Arrow-long-left
PL|EN

Wywiady

Serwis

NAJSZCZERSZE BYCIE W ŚWIECIE

Obóz dla Klimatu na Marszu dla Klimatu, COP24

Z Moniką Sadkowską – aktywistką, kulturoznawczynią, aktorką, współorganizatorką Obozu dla Klimatu w Świętnem w Wielkopolsce – rozmawia Zofia nierodzińska

Podczas konferencji klimatycznej COP24 w Katowicach, serca wszystkich polityków i aktywistów poruszyła nastolatka – Greta Thunberg, która 10 sierpnia 2018 roku, po fali pożarów w Szwecji, zdecydowała się zrezygnować z zajęć w szkole i rozpocząć strajk pod budynkiem parlamentu. Chciała w ten sposób przekonać polityków do natychmiastowej redukcji emisji CO2 do poziomu ustalonego w Porozumieniu Paryskim z 2015 roku. Zdobyła się na to, na co często nie stać dorosłych. Pokazała, że są sprawy ważniejsze niż ekonomia i dobrobyt poszczególnych krajów, że najistotniejszy dla nas wszystkich jest dobrostan całej planety, którą współzamieszkujemy i za którą ponosimy odpowiedzialność. Czy aktywizm w twoim przypadku, jak u Grety, wynika z niezgody na opieszałość rządzących? Skąd bierze się w tobie odwaga głośnego mówienia o przyczynach zmian klimatycznych i działania na rzecz poprawy naszych ludzkich, szkodliwych dla środowiska przyzwyczajeń? Jak stawiasz opór dorosłej hipokryzji?

Z wykształcenia jestem kulturoznawczynią i wydaje mi się, że teraz – kiedy zajmuję się aktywizmem – bardzo mi się to przydaje. Jestem zaangażowana w ruch klimatyczny od dwóch lat, interesuję się zmianami klimatycznymi od trzech. W porównaniu do osób, które doprowadziły do zmian w tym kraju na lepsze, jestem po prostu jakimś „szczawiem”, taką aktywistyczną nastolatką. Moje doświadczenie jest takie, że zanim na poważnie zajęłam się aktywizmem, dwa razy zetknęłam się z tematem zmian klimatycznych. Najpierw, przed dziesięcioma laty, powiedziałam osobie, którą uważałam wtedy za autorytet, że z tymi zmianami klimatycznymi to chyba jest coś na rzeczy, a ten autorytet odpowiedział mi, że klimat zmieniał się zawsze. I to, że w tym momencie nie podważyłam jego zdania, że nie zachowałam się jak odważna nastolatka, ciąży nade mną, bo już wtedy mogłam zacząć działać. Wtedy odbywała się konferencja w Kopenhadze, można było dużo więcej zrobić, nie było tak późno jak teraz.

Drugie spotkanie z tą tematyką związane było z moją pracą w teatrze, zagrałam w przedstawieniu dotyczącym zmian klimatycznych i w ogóle mnie to nie zainteresowało; pośpiewałam, pobiegałam po scenie, odegrałam swoją rolę, no i wzięłam za to pieniądze. To nie była moja sprawa, to był tylko spektakl. To doświadczenie nauczyło mnie, że można być tak blisko jakiegoś problemu, po prostu potknąć się o niego i nic z tym nie zrobić. Nigdy do końca nie wiemy, kiedy następuje ten „magiczny moment”, kiedy w człowieku budzi się świadomość spraw związanych ze sprawiedliwością społeczną, z prawami człowieka, prawami zwierząt czy właśnie zmianami klimatu. Wtedy jakby ta zwyczajna bariera, jaką sobie budujemy, zaczyna coś przepuszczać. W mojej sytuacji próby były dwie i dopiero za trzecim razem do mnie dotarło, to znaczy zrozumiałam, że ja żyję w świecie i sprawy tego świata są moimi sprawami i nawet jeśli ja się nimi nie interesuję to one interesują się mną.

Czyli, co dokładnie musiało się wydarzyć, żebyś zaczęła działać?

To też był proces, pierwszą rzeczą, która mnie prywatnie poruszyła, a miała charakter globalny, były umowy handlowe TTIP i CETA, a szczególnie kampania przygotowana przez Instytut Globalnej Odpowiedzialności. To w tym czasie zorientowałam się, że istnieją takie sprawy jak arbitraż międzynarodowy, że kraje takie jak Polska – średniozamożne – mogą być pozywane przez potężne korporacje. Zaczęłam zadawać sobie pytania: skąd ten skok na państwowe usługi? Dlaczego prywatyzuje się edukację i służbę zdrowia? Dlaczego wprowadza się mechanizmy obniżające jakość żywności, większą tolerancję wobec chemikaliów? Poczucie „wkurwu” i niesprawiedliwości związanej z mechanizmami, które nami rządzą, skłoniło mnie do podjęcia działania. Dobitnie zrozumiałam, że istnieje coś ponad tym, co sobie sama prywatnie układam, że ktoś może poukładać mi życie za mnie, a ja nawet nie będę tego do końca świadoma.

Zaczęłam śledzić te mechanizmy kontroli, to w jaki sposób produkowany jest na przykład głód. W ważnej dla mnie książce Jeana Zieglera Geopolityka głodu pojawia się mniej więcej takie zdanie: No tak, mogliśmy coś z tym zrobić, ale teraz już za późno. Musiałam zacząć działać. Zrozumiałam, że wszystko jest ze sobą powiązane – głód, klimat, umowy pomiędzy wielkimi korporacjami. Żywność jest towarem, jest po to, żeby ją sprzedać, nie nakarmić ludzi. Zasady komercyjnego, kapitalistycznego świata zostały w tym wypadku zastosowane do czegoś, do czego absolutnie nigdy nie powinny być implementowane.

Czarne Szmaty - Mamy prawo inside

Czarne Szmaty - Granica Pogardy

Jak to wygląda u ciebie teraz, czy aktywizmem zajmujesz się przez cały czas? Jak godzisz świadomość mechanizmów, o których mówisz, z codziennym funkcjonowaniem w świecie?

Bardzo trudne pytanie. Jest cała dziedzina self-care dla aktywistów. Aktywizm, czyli działanie na rzecz wspólnego dobra i jego potrzeby są zawsze większe niż możliwości ludzi, którzy chcieliby je „ogarnąć“. Nawet 24 godziny na dobę to byłoby za mało, więc pokusa i zagrożenie jest ogromne w sytuacji, w której chciałoby się im wszystkim sprostać, poświęcając na nie cały swój czas i energię życiową. Nawet jeśli korzystasz z rozrywek, chodzisz do kina itp., to jednak zawsze pozostaje z tobą ta świadomość, której nie da się już wyłączyć. Nie chodzi mi jednak o to, żeby oddzielić pracę od rozrywki, to rozróżnienie zresztą też jest związane z konkretnym systemem, który dzieli dzień na czas pracy i odpoczynku. Łatwo jest jednak wyjść z równowagi. Zająć się tylko tym, co potrzebne jest konkretnej idei, organizacji wydarzeń związanych z konkretnym ruchem – jak ten klimatyczny, którym aktualnie się zajmuję. Będąc tak zafiksowaną na działaniu, bardzo trudno wydzielić sobie czas na odpoczynek. Bez regeneracji samej siebie, nie jestem jednak w stanie pomagać innym.Nie przestrzegając higieny czasu, można bardzo łatwo dać się skonsumować.

I co robisz, żeby nie dać się skonsumować?

Walczę. (śmiech)

Staram się zajmować muzyką, ale mi to nie wychodzi. Postanowiłam się wysypiać. Jak pracowałam jako producentka teatralna, przez cały czas nie dosypiałam, to było jak punkt honoru pozostawać w ruchu, funkcjonować z otwartymi oczami, a od czasu kiedy sobie to obiecałam, nawet nie wiem, kiedy się to stało, ale widzę to teraz, że odkąd zaczęłam zajmować się Obozem dla Klimatu po prostu się wysypiam.

Wysypianie wpływa na mój aktywizm, zastanawiam się, czy ja tu siebie chronię, czy chronię osobę, która jest w stanie coś zrobić, czyli mnie jako producentkę aktywistycznych czynności (śmiech) i nie mam na to odpowiedzi. Mam jednak takie poczucie, że wiele doświadczeń, jakie zebrałam w życiu, to co się składa na moją osobowość, ma szansę wyrazić się w działaniach aktywistycznych, które podejmuję.

W tym roku, w sierpniu współorganizowałaś Obóz dla Klimatu w Świętnem. Kilkudniowe wydarzenie odbywało się w Wielkopolsce, w pobliżu odkrywki węgla brunatnego, w rejonie dotkniętym problemem wysychających jezior, z których jedno – jeziorko Skrzynka – już całkowicie zniknęło. Obóz z jednej strony miał za zadanie zwrócić uwagę publiczną na drastyczne środowiskowo skutki wydobycia węgla, z drugiej – mobilizował ludzi do podjęcia wspólnego działania. Czy z perspektywy czasu, po pół roku, myślisz że energia wytworzona podczas obozu ma szansę przetrwać, zamienić się w ruch społeczny, tym samym w realny sposób wpływać na zmianę polskiej polityki energetycznej? Co po obozie?

Obóz był częścią jakiejś układanki, bo w Polsce ruch na rzecz zapobiegania zmianom klimatu to wiele organizacji, które robią świetną robotę od lat i dlatego my, jako Obóz dla Klimatu, w ogóle mogliśmy zaistnieć, gdyby nie Instytut Globalnej Odpowiedzialności, ClientEarth, Greenpeace i inne. To, że w tym roku był COP24 i że zainteresowanie nim było ogromne, jest wynikiem działalności tych wszystkich organizacji. Mam tu jeszcze na myśli takie grupy i społeczności jak: Federacja Anarchistyczna, Pracownia na rzecz Wszystkich Istot, WWF, Frank Bold… To organizacje, które osobiście darzę szczególnym sentymentem i podziwem, bo to są organizacje prawnicze, które być może mają nietypowy stosunek do prawa, ponieważ uważają, że prawo może być narzędziem w walce o dobro przyrody i dobro ludzi…

Demonstracja pod Sejmem - projekt Ratujmy Kobiety

Faktycznie, teraz słowo „prawo” kojarzy się potocznie z Prawem i Niesprawiedliwością, a przecież powinien być to zbiór umów społecznych, które wynikają z regulacji pewnych potrzeb, które poddawane są pod dyskusję i mogą być modyfikowane, ale nie poprzez narzucanie ich społeczeństwu odgórnie.

…no i wtedy jest to połączenie pomiędzy ustawodawcą a społeczeństwem, ludźmi po prostu. I wtedy jest szansa na to, że prawo będzie faktycznie odzwierciedleniem naszych potrzeb. W Polsce niestety trochę to kuleje. Jak masz ludzi, którzy przyjeżdżają na Obóz dla Klimatu, to oni mają zupełnie inny stosunek do prawa, praktykują taki aktywizm reaktywny wobec jakiejś konkretnej sytuacji, w której dzieje się niesprawiedliwość, na przykład lokator wyrzucany jest ze swojego domu.

Jest też taki aktywizm, który prawo bierze za dobrą monetę. W tego rodzaju działania zaangażowani są głównie ludzie, którzy znają się na prawie i potrafią się nim posługiwać, potrafią wygrać konkretne sprawy i nie dopuścić, aby odkrywka Ościsłowo czy Złoczew zostały otwarte. To są ogromne zasługi. To też najczęściej jest efekt zaangażowania społeczności lokalnych, które wiedzą, że mają prawo zgłaszania uwag do planów zagospodarowania gminy itp. To jest bardzo skuteczna metoda, ale często zbyt żmudna dla pierwszego typu aktywistów, którzy bardziej odnajdują się w robieniu blokad, protestów. Ale i to, i to jest tak samo potrzebne. Ważne jest współistnienie różnych rodzajów aktywizmu, tak aby one się wzmacniały, a nie dewaluowały. Jedne zapewniają widoczność, inne sprawdzają się na sali sądowej. „Wkurw” jest ważnym motorem napędowym aktywizmu, ale szybko się wypala.

Kontynuując wątek spraw poobozowych, w co mogą zaangażować się teraz ludzie – na przykład tacy, którzy nie są w stanie poświęcić swojego całego czasu działaniom aktywistycznym, bo pracują po czterdzieści godzin tygodniowo?

Jako Obóz dla Klimatu mamy regularne grupowe spotkania onlineoffline. Można do nas się dołączyć, po prostu się zdzwaniając, zawsze są informacje na fb, razem z linkami. Można skontaktować się telefonicznie, napisać mail czy wiadomość na Facebooku.

Jesteśmy w trakcie budowania struktur. Władza nie boi się wybuchów aktywności jak protest itp. To wydarza się zawsze bardzo dużym kosztem czasu, który trzeba znaleźć najczęściej po pracy, dzięki pokonaniu zmęczenia i wygenerowaniu dodatkowych zasobów energii koniecznej do działania. To są bardzo nierówne sytuacje, bo aktywistom nikt nic nie może narzucić, nie są przez nikogo opłacani, w przeciwieństwie na przykład do policji, która po prostu w ten sposób pracuje, że jest mobilizowana. Dlatego starcia pomiędzy ruchami oddolnymi a władzą i policją są bardzo nierówne. Odpowiedzią na władzę, której nie akceptujemy, jest kontrwładza, czyli samoorganizowanie się. Jesteśmy w grupie, która sobie ufa, ma wypracowane metody komunikowania się, w której osoby są wobec siebie lojalne. To bardzo pomaga w momencie, w którym trzeba się przeciwstawić czemuś, co trwa jako systemowa opresja.

Oczywiście i budowanie struktur, i protest jako forma zwiększenia widzialności poszczególnych problemów są ważne, warto angażować się i w to, i w to, zależnie od możliwości i swojej osobowości.

Rozumiem, że w procesie budowania struktur ważna jest kwestia relacji, które w społeczeństwie neoliberalnym zostały zastąpione zasadą konkurencji, w miejscu pracy – o pracę, w procesie edukacji – o dostęp do niej, dostęp do zasobów itp. Ruchom społecznym chodzi natomiast o dowartościowanie współdziałania, zaufania i troski o siebie nawzajem. Tego typu relacje są możliwe do osiągnięcia w małej grupie, ale czy można je zastosować w większej skali?

W Obozie dla Klimatu uczestniczyło czterysta osób. W tym momencie zaangażowanie tych osób jest zróżnicowane, jedne są bardziej aktywne, inne tylko okazjonalnie uczestniczą w akcjach. Nie znam w tej chwili odpowiedzi na pytanie, czy i w jakim stopniu ruch klimatyczny będzie się rozwijał. Relacje na większą skalę mogą być rozwijane na przykład w kooperatywach, jak tych spożywczych, gdzie zaangażowanych może być nawet tysiąc osób. Dzięki studiom z zakresu psychologii I neurologii wiemy, że człowiek jest w stanie utrzymywać relację z około stu pięćdziesięcioma osobami, na więcej nie starcza nam czasu i możliwości. Z połączenia kilku takich kręgów znajomych może już powstać jakaś konkretna siła. Ale zgadzam się bardzo, że te wiązania pomiędzy ludźmi, analogicznie do wiązań atomowych, po rozszczepieniu zaczynają wytwarzać ogromną energię, która w społeczeństwie kapitalistycznym kanalizuje się w relacjach z rzeczami, czyli w konsumpcjonizmie lub wytraca się w konkurencji, czyli ambicjonizmie. Ta siła mogłaby iść w zupełnie innym kierunku, realizować się w relacjach międzyludzkich. To, co robimy jako Obóz dla Klimatu, to zapraszanie do współpracy, nie chodzi o produkowanie wiedzy, bo wiedza jest wszędzie i sami nie wiemy, co z nią zrobić, ale właśnie o współdziałanie.

… tym bardziej, że wiedza często bywa przytłaczająca, szczególnie jeśli już wiemy, że za kilkanaście lat nie będziemy mogli zapanować nad konsekwencjami zmian klimatycznych: huraganami, okresami susz, wzrostem temperatur, ulewnymi deszczami… Taka świadomość może wręcz zniechęcać do aktywizmu, skoro i tak wiemy, że na skuteczne działanie może już być za późno.

No tak, sama się czasem zastanawiam, czy warto się angażować, ale jak widzisz nigdy nie wcieliłam tych wątpliwości w życie, czyli akceptacja takiego stanu rzeczy nie jest w moim przypadku rozwiązaniem, choć czasem lubię bawić się tą myślą. To mi przypomina taką klasyczną sytuację z Matrixa, kiedy osoba ze statku Syjon wchodzi w konszachty z agentem Smithem i mówi mu: Dobra, to ja wam powiem wszystko o tych rebeliantach, a wy sprawcie, żebym nic nie pamiętał, że jest jakiś Syjon, Matrix itp. Oczywiście są ludzie, którzy chcą zapomnieć, bo na przykład mają dzieci i nie mają czasu na aktywizm, ale ten sam argument bywa używany w zupełnie inny sposób – mam dzieci, dlatego muszę się dla nich angażować. Dla jednych wymówka, dla innych najważniejszy powód, dla którego warto coś robić. Dlatego oczywiście syndrom wyparcia może działać i być przykrywany rozrywką, ale po pewnym czasie to nie wystarcza. Świadomość, tak jak w moim przypadku, w końcu nie da o sobie zapomnieć. Ta świadomość to moje najszczersze bycie w świecie, to interesowanie się jego sprawami, bo one po prostu mnie dotyczą.

Czy wierzysz, że ludzie nie są cyniczni i mają potrzebę angażowania się w sprawy, które wykraczają poza ich indywidualny dobrostan?

Ja bym nie mogła funkcjonować, robić tego, co robię, gdybym nie wierzyła, że jest to ludziom potrzebne. Być może jest to moje życzeniowe myślenie, ale nie angażowałabym się w takim stopniu, gdybym myślała, że ludzie są cyniczni i że nie chcą zmienić świata na lepsze. Apatia nie jest stanem naturalnym człowieka – bardzo mocno w to wierzę. Apatia to stan wyprodukowany przez trudne życie, które większość z nas wiedzie albo zbyt łatwe życie, bo tak też się zdarza, albo w dużej mierze przez media, przez to, w jaki sposób zostaliśmy wychowani, wykształceni, to też zamyka nam horyzonty. Uważam, że człowiek jest istotą, która chce, żeby jej życie miało znaczenie, żeby odnosiło się do ważnych rzeczy, a nie pierdół i tego dowody mam bardzo często… Oczywiście, tu powstaje pytanie, co ludzie uważają za ważne w ich życiu. Mimo to myślę, że człowiek od swojego urodzenia jest bytem, który chce się rozwijać, jest ciekawy świata, nie boi się ciężkiej pracy, jeśli widzi w niej sens. To nie jest tak, że jesteśmy leniwi i apatyczni z natury.

Ostatnie pytanie o konferencję COP24 w Katowicach, czy myślisz, że wypracowane i podpisane w jej wyniku dokumenty mają szanse realnie coś zmienić?

W jakimś programie publicystycznym słyszałam wypowiedź Marcina Popkiewicza, z którą się zgadzam, że natura nie negocjuje. To czym zajmowaliśmy się podczas konferencji w Katowicach, to jest realizm polityczny. To, co zostało tam wypracowane, to polityka, natura ma to gdzieś, ona nie negocjuje. Jednak jako ludzie lubimy myśleć, że kontrolujemy pewne procesy. Ten nieograniczony świat natury nie jest komfortowy do przebywania w nim na co dzień. Chcemy mieć na niego wpływ, dlatego sprowadzamy go do tego, co możemy wynegocjować i podpisać.

Być może to nie jest już czas na słowa i deklaracje. Trzeba działać bez konieczności przekonywania wszystkich do swoich racji.

Konieczne jest to i to, jeśli ktoś jest dobry w rzecznictwie, to zdecydowanie powinien to robić. Teraz mamy ciekawy rok w Polsce, wybory do Parlamentu Europejskiego i do naszego. Myślę, że nie stać nas już na przegapienie szansy. Mam nadzieję, że będziemy tłumnie chodzić na randki przedwyborcze, które organizują politycy, uwodząc nas obietnicami. Musimy zadawać im konkretne pytania – jak chcą rozwiązać nasze problemy. Oni muszą wiedzieć, co jest dla nas ważne. Bez pytań z naszej strony, dyskusja wciąż krążyć będzie wokół miejsc parkingowych.

Nie mamy, niestety, luksusu, żeby wybierać, co mamy robić – czy sadzić drzewa, czy redukować emisję CO2. Musimy robić wszystko, bo nie wiemy, jak długo potrwa nasze szczęśliwe życie.

Ende Gelande 2016

Newsletter

Bądź z nami na bieżąco – Zapisz się do naszego newslettera i śledź nas w mediach społecznościowych: