramohi. Aby dotrzeć do Kastryčnickaja, musiałem przejść przez dwa, trzy mosty. Aby dostać się na Niamihę, trzeba było przejść przez inny most. Jadąc do pracy, przejeżdżałem przez most na ulicy Kalwaryjskiej. Teraz często łapię się na tym, że myślę o Mińsku, przejeżdżając przez mosty w Warszawie. W pobliżu mojego domu znajduje się niepozorny most-przejście nad Kanałem Gocławskim, co wywołuje we mnie skojarzenia z mostami w Parku Horkaha. A Most Poniatowskiego oddziela moje życie domowe od życia miejskiego, muzealnego, rozrywkowego.
Jest tylko jeden przedmiot, który kiedyś przewoziłem z mieszkania do mieszkania, a potem z kraju do kraju – jest to sceniczna głowica LED, która na koncertach i festiwalach służy jako sprzęt do oświetlenia. Dzięki niej czuję się jak w domu. Kiedyś oświetlałem mieszkanie w peerelowskim stylu niebieskim światłem, co nadawało mu mistycznego charakter, teraz podświetlam białe i puste ściany mojego warszawskiego mieszkania. Zauważyłem, że to pomaga mi poczuć, że jestem tu u siebie.
Wygenerowano na podstawie: sceniczna głowica LED
kuratorka: Sasha Velichko
retuszerka: Vika Adamova
tłumaczka: Bożena Siamionava
redaktorka tekstu: Mariya Biarozka
Specjalne podziękowania dla Marzeny Michałek-Dąbrowskiej.
Projekt został zrealizowany w ramach stypendium artystycznego miasta stołecznego Warszawy.
Hleb Burnashev – urodzony w 1992 roku w Duszanbe w Tadżykistanie. Wyemigrował z rodziną do Słonima w Białorusi w związku z wojną domową w Tadżykistanie. W 2020 roku ze względów politycznych przeniósł się do Warszawy. W 2021 roku odbył staż w Sputnik Photos oraz brał udział w Programie Mentorskim Sputnik Photos pod przewodnictwem Adama Panchuka. W 2022 roku otrzymał stypendium artystyczne miasta stołecznego Warszawy. Strona internetowa: burnashev.cargo.site/