Arrow-long-left
PL|EN

Kanał sztuki

Wywiady

BODY CORPOREAL(-ities) i kontekst polski

fot. Martyna Miller

Poznan, 5-12 lipca 2018

Poznań to miasto zarówno wielu osobliwości, jak i o różnych tożsamościach, umiejscowione dokładnie pośrodku pomostu kulturowego między Warszawą i Berlinem. Przedsięwzięcia na obrzeżach, dzięki ciągłej walce o przetrwanie, wykazują się elastycznością, mobilnością i spersonalizowaniem. Muszą być twórcze – do tego stopnia jak zapewnienie wielowymiarowości usług, by comiesięcznie przyciągać odbiorców. Na przykład: kuchnia polowa / punkt z limuzyną na wynajem, z dwudaniowym menu. Jakie to było urocze! To była u Was najbardziej hipsterska miejscówka, choć tak naprawdę wcale nie aspirowała do bycia taką. Jej innowacyjność polegała na tym, że tani w realizacji pomysł wziął się wprost z potrzeby zysku. Później słyszałam, że w okolicy była baza wojskowa, więc wielu chłopaków przychodziło tutaj jeść, a że to zaraz przy drodze, dlaczego też nie wynajmować limuzyny? Byłam pod dużym wrażeniem tej przedsiębiorczej kreatywności!

Na tych wrażliwych obrzeżach Poznania miałam również okazję poznać robotników, chętnych porozmawiać, nawiązać kontakt poza ich powtarzalną codziennością, gotowych na krótkie spotkanie z Inną, która może być jednocześnie kobietą, osobą obcą, czarną i queer.

fot. Martyna Miller

W starej części miasta, gdzie jest uniwersytet, Poznań wypełniają tłumy wykształconych, otwartych, dojrzałych, modnych osób, które nie zadawały sobie trudu, by gapić się na moją ciemną karnację czy żółto-białe futrzaste włosy. Z kolei dzielnica w nowej części centrum, w której byłam, wydała mi się mainstreamowa, tłoczna, pijana, konserwatywna religijnie, z posmakiem modowej tandety czy wreszcie: totalnego szaleństwa. Mam na myśli to, że cały czas dzieje się coś dramatycznego, co sprawiło, że Poznań wydał mi się całkiem ciekawy w porównaniu do spokojnej Danii. Tutaj moja ciemna skóra była obiektem zdumienia, obcości, strachu i inności jednocześnie. Tutaj byłam hiperwidzialna, podczas gdy w starej części miasta stawałam się jakimś hybrydowym ciałem, zdolnym do przemieszczania się w przestrzeni bez ściągania wielu spojrzeń.

Ciągłe spojrzenia obracanych głów dusiły mnie w swojej badawczości. Czułam, że kwestionowane jest samo moje istnienie, wiele twarzy wyrażało zdumienie samym moim widokiem. Przypomniało to o kulturowej otchłani, którą czasami uosabiam, i wynikającej z tego asymetrii, gdy określam się jako Europejka o afrykańskim pochodzeniu albo – jak kiedyś powiedział  mój znajomy – „Afropejka”.

Tę kulturową otchłań tworzą oczekiwania  wobec dwóch odrębnych powierzchni tego samego ciała: jednej bielszej i drugiej – ciemniejszej. Białość wymaga, by czarne diasporyczne ciało uległo asymilacji i wybieleniu. Białość wymaga, by czarne diasporyczne ciało było bielsze i brzmiało nawet bielej niż te już białe. Czarność wymaga, by czarne diasporyczne ciało odzyskało coś w rodzaju surrealistycznej nostalgii powrotu do korzeni, przywołania afrykańskich przodków i przodkiń. Czarne diasporyczne ciało, urodzone na kolonialnej ziemi, nawet jeżeli rodzice trzymają je za ręce, wkroczy w tę żyjącą kulturową otchłań podwójności, emanując europejskością i afrykańskością jednocześnie, w tej samej przestrzeni, ciele, przypadku. Żyje w podwójnym odrzuceniu tego samego dnia, ponieważ nie spełnia wszystkich oczekiwań doskonałości. Niepewność, jak poruszać się w tych światach, krzyżujących się, przeciwstawiających sobie i wzajemnie się kształtujących, które złączone w wiecznych objęciach wznoszą się w spiętrzonych asymetriach, w walkach zarysowujących lustro i zostawiających na nim blizny.

(Niepublikowany tekst 25.04 CULTURAL LIMBO LIVINGS OF A BLACK BODY)

DOMIE oraz Art Production: Performując BODY CORPOREAL 2.0

DOMIE – nowa przestrzeń dla sztuki w sercu Poznania, wskrzeszona z powolnej stagnacji i materialnego rozkładu, kiedy grupa artystów i artystek, akademików i akademiczek zdecydowała się ocalić ją od zniszczenia i odbudować jako „kolektywny architektoniczny i ekonomiczny eksperyment wzajemnej troski” (DOMIE). Tak się zdarzyło, że jedną z tych artystek była Martyna Miller, znajoma z dalekiej przeszłości, którą miałam okazję poznać w Danii w 2016 r. Brałam wtedy udział we współtworzonym przez nią projekcie artystycznym SEX IN SITU, który ujmował seks w ramach performatywności, a praktykę społeczną w kontekście przestrzeni. Drugą artystką uczestniczącą w tym dawnym przedsięwzięciu, którą poznałam wcześniej online – i która również współtworzy DOMIE – była Katarzyna Wojtczak.

fot. A. Szozda, 07/27/1988, Express Poznański

W okolicach lipca 2018 r. Martyna powiedziała mi o DOMIE i zaprosiła mnie, bym przyleciała z Danii i zamieszkała przez cały tydzień w tym uroczym budynku z lat 30. XX w., by stworzyć coś, czym warto byłoby się podzielić. Praktykuję głównie performans z wykorzystaniem ciała jako podstawowego medium przekształcania przestrzeni, poza tym tekst i eksperymenty ze sztuką wideo i z dźwiękiem. Nie mogłam się doczekać, by wprowadzić ciało w nieznany kontekst, którym był tak DOMIE, jak i w ogóle Polska – to była moja pierwsza wizyta. Byłam podekscytowana pomysłem, by zaperformować jedną z moich prac w tej przestrzeni i obserwować, jak ten kontekst wpłynie na jej znaczenie.

Kadr z wideo zrealizowanego we współpracy z Clive Vignola

Wiedziałam, że chcę wykonać Body Corporeal 2.0, zanim postawiłam stopę w Poznaniu. Wybrałam tę pracę, ponieważ cały czas ją przeżuwałam w swoim ciele po tym, jak ją raz performowałam, w maju w Danii.

BODY CORPOREAL 2.0to także proces, którym się dzielę z publicznością. Mój osobisty proces – spadku wartości jako towaru – zestawiony z odzyskiwaniem miłości do samej siebie – nie jako substytutu, ale raczej suplementu. To nie cel, lecz cyrkularny początek.

fot. Martyna Miller

Miłość do samej siebie wymaga, byśmy wykształcili swoje własne spojrzenie. Kultura oparta na konsumpcjonizmie wytwarza patriarchalne, heteronormatywne, zachodniocentryczne spojrzenia w ramach globalnych kultur głównego nurtu. Więc proszę Was, byście odzyskali własne spojrzenie poprzez proces aktywnej świadomości. Musicie słuchać swojego ciała uważnie i intuicyjnie, wyłączając wszystkie te warstwy, które kultura konsumpcyjna Wam narzuca. Mam na myśli wszystkie te wdrukowane komercyjne zachcianki, zamaskowane jako pragnienia, odbite jako potrzeby konsumpcji i utowarowienia zniewolonych ciał – wszystko,  by pasowały do kapitalistycznego dogmatu ludzko-maszynowego systemu pracy. Potrzeby, które projektujemy na innych i tym samym pozwalamy im kontrolować nasze życie. Potrzeby, które stają się niewypowiedzianymi normami kulturowymi, zabijającymi organiczną cielesność.

fot. Martyna Miller

Składniki przyrody, takie jak ziemia, rośliny, drewno, połacie trawy, zostały użyte w tym procesie do stworzenia żyjącej, organicznej instalacji, służąc jako naczynia do napełnienia ciała duchem (odnoszę się tu do ciała jako konstruktu społecznego).

fot. Martyna Miller

Odcięte członki w soli

Przetworzona sól wywołująca krzyki ciała

Krzyki ciała, żołądkowe burze

Krew krzycząca w moich żyłach od przodków

Tamte, żywe ciała

Przybyły z wierzchniej gleby

Odcień gleby odciśnięty na naszej skórze

Gleba, obijające lustro, gleba

Gleba, obijające lustro, gleba

Gleba przetłumaczona w najwyższą nicość

Paraliż ciała

 

(Fragment wiersza-manifestu BODY CORPOREAL 2.0)

fot. Martyna Miller

Później ogłosiłam metaforyczną i metafizyczną śmierć ego, co oznaczało kwestionowanie i dekonstrukcję tych społecznych sposobów postrzegania, które uważamy za oczywiste. Można tu wymienić język, ideologie i tradycje, i moralność, do których ciało jest przywiązane. Wykorzystałam to tutaj, ponieważ ciało było i dalej jest w procesie odrywania.

fot. Martyna Miller

Kiedy skończyłam swój półgodzinny performans, postanowiłam wrócić do przestrzeni i jeszcze raz zamieszkać w mojej instalacji. Tym razem przyszłam ubrana, zdjęłam ręcznie przez siebie zrobioną maskę z kwiatów, zamieniając ją na sukienkę, którą kupiłam w Poznaniu, w sklepie z używaną odzieżą, zaledwie kilka dni wcześniej. Dalej chciałam rozmawiać z publicznością, więc wygłosiłam krótką mowę, a następnie zaczęłam zadawać pytania. Byłam bardzo ciekawa, co widzowie myślą o tym, czym przed chwilą się z nimi podzieliłam.

fot. Martyna Miller

Dwudziestokilkuletnia młodzież na widowni (która stanowiła większość) była nieśmiała, ale znalazło się też dwoje dojrzałych artystów-akademików z Uniwersytetu Artystycznego, którzy chętnie się angażowali i z zaciekawieniem przyjmowali moje pytania. Jak myślisz o swoim ciele, mając na uwadze ciągłą presję kapitalizmu lub utowarowienia? Zarówno Katarzyna, jak i Martyna pomagały w moderowaniu rozmowy i zachęcały publiczność do udziału.

Podczas spotkania w ramach kuratorowanego wydarzenia artystycznego zaobserwowałam dużą zmianę. Poczucie bycia obcym obiektem zostało zastąpione dziwnym uczuciem zadomowienia się i pokrewieństwa wewnątrz tej przestrzeni, co silnie kontrastowało z niemal niechęcią czy nawet rasistowskim seksizmem, których doświadczałam na ulicach nowej części Poznania. Być może, muszę przyznać, było to możliwe dzięki serdeczności Martyny, Katarzyny i Dawida Misiornego, ponieważ gościli mnie, otaczając wielką troską.

Poczułam to pokrewieństwo po wielu rozmowach dotyczących feminizmu i kapitalizmu w polskim kontekście. Zainspirowała mnie także sztuka, stworzona przez całą rzeszę kobiet, w CSW Zamek Ujazdowski w Warszawie, gdzie znalazłam pozostałości i odwołania do Czarnego Protestu i Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. W jakiś sposób odnajdywałam w tych pracach własną strategię queerowania oraz transnarodowego i intersekcjonalnego feminizmu. Rozpoznałam to samo dążenie do przejmowania odpowiedzialności za przestrzeń, w której – poprzez sztukę, wyobrażenia i rytuały – praktykuje się tożsamość i język, ale na własnych warunkach, zacierając kategorie i oczekiwania, zmieniając ich znaczenie, qeerując je w przeważająco „białych” instytucjach.

Pragnę wrócić do Poznania, do DOMIE w przyszłości, ponieważ bardzo mnie interesuje rewolucja kobiet w Polsce i ich walka przeciwko restrykcyjnym prawom reprodukcyjnym – w kontraście do genealogii konserwatyzmu i purytanizmu wobec kobiecego ciała. Chciałabym zbadać ten oczyszczający katalizator, żeby stworzyć prace performatywne do instalacji wideo oraz/lub performans na żywo.

Poznań, 5–12 lipca 2018 r.

_______

tłumaczenie: Jacek Zwierzyński

fot. Martyna Miller

Newsletter

Bądź z nami na bieżąco – Zapisz się do naszego newslettera i śledź nas w mediach społecznościowych: