Arrow-long-left
PL|EN

Krytyka

Afirmacja

Kiedy dom nie pozwala ci zostać

Kate Ngan Wa Ao, „Where to?”

„Wracaj do swojego kraju” – nie raz słyszałam te słowa rzucane w moim kierunku. To znajoma fraza dla każdego imigranta na całym świecie. Może być wypowiadana w formie żartu albo dźwigać w sobie ciężar mowy nienawiści. W duchu odpowiadam zawsze gorzką prawdą: „Zaufaj mi, gdybym tylko mogła, wróciłabym w mgnieniu oka”.

To, jak definiujemy dom, staje się coraz bardziej abstrakcyjne. Globalizacja upowszechniła zjawisko emigracji zarobkowej, matrymonialnej lub motywowanej nomadycznym stylem życia. Owszem, określenia takie jak „uchodźca” czy „wygnanie” zrodzone z wojen i politycznej niesprawiedliwości lub sytuacji, gdy ktoś obawia się konsekwencji prawnych po powrocie do domu, także są coraz częstsze. To surrealistyczne uczucie znaleźć się gdzieś pomiędzy tymi kategoriami.

Pozornie niewinne pytanie „skąd pochodzisz?” działa jak nieustający proces autoodkrywania. Udzielane wielokrotnie odpowiedzi skłaniają do rozważań nad własnymi korzeniami, zastanawiania się nad złożonością warstw kształtujących moją tożsamość. Jako rodowita obywatelka Makau, jednego z chińskich specjalnych regionów administracyjnych, o którym moi rozmówcy często nie słyszeli (drugim takim obszarem jest Hongkong), bardzo często muszę dopowiadać, że przez ponad 500 lat aż do 1999 roku Makau było kolonią portugalską, a do 2049 roku ma zostać całkowicie wcielone do Chin. „Skąd pochodzisz?” niesie w sobie rozmaite podteksty, takie jak kultura, którą zamieszkuję, języki, którymi się porozumiewam, reputacja mojej etniczności, siła paszportu, którym się identyfikuję. Za każdym razem, gdy udzielam odpowiedzi na to pytanie, zaczynam je także kwestionować.

Przyjechałam do Polski jako studentka, z życiowym planem odnalezienia lepszego i bardziej swobodnego „domu” po drugiej stronie globu. Po dziewięciu latach, które tu spędziłam, czuję, że moja tożsamość stała się podwójnie egzotyczna. Nie jestem już miejscowa w Makau, a Polska nadal jest dla mnie w pewien sposób nieoswojona. A jednak kiedy stałam z Polakami na poznańskim placu Wolności, protestując przeciwko zakazowi aborcji i wspierając prawa kobiet, lub dziewięć lat temu w Warszawie, po tym, jak wybory wygrało Prawo i Sprawiedliwość – nawet jeśli ciężko było mi zrozumieć okrzyki i przemowy, to były to jedyne momenty, w których moje emocje pokonywały barierę języka.

W innych momentach odnajdowałam solidarność z współimigrantami w Polsce, mierząc się z wyzwaniami biurokracji, aby zalegalizować swój pobyt. Procedura ta często faworyzuje osoby dysponujące funduszami na zatrudnienie prawnika – na ten luksus wielu nie może sobie pozwolić. W efekcie po wsparcie zwracamy się do siebie nawzajem. Dzielimy się na grupach na Facebooku najświeższą wiedzą, która okazuje się dokładniejsza i przydatniejsza niż informacje umieszczone na oficjalnych rządowych stronach w internecie. Wspólnota imigrantów tworzy się naturalnie, tak aby ludzie mogli się nawzajem wspierać i kierować, jako metoda oporu przeciwko niesprawiedliwemu i niewiarygodnemu systemowi.

Bardzo często skazywani jesteśmy na koczowanie przed budynkiem urzędu do spraw cudzoziemców od piątej rano, czekamy godzinami, żeby pobrać bilet na wizytę i złożyć wniosek o zezwolenie na pobyt – zwłaszcza zimą jest to nie do zniesienia. Cała procedura legalizacji pobytu trwa zazwyczaj rok lub dłużej. Na moje ostatnie pozwolenie, które zostało wydane tylko na dziewięć miesięcy, czekałam trzy lata. Przez cały okres rozpatrywania wniosku nie możemy wyjechać z Polski, w przeciwnym razie przed powrotem będziemy musieli ponownie wystąpić o wizę. W tej wspólnej frustracji wywołanej polską polityką imigracyjną i nieopisaną tęsknotą za domem znajdujemy porozumienie. Niezależnie od tego, jak dużym wyzwaniem jest czekanie, powrót do domu wydaje się jeszcze trudniejszą opcją.

W Polsce szczególna więź łączy mnie z przyjaciółmi z Białorusi i Ukrainy. Ponadnarodowe kolektywne doświadczenia i pamięć o wydarzeniach tworzą wyjątkowa bliskość, która kreuje poczucie przynależności. Na przykład ruch parasolowy z 2019 roku w Hongkongu i protesty w Białorusi z 2020 połączyły uczestników za sprawą taktyki „bądź jak woda” – metody protestu, w której unika się bezpośrednich konfrontacji z policją, inspirowanej filozofią Bruce’a Lee. Podpowiada ona, jak pokonać coś, co może się wydawać nieprzezwyciężonym zagrożeniem: „być bez formy, być bezkształtnym jak woda… być mocnym jak lód, płynnym jak woda, gromadzić się jak rosa, rozpraszać jak mgła”. Ponadto film dokumentalny Zima w ogniu był dla wielu Hongkończyków inspiracją, a słowa Wołodymyra Parasiuka: „jeśli zaakceptujemy warunki rządzących, nasi przyjaciele, którzy zginęli, nigdy nam tego nie wybaczą” głęboko wryły się w serca wielu protestujących w Hongkongu.

Dostrzegam, że to, przez co obecnie przechodzą Białorusini, może też stać się moją przyszłością. Wymieniamy się aktywistycznymi strategiami i pomysłami na to, jak można przydać się bardziej w Polsce, dopóki to jeszcze bezpieczne. Mamy podobną biegłość w strategiach przetrwania, nasze konta na Instagramie działają w trybie prywatnym, a relacjami w naszych krajach dzielimy się anonimowo. Bez ogródek dyskutujemy o doświadczeniach i bierzemy udział w różnych wydarzeniach w Europie, aby zachować nasze wymierające kultury i języki. Ale łączą nas także obawy i rozterki dotyczące tego, jak powinniśmy pozycjonować samych siebie i nasze artystyczne tożsamości w Polsce i Europie Zachodniej. Przyjmujemy, że im więcej robimy, tym trudniej będzie nam powrócić do domów.

„Jestem apolityczny”. „Nie uważam, że sztuka w ogóle powinna być polityczna”. W takich deklaracjach doszukuję się pewnego rodzaju uprzywilejowanej pozycji. Weźmy głosowanie w wyborach i udział w protestach: chociaż niektórzy mogą świadomie lekceważyć te prawa i obowiązki, dla innych swoboda poparcia kandydatów na rządzących i aktywne upominanie się o swoje prawa bez ryzykowania życia lub narażania się na karę więzienia będą przywilejem.

„Nie chcemy być polityczni”, mówią te same osoby. „A kto chce?” – odpowiadam pytaniem. Bycie politycznym często nie jest jedną z opcji do wyboru – podobnie jak nie jest nią zwyczajny „powrót do domu”. Bycie tłamszonym i cenzurowanym nie jest wyborem. Posiadanie domu, ale życie w strachu lub narażanie się na zakaz powrotu nie jest wyborem. Konieczność szukania spokojnej przystani dla kolejnych pokoleń nie jest wyborem. Bycie rozgniewanym i zdesperowanym nie jest wyborem. To czyjaś codzienność. Czyjaś rzeczywistość. I jedyny sposób, żeby dotrzeć do „domu”.

Próbuję dać sobie zgodę na uwierzenie, że bycie artystką może stanowić najwyższą formę przywileju. Jednak te próby nie zawsze kończą się powodzeniem, zwłaszcza że świat przepełnia niesprawiedliwość i są momenty, w których wydaje się, iż sztuka nie może na to nic poradzić. 

Jednak raz po raz dyktatorzy pokazują, że się jej boją, odwołując się do cenzury, aresztowań i przemocy w dążeniu do stłamszenia intelektu, wrażliwości i ekspresji estetycznej. Artyści dysponują czymś, co ma moc, której boją się dyktatorzy. I jeżeli jest to mój przywilej, to będę go brutalnie nadużywać, bez żadnej skruchy.

Jestem córką imigrantów, moi rodzice przybyli do Makau z Chin kontynentalnych w latach 80. ubiegłego wieku, gdy Makau było wciąż kolonią portugalską. Rodzice walczyli o lepsze życie dla swoich dzieci – i udało im się, właśnie dzięki nim przyszłam na świat w Makau. Na ironię zakrawa fakt, że ja, ich córka, zostawiam miejsce, za które ryzykowali swoje życie. A jednak podążam ich śladami, stając się imigrantką w innym kraju. Być może odziedziczyłam po nich pragnienie wolności. Jeśli jest jedna rzecz, której nauczyli mnie rodzice, to to, że czasami w życiu jedyną drogą do odnalezienia domu jest… jego opuszczenie.

 

Kate Ngan Wa Ao – artystka wizualna pochodząca z Makau, obecnie mieszka i pracuje w Polsce. Jej twórczość inspirowana jest przez kulturę wizualną, wspomnienia z dzieciństwa i tożsamości. W swojej praktyce artystycznej przekształca archiwa, fotografie i przedmioty codziennego użytku, łącząc materiały i symbole kulturowe, aby wydobyć zróżnicowane i złożone znaczenia.

Newsletter

Bądź z nami na bieżąco – Zapisz się do naszego newslettera i śledź nas w mediach społecznościowych: