Piszę ten tekst w świecie opanowanym przez pandemię koronawirusa (COVID-19). Piszę go dla „Magazynu RTV” prowadzonego przez Galerię Miejską Arsenał w Poznaniu, która – tak jak pozostałe instytucje kultury w Polsce – została zamknięta na najbliższy czas.
Długo zastanawiałam się, czy zaczynać swój tekst w ten sposób. W procesie instytucjonalnej edukacji i dyscyplinowania do sztuki współczesnej (historia sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim, praca w Muzeum Sztuki w Łodzi), nauczono mnie, że pisząc o sztuce i kulturze, należy unikać opisywania osobistych doświadczeń i nawiązywać do aktualnych wydarzeń. Celem było poszukiwanie uniwersalnych tropów, a nie „przyczynkarstwo”. Przecież żyliśmy w świecie, w którym nie występują katastrofy mogące diametralnie zmienić nasz sposób myślenia, tak nam przynajmniej mówiono.
Dziś wiemy już, że świat po koronawirusie będzie inny. Zmiany dotkną zapewne wszystkich obszarów życia. Dlaczego o tym piszę? Od kilku lat w życiu i sztuce zajmuje mnie temat kryzysu klimatycznego. Zainspirowała mnie do tego Łódź, miasto, w którym zamieszkałam dziesięć lat temu, kiedy wciąż podnosiło się ono po transformacji lat 90. Centrum było zaniedbane, wiele budynków popadało w ruinę, znajomi spoza Łodzi pytali, czy faktycznie jest tam tak niebezpiecznie i biednie. Osobiście nie postrzegałam Łodzi w ten sposób, a może nie tylko w ten sposób; doceniałam rozległość wolnych i często zielonych przestrzeni, fascynujące podwórka i dzikie łąki w śródmieściu. Wtedy też zaczęłam czytać o ekologii. Na pierwszy ogień poszły studia nad ekologiami miejskimi i wiele ciekawych przykładów – najczęściej z amerykańskiego kontekstu. Znalazłam inspiracje do działań kuratorskich w architekturze, projektowaniu, organizowaniu miejskiej zieleni, która rozpoznawała swoje uwikłania w kwestie przyrodnicze i społeczne zarazem. Wpadły mi w ręce filozoficzne eseje i polityczne analizy. Wzięłam z nich „trzy ekologie” (Felix Guattari) i lewicową – w dużej mierze – koncepcję ekologii politycznej. Obie stały się fundamentami dla programu publicznego „Ekologie miejskie”, który prowadziłam wspólnie z Katarzyną Słobodą dla Muzeum Sztuki w Łodzi. Lektury i rozmowy z ludźmi nauczyły nas ekologii w praktyce.
OK, myślałam sobie wtedy, przerabiam tematy ekologiczne od jakiegoś czasu, zastanawiam się, w jaki sposób włączenie przyrody w obręb zainteresowania instytucji kultury może wywołać długotrwałą zmianę w praktykowaniu sztuki. Jaki jest tego cel? Po co mi to? Przecież nie chcę przekształcić muzeum sztuki w muzeum historii naturalnej, a artystów w naukowców. Stawka jest o wiele wyższa. Wtedy trafiłyśmy z Katarzyną na „trzy ekologie” Guattariego, które pozwoliły nam nazwać to, co podpowiadała nam intuicja. Nie można myśleć o środowisku w oddzieleniu od tego, co mentalne i społeczne. Dopiero przenikanie się tych różnych obszarów tworzy wiedzę o tym, co oznacza bycie człowiekiem w świecie. To bycie jest zawsze stawaniem się, niekończącym się procesem dostosowywania się do otoczenia przy jego jednoczesnym przekształcaniu.
Realizując „Ekologie miejskie”, chciałyśmy zrozumieć Łódź, stworzyć kontrnarrację do tej liberalnej, mówiącej o „klasie kreatywnej”, która przyjedzie do miasta i stworzy z niego drugi Nowy Jork. Zdawałyśmy sobie sprawę z konsekwencji życzeniowego myślenia, które nie chce dostrzegać powstawania „wysp ubóstwa” i pokoleniowego bezrobocia. Czegoś nam brakowało w tej układance. Szukałyśmy inspiracji dla możliwych ścieżek rozwoju Łodzi, innego scenariusza przyszłości niż realizacja polskiego marzenia o szklanych biurowcach, fajnych kawiarniach, zielonych trawnikach, ale bez przemysłu i biednych ludzi w widocznych miejscach.
Pamiętam, że czytałam wtedy fragment „Trzech ekologii” o Donaldzie Trumpie. Wydawał mi się dość abstrakcyjny. Co to za facet? Dlaczego Guattari poświęcił mu tyle miejsca? „Donaldowi Trumpowi i podobnym jemu postaciom – innej formie glonów – wolno rozmnażać się bez kontroli” – pisał filozof. „W imię remontów Trump przejmuje całe dzielnice Nowego Jorku lub Atlantic City, podnosi czynsze i wypiera dziesiątki tysięcy biednych rodzin. Ci, których Trump skazuje na bezdomność, są społecznym odpowiednikiem martwych ryb ekologii środowiska”. Gentryfikacja, nierówności ekonomiczne, brak ochrony dla wrażliwych społecznie grup to odpowiednik gatunków inwazyjnych, które wypierają inne i zabierają im dostęp do zasobów. W tej perspektywie Łódź była elementem złożonego systemu, niezbyt sprawnie realizując scenariusz kapitalistycznego rozwoju.
Mamy 2020 rok, na scenę wkracza nowy nieludzki aktor, który zadbał o własną reprodukcję w organizmie człowieka, pojawiając się na targu rybnym w chińskim Wuhan. Teraz już wiem, kim jest Donald Trump. To prezydent amerykańskiego imperium walczący o drugą kadencję. Czy będzie w stanie ją wygrać? Nie wiadomo. Wyścig kandydatów przerywa koronawirus. Stopklatka.
Wszystko to, co dotyczy koronawirusa, dzieje się bardzo szybko. Pod koniec 2019 roku został wykryty w Chinach, a 11 marca 2020 roku Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła pandemię COVID-19. Mieszkając w Polsce, tak bardzo nieprzygotowanej na tę sytuację, jestem w środku tego wszystkiego. Myślę o kryzysie klimatycznym i o tym, że na chwilę temat ten został przykryty przez wirusa. Moją wyobraźnię pobudza hasło „powolnej przemocy”. Zaproponował je Rob Nixon, amerykański historyk środowiska, do opisu katastrof ekologicznych, które są rozciągnięte w czasie, mało spektakularne, trudne do opisania, wizualizacji, interpretacji czy diagnozy. Wyobraźmy sobie taką sytuację: powstaje fabryka chemiczna, ludzie dostają pracę. Po pewnym czasie ktoś zauważa, że powietrze inaczej pachnie albo nawet śmierdzi. Może to jakiś wyciek z fabryki? Ktoś zaczyna się źle czuć, nie rozumie, dlaczego, i idzie do lekarza. Kolejne osoby wykazują objawy chorobowe, ale nikt ich nie wiąże z powietrzem i wyciekami. Taka sytuacja trwa latami. Dużo później okazuje się, że można powiązać choroby mieszkańców z funkcjonowaniem fabryki chemicznej. Inny przykład to dręczenie i zabójstwa rdzennej ludności. Zawłaszczanie ziemi, wywłaszczanie ludzi, zastraszanie, porywanie dzieci do służby w guerilla. Mimo oddolnego oporu wobec korporacji i państwa, które wspiera imperialną politykę – vide Kolumbia, Brazylia etc. – powolna przemoc trwa. Nie odczuwamy jej po drugiej stronie globu. Nie znamy tych ludzi. Wydaje nam się, że żyją zupełnie inaczej niż my. To tak daleko – myślimy.
W 2019 roku „The Guardian” proponuje, by nie używać terminów „zmiana klimatu” albo „globalne ocieplenie”, ale „kryzys klimatyczny”. Według dziennikarzy gazety i specjalistów z Climate Outreach dwa pierwsze określenia w niewystarczający sposób uświadamiają globalne zagrożenie, które jest związane z tymi zjawiskami. Jako mieszkańcy zglobalizowanego świata z kryzysami żyjemy niemal na co dzień (może dlatego tak szybko potrafimy o nich zapominać?); kryzys finansowy z 2008 roku, kryzys migracyjny z 2015 to tylko ostatnie załamania, które dotknęły różnych obszarów życia. W wielu regionach świata, a z pewnością w Polsce, przyzwyczailiśmy się do myślenia o tym, że wydarzenia te dzieją się gdzieś obok, ewentualnie odbijają się tu rykoszetem.
Wyzwania, które stawia przed ludźmi COVID-19, to test na interwencyjne działania w kontekście kryzysu klimatycznego. Gwałtowne zjawiska atmosferyczne, rosnąca temperatura, kurczenie się zasobów, np. wody, przekraczanie kolejnych granic planetarnych, takich jak utrata bioróżnorodności czy przekroczenie stężenia CO2, powodujące wyprowadzenie z równowagi systemu ziemskiego. Przede wszystkim wirus objął swoim zasięgiem tzw. kraje rozwinięte, które do tej pory nie ucierpiały znacznie z powodu zmian klimatycznych. Obserwując tę sytuację z perspektywy polskiej, widzę przerażenie uprzywilejowanego świata, który do tej pory obserwował globalne problemy z bezpiecznego dystansu. COVID-19 wymaga szybkich i zdecydowanych sposobów działania, żeby uniemożliwić rozprzestrzenianie się wirusa. W praktyce oznacza to powstrzymanie zglobalizowanych przepływów ludzi, towarów i usług. Przychodzą mi do głowy kolejne, niezbyt udane negocjacje podczas kolejnych szczytów klimatycznych, coraz bardziej ponuro brzmiące raporty Intergovernmental Panel on Climate Change oraz hasła wykrzykiwane na demonstracjach organizowanych przez ruchy klimatyczne. Grupy osób zyskiwały świadomość dynamiki i konsekwencji kryzysu klimatycznego, ale na poziomie międzynarodowym decyzje były podejmowane zbyt powoli, zważając na pilność tego problemu. COVID-19 nie czeka na konsensus, porozumienia, szczyty, negocjacje. Wymaga zmiany sposobu życia, przemyślenia planów na przyszłość oraz wartości, które chcemy ochronić w tym kryzysowym czasie. „Trzy ekologie” pozostają ważnym punktem odniesienia. Nie dotyczą już tylko wojen, kryzysów ekonomicznych, katastrof środowiskowych i gentryfikacji, dołącza do nich pandemia, która paraliżuje także kraje rozwinięte i społeczeństwa mentalnie nieprzygotowane do takiej zmiany. To właśnie ich głos jest najlepiej słyszany w mainstreamowych mediach. Kiedy pandemia dotrze do krajów ubogich, gdzie nie tylko nie ma szansy na wyizolowanie się od innych, ale nie funkcjonuje służba zdrowia, a państwo nie wspiera swoich obywateli – konsekwencje będą prawdopodobnie tragiczne.
Wczoraj słuchałam mojego ulubionego podcastu „Being Well” prowadzonego przez psychologa Ricka Hansona i jego syna Foresta. Zazwyczaj publikują oni nowy odcinek co poniedziałek, ale 9 marca 2020 roku tak się nie stało. Dopiero tydzień później pojawił się aktualny materiał związany z COVID-19 i lękiem wobec tej gwałtownej zmiany globalnej sytuacji. Autorzy mówili o tym, że jedną z zasad, której starają się przestrzegać w swoim programie, jest ta, żeby nie omawiać aktualnych wydarzeń, jednak koronawirus tak drastycznie zmienia kontekst naszych rozmów, bycia razem, planów na przyszłość, iż trudno prowadzić podcast o emocjach, nie uwzględniając tego wątku. Kiedy katastrofa, rewolucja, kryzys, załamanie zaczynają dotyczyć w bezpośrednim stopniu nas samych, uniwersalne narracje przestają wystarczać. Trzeba szukać czegoś bliższego.
***
Aleksandra Jach – kuratorka, edukatorka, historyczka sztuki. Przez wiele lat pracowała w Muzeum Sztuki w Łodzi. Obecnie współpracuje z Biennale Warszawa przy programie poświęconym kryzysowi klimatycznemu. Jej ostatnie projekty to: „Carolina Caycedo i Zofia Rydet. Raport troski”, „Kongres Empatii” w Muzeum Sztuki w Łodzi (2019) czy „How to talk with birds, trees, fish, shells, snakes, lions and bulls?” w Hamburger Bahnhof – Museum für Gegenwart w Berlinie (2018).