Arrow-long-left
PL|EN

Afirmacja

Kanał sztuki

Tworzenie nowych struktur

Marina Naprushkina jest feministką, artystką i aktywistką. Posługuje się takimi mediami, jak: film, performans, rysunek, instalacja oraz tekst. Zajmuje się bieżącymi problemami politycznymi i społecznymi. Jest główną inicjatorką Neue Nachbarschaft // Moabit w Berlinie: centrum kultury i społeczności sąsiedzkiej złożonej z „lokalsów” i osób z doświadczeniem uchodźczym. W 2017 roku została uhonorowana nagrodą ECF Princess Margriet Award for Culture.

W drugiej połowie pierwszego dziesięciolecia XXI wieku założyłaś Biuro Antypropagandy– inicjatywę, która bierze pod lupę struktury władzy w państwach totalitarnych, często korzystając z materiałów non-fiction, takich jak propaganda instytucji rządowych. Biuro zaczynało jako archiwum propagandy, lecz z czasem ewoluowało w kierunku platformy politycznej. Po 2010 roku twoja działalność przeniosła się na jeszcze bardziej lokalnie zaangażowane projekty. Z jednej strony wystawiałaś w kontekście instytucjonalnym, z drugiej zaś zaczęłaś pracować w sposób oddolny. Czy mogłabyś opowiedzieć coś więcej na ten temat? Co inspiruje twoją praktykę?

Wciąż mnie coś inspiruje. To jednocześnie najciekawsza i najtrudniejsza rzecz dla artysty – coś ciągle na nas wpływa, wciąż się zmieniamy. Tak być powinno. Musimy zawsze myśleć o tym, co i jak robić, ale wciąż pojawiają się rzeczy, które wnoszą coś nowego. Takim momentem dla mnie były wybory prezydenckie w 2010 roku w Białorusi, po których zaczęłam wydawać gazety-komiksy Przekonujące zwycięstwo oraz Samorządność. Prace nawiązywały do bezpośredniego działania poza przestrzenią instytucjonalną, bezpośredniej pracy z ludźmi, aktywistami. To było nowe i ważne doświadczenie. Gazety zostały rozpowszechnione, przez co odkryłam nowe sposoby działania.

Nie miałam wówczas żadnego wsparcia instytucjonalnego. Starałam się samodzielnie zorganizować fundusze, głównie na druk gazety. Studiowałam, zatem nie mogę powiedzieć, że tak do końca byłam wolna od kontekstu instytucjonalnego, ale w tamtym czasie naprawdę zaczęłam się zastanawiać, dlaczego to wszystko robię.

Drugim bardzo znaczącym momentem w mojej przeszłości był udział w Berlińskim Biennale Sztuki Współczesnej w 2012 roku. Była to praca pod instytucjonalnym parasolem (Berlin Biennale jest organizowane przez Kunst-Werke Berlin i sponsorowane przez niemieckie Ministerstwo Kultury), ale jednocześnie było dla mnie oczywiste, że można tam coś zmienić. Przedtem się tak nie czułam. Brałam udział w wielu wystawach – miałam około dwudziestu  wystaw rocznie, co było na granicy tego, co człowiek może fizycznie wytrzymać. Wszystkie były bardzo ciekawe i ważne. Kiedy pokazujesz efekty swojej pracy, uczysz się też poprzez współpracę z innymi artystami i kuratorami sztuki. Po pewnym czasie zaczynasz dostrzegać podobieństwa w sposobie pracy, w poruszanych tematach; instytucje działają w pewien określony sposób. I zaczyna wyglądać to tak, jakby istniał taki gatunek jak „sztuka instytucjonalna”, a zdecydowanie nie powinno tak być. Berlińskie Biennale było zupełnie inną sprawą. Okazało się, że można wystawiać w odmienny sposób.

Po tych dwóch wydarzeniach uświadomiłam sobie, że nie chcę już wracać do standardowej produkcji artystycznej.

Neue Nachbarschaft // Moabit

…i w tym czasie zaczęłaś praktykować samoorganizację w Neue Nachbarschaft // Moabit w Berlinie?

 

Wszystko zaczęło się od konkretnej sytuacji. W tamtym czasie, w 2013 roku, temat uchodźców był całkowicie nieobecny w dyskusjach społecznych, nie było o nim nic w mediach. Jeden z pierwszych ośrodków dla uchodźców został zorganizowany na pobliskiej ulicy. Poznałam ludzi, którzy tam mieszkali i zaczęłam ich odwiedzać. Oczywiście sytuacja była straszna, nikt o nich nie dbał. Wtedy poczułam bardzo rudymentarną potrzebę wprowadzenia zmiany. Tak zaczęła się ta inicjatywa Neue Nachbarschaft // Moabit. Zaczęliśmy się samoorganizować.

To była dawna szkoła, w której ludzie mieszkali po kilka rodzin na jedną salę dydaktyczną. Około trzystu osób, z czego z setka to dzieci, bez żadnej infrastruktury. Ach, i tych czterech pracowników pewnej firmy, którzy mieli utrzymywać wszystko w należytym porządku. W tej szkole ludzie byli praktycznie zamknięci. Chociaż było to centrum Berlina, nie było żadnej komunikacji z sąsiadami. W interesie firmy, która koordynowała działania ośrodka, było trzymanie tych ludzi w izolacji, brali za to pieniądze. Natomiast mój pomysł był taki, że aby wpłynąć na sytuację wewnątrz, należy zacząć działać z zewnątrz.

Pierwszą rzeczą, którą trzeba było zrobić, było nawiązanie kontaktu z sąsiadami, którzy mieszkali w pobliżu, a następnie zastanowienie się nad strukturą. Było z nami około czternaściorga lokalnych mieszkańców, a każdy, który mieszkał w szkole, w jakiś sposób włączał się w działanie. W drugim tygodniu grupa powiększyła się i potrzebowaliśmy nazwy dla listy mailingowej. Nazwaliśmy naszą rozwijającą się organizację: Nowe sąsiedztwo (Neue Nachbarschaft) – jasno i prosto. Są dawni sąsiedzi, są też nowi, a to, co tworzymy, to właśnie nowe sąsiedztwo. Jedna grupa nie jest podporządkowana drugiej. Oczywiście nie planowałam, stworzenia jakiejś instytucji. Jeśli jednak spojrzeć na nasz program, na liczbę osób, które do nas przychodzą, to jest to właściwie jedna z największych instytucji w Berlinie (śmiech). Ludzie przychodzą tu nie raz na sześć tygodni, na otwarcie, ale codziennie.

Festiwal wakacyjny w Neue Nachbarschaft // Moabit, 2018

Kim są ci ludzie?

Są to sąsiedzi w szerszym tego słowa znaczeniu. Sąsiedzi z całego świata. Berlin jest miastem wielonarodowym. Nie można dzielić berlińczyków na żadne kategorie. Wielu przybyło tu jako uchodźcy, to znaczy ze statusem uchodźcy. Niektórzy już się go pozbyli, poszli na studia lub znaleźli pracę. Uchodźca jest statusem na papierze i niestety trudno się go pozbyć. Są ludzie, którzy mieszkają w Berlinie przez długi czas lub są tu tylko na chwilę, ludzie w różnym wieku, z różnych krajów. Naszym celem jako NN jest sprawienie, aby ci wszyscy ludzie czuli się bezpiecznie, brali udział w tworzeniu miejsca, w którym poczują się swobodnie. Pracujemy nad dostępnością, czyli tym, czego instytucjom kultury wciąż ubywa. Jeśli ktoś odwiedza zwykły white cube, liczy się to, jak wygląda przestrzeń, jak Ty, jako odwiedzający, się w niej prezentujesz oraz to, jak wygląda dziewczyna/chłopak w punkcie informacyjnym… Najpierw trzeba się odważyć, aby minąć jego/ją na swojej drodze do środka. Oczywiście ten rodzaj rytuału wejścia nie jest dla wszystkich.

Jak się to stało, że instytucje kultury stały się tak niedostępne? Zwłaszcza jeżeli chodzi o sztuki wizualne, ale w edukacji jest podobnie. Wykładam na Akademii Sztuk Pięknych i widzę, jak elitarna jest edukacja. Zdecydowanie nie dla wszystkich. To fatalne dla sztuki, że tworzymy takie przestrzenie, do których dostęp mają tylko elity. Dlaczego i dla kogo to robimy? Tak więc z tego powodu dla mnie cel był jasny – uczynienie sztuki i jej instytucji bardziej dostępnymi. Jest to trudne zadanie, bo na jakimś bardzo podstawowym poziomie można to zrobić i ludzie będą nadal przychodzić, ale na dłuższą metę potrzebują czegoś więcej niż tylko rozrywki.

Sztuka odgrywa dla nas kluczową rolę. Zawsze zastanawiam się, w jaki sposób poprzez sztukę dotrzeć do istotnych kwestii, jakimi formatami należy się posługiwać? Ludzie, którzy do nas przychodzą z pewnością nie spotkaliby się w innych okolicznościach. Ale co z nimi zrobić? Jakie zasady komunikacji wewnętrznej należy stworzyć? Jedną z naszych głównych zasad jest to, że nie chcemy być organizacją charytatywną, „pomagać uchodźcom”. Tutaj nawzajem się wspieramy, uczymy się od siebie, jest to proces edukacyjny dla nas wszystkich.

Prowadzimy również inne zajęcia, takie jak na przykład kursy językowe. Jest to jednak rodzaj klubu dla bywalców, a nie szkolnej lekcji języka niemieckiego. Ludzie spotykają się, poznają i uczą się języka w praktyce. Mamy warsztaty literackie, weekendową szkołę artystyczną dla dzieci i dorosłych (nie segregujemy ludzi według wieku). Zajęcia muzyczne i taneczne. Przychodzą tu również prawnicy, aby udzielać konsultacji.

Rozwiązuje to problem braku interakcji społecznych. Problem ten to również jedna z głównych bolączek Europy Wschodniej, nie tylko wśród uchodźców w Berlinie. Ludzie są tam odizolowani. Komunikacja jest zatem bardzo trudna do nawiązania. Dlatego takie miejsca jak nasze Nowe Sąsiedztwo są niezbędne do rozwiązania problemów wewnętrznej i zewnętrznej alienacji.

Chcielibyśmy podzielić się strukturami społecznymi i stworzyć własne, które będą działać na rzecz integracji. Myślę, że zaangażowana społecznie instytucja artystyczna nie może być tworzona przez polityków, organizacje państwowe czy pracowników społecznych. To muszą być artyści. Nie widać tego na pierwszy rzut oka, przynajmniej nie we wszystkich naszych formatach, ale sztuka jest tu obecna. Nie jest łatwo to zauważyć, kiedy siedzimy i rysujemy, ale jeśli dwieście osób zbiera się tutaj i dyskutuje o czymś, jest to jakiś rodzaj sztuki, ja zdecydowanie widzę w tym format performatywny.

To, co tam robisz, stwarza pewne możliwości jednoczenia się, prawda?

Tak, chodzi o uczenie ludzi aktywnego uczestnictwa z wykorzystaniem sztuki jako narzędzia. Nie chodzi tylko na przykład o białoruskie społeczeństwo. Również tutaj, w Berlinie, ludzie nie czują się wystarczająco silni, by coś zmienić. Szczególnie uchodźcy, którzy pomimo kilkuletniej nauki języka nadal nie uczestniczą aktywnie w życiu społecznym, nie wspominając nawet o polityce. Nawet jeśli możesz zostać członkiem partii, to i tak nie możesz głosować lub kandydować na jakiś urząd bez obywatelstwa. Istnieją liczne wykluczające zasady, które wymagają zmiany. Pracujemy również nad tym, staramy się podejmować działania polityczne, które wskazują na te struktury, które powinny zostać zmienione, na to, że nie są one aktualne. Tak, zmiana prawa jest konieczna, ale jednocześnie dużym problemem jest wewnętrzna izolacja. Trzeba nauczyć ludzi, aby stawali we własnej obronie. Wszyscy mówią za uchodźców, ale nikt nie zachęca ich do mówienia za siebie. Staramy się pozwolić ludziom nauczyć się pewnych rzeczy, nabrać pewności siebie, odnaleźć swoją dziedzinę, nawiązać kontakty. Na pewno jeśli przyjechałeś tutaj z Francji i masz pewne wykształcenie, z łatwością znajdziesz swoje kręgi społeczne. Dla tych, którzy mają możliwość kształcenia się, nie jest to również takie problematyczne. Ale to tylko niewielka część, inni po prostu pozostają w izolacji.

Nasze cele zmieniają się wraz z upływem czasu, wraz z pojawianiem się nowych problemów i wyzwań. W ciągu pierwszego roku zajmowaliśmy się organizacją struktur i uczeniem ludzi, jak poznawać miasto. Teraz cele stają się coraz bardziej ambitne. Widać, że niektórzy uchodźcy czują się już jak berlińczycy, ale nie biorą aktywnego udziału w życiu miasta. I widać tę nierówność: migranci o dobrym statusie społecznym mogą sobie pozwolić na to, aby nie uczyć się języka i wciąż mieć dostęp do wszystkich atrakcji i udogodnień, a osoba, która pochodzi z Syrii lub Czeczenii i dobrze zna język niemiecki, nadal nie jest mile widziana w niektórych kręgach. Dzieje się tak dlatego, że lokalne społeczeństwo jest bardzo konserwatywne i nie dopuszcza ludzi do siebie. Dlatego właśnie myślimy, jak to zmienić, a sztuka jest tu bardzo ważna.

Festiwal wakacyjny w Neue Nachbarschaft // Moabit, 2018

Co sądzisz o wzmożonej aktywności prawicowców? Dlaczego tak się dzieje, nawet w Berlinie? Jak to wpływa na twoją pracę?

Właściwie, prawicowcy mogą samoorganizować się dobrze i szybko. Głównym problemem teraz jest kryzys polityczny. W Niemczech kryzys partii jest bardzo wyraźnie widoczny. Socjaldemokraci tracą swoich wyborców – partia po prostu się rozpada. Jest to oczekiwany rezultat, proces ten można było obserwować przez długi czas i obecnie po prostu widać tego efekty. I pojawia się teraz pytanie: czy za 10-15 lat partie będą jeszcze funkcjonować? Oczywiste jest, że należy je unowocześnić i znaleźć nowe modele polityki bezpośredniej. Z prawej strony mobilizują się dość szybko. Nie jest to trudne, zawsze jest jakiś procent prawicowców w społeczeństwie, trzeba tylko ich zmobilizować. Tematem uchodźców zmobilizowano wiele osób. Natomiast absurdem jest to, że w tych regionach, gdzie prawica ma najsilniejszą pozycję, jest najniższy procent obcokrajowców. To fakt. Stare, utarte teksty stają się przydatne, a bardzo proste narzędzia manipulacji działają wystarczająco skutecznie. Problem lewicowców i centrystów polega na tym, że muszą oni stworzyć własny program, ale to, co na razie robią, to tylko reagowanie. Gdyby zaproponowano jakieś stanowisko, jasno obrany kurs, inne tematy – ale nie. To, co się tylko dzieje, to jedynie reakcja na prawicowców, a trwa prawdziwy kryzys polityczny. Poważnym błędem jest ograniczenie się do reaktywności. Na przykład w 2015 roku wiele osób angażowało się w pomoc uchodźcom, ponieważ państwo nie było w stanie tego zrobić. Ale pozostała część ludności – prawicowa – szła do polityki, żeby  narzekać. Mieli na to czas. I politycy dostali pewną opinię na temat tego, jak ludzie się czują. Tak było naprawdę. Nie mamy teraz czasu na politykę – jest wiele do zrobienia. Prawicowcy mają ten czas, aby spotykać się, pisać listy. Politycy widzą to i budują swoją jednostronną opinię. Jest to złe, ponieważ powinni oni także przyjść do nas, do różnych ludzi i zobaczyć, że jednak większa część populacji myśli w inny sposób.

Ale co z tym zrobić? Masz jakieś prognozy na przyszłość?

Właściwie to widzę to optymistycznie. Szczyt popularności prawicowej ideologii już minął i nie sądzę, że będzie dalszy wzrost poparcia dla nich. Widzimy wszystkie złe rzeczy, które są pokazywane w mediach, ale to nie jest tak naprawdę większość ludzi. Tak, jestem zaniepokojona, ale nie ma powodu, aby z miejsca umrzeć ze strachu lub płakać nad straszną sytuacją. Istnieje wiele naprawdę dobrych tendencji. Trzeba tylko iść i pracować dalej.

…wróćmy więc do sztuki. Wspomniałaś jakiś czas temu, że wielu z twoich kolegów-artystów zaczęło cię przekreślać, kiedy zaangażowałaś się w sprawy społeczne, a zwłaszcza po założeniu Neue Nachbarschaft. Jak radzisz sobie z tymi obiekcjami ze strony świata sztuki?

Tak, ale wydaje mi się, że to było jakiś czas temu, dziś sytuacja się zmieniła. Myślę, że zwróciliśmy już na siebie uwagę, jeśli nie instytucji, to na pewno artystów(-ek) i kuratorów(-ek) sztuki. Są tacy, którzy nas bardzo wspierają. Udało nam się przekonać ludzi, że nasze doświadczenie jest naprawdę zakorzenione w sztuce.

Instytucje nie mają możliwości zrobienia tego, co my tu robimy. Po prostu brakuje im formatów i szczerze mówiąc, nie widzę, aby ktokolwiek się tym przejmował. Szkoda, bo mogłoby to dobrze wpłynąć na rozwój instytucji. Tym bardziej, że żyjemy w czasach kryzysu i potrzeba zmian, ale nie chcę myśleć za instytucje. Tworzymy wiele treści, wiele form pracy i jest to dla mnie interesujące. Oni mają wystarczająco dużo ludzi, sprytnych, wykształconych, zaangażowanych, którzy mogą coś z tym zrobić. Często nawet chcą, ale niestety nie mają możliwości współpracy.

Weźmy na przykład to, co właśnie widzieliśmy w teatrze Volksbühne w Berlinie, gdzie Christian Filips pokazał rezultat prowadzonych przez niego w przestrzeni NN warsztatów literackich dla amatorów. Ludzie, którzy nie mieli innego doświadczenia – dziś, po 1-1,5 roku, piszą swoje teksty i występują na jednej z głównych scen w Berlinie. W teatrze jest to możliwe, w sztukach wizualnych nie. Inny przykład. Zostałam zaproszona na biennale. Powiedziałam im, że chcę zaprosić ludzi z inicjatywy (Neue Nachbarschaft). Odpowiedzieli – tak, pewnie, ale nie możemy pokryć kosztów podróży. Tak, jest to problem finansowy, ale także problem planowania i stwarzania możliwości. Jest to najbardziej pragmatyczny przykład. Przede wszystkim jednak powinno istnieć zainteresowanie i zrozumienie sposobu, w jaki można włączyć ludzi z NN. Oczywiście, ja jako artystka mogę zrobić prezentację o NN, ale to nie będzie to samo.

Festiwal wakacyjny w NN/M, 2018

Na jakich warunkach bierzesz obecnie udział w takich wydarzeniach artystycznych?

Tak samo jak poprzednio. Nie ma nowych form interakcji, więc i ja nie odczuwam wielkiego entuzjazmu. Jest kilka biennale i wystaw niekomercyjnych. Tworzę na nie prace, które w większości nie kosztują nic, ponieważ budżety są zazwyczaj bliskie zeru. Staram się rozwijać te, nad którymi i tak pracuję lub, jeśli są jakieś pieniądze na produkcję, robić nowe rzeczy. Ale ogólnie rzecz biorąc, nigdy nie stworzyłam niczego pod presją zadanych tematów. Zawsze miałam szczęście tworzyć prace, które później znajdowały się na wystawach. Jest to naprawdę ważne, kiedy nie pracuje się pod konkretne wystawy. Moim celem nie jest na pewno wieszanie dzieł sztuki w różnych instytucjach. Cel jest inny. Najważniejsza jest dla mnie inicjatywa (NN), nie będę mieć wolnych weekendów jeszcze przez długi czas.

Neue Nachbarschaft // Moabit

Jak łączysz życie prywatne, sztukę i zaangażowanie w inicjatywę (NN)?

Muszę ustalać priorytety. Inicjatywa zawsze jest najważniejsza. Nie oddzielam mojej „pracy artystycznej” od pracy w ogóle. To jest jeden proces. Widzę, że inicjatywa jest ważniejsza, pozwala mi się rozwijać. Mam od niedawna nowe zobowiązanie w postaci nauczania w Akademii Sztuk Pięknych. Jednocześnie jestem zaangażowana w program, który ma na celu zmianę struktury edukacyjnej i akademickiej. Zajmuję się bardziej rzeczami, które są nowe, w których mam szansę coś zmienić. Ogólnie rzecz biorąc, celem artysty nie jest wpasowanie się w istniejące struktury, ale tworzenie nowych.

Newsletter

Bądź z nami na bieżąco – Zapisz się do naszego newslettera i śledź nas w mediach społecznościowych: