W czerwcu 2013 roku obroniłam dyplom na intermediach i już dwa miesiące później podpisałam pierwszą w życiu umowę o pracę. Tak się złożyło, że zwolnił się etat w osiedlowym domu kultury, więc postanowiłam skorzystać. Panicznie się bałam bycia freelancerką, tego, że ciągle trzeba szukać albo czekać. Posada w domu kultury była stabilna i bezpieczna, tak bardzo, że „zadomowiłam” się tam na parę ładnych lat.
Osiedlowy Dom Kultury „Słońce”, w którym rozpoczęłam pracę, jest częścią spółdzielni mieszkaniowej, co oznaczało dla mnie konieczność zapoznania się ze złożoną strukturą zakładu pracy i nauczenia się nowych zasad funkcjonowania. Była to dla mnie nauka odkrywania innych sposobów życia. Przez ostatnie lata obracałam się tylko wśród ludzi podobnych do mnie. Można powiedzieć, że rozbiliśmy sobie namiot na dachu Uniwersytetu Artystycznego i rzadko opuszczaliśmy to miejsce, a ja nagle znalazłam się kilka pięter niżej, w środku zupełnie innej rzeczywistości.
Choć na początku było mi trudno, to z czasem zaczęłam dostrzegać też rzeczy ciekawe i poruszające. Moją uwagę przykuł senioralny zespół wokalny prowadzony od wielu lat przez tę samą instruktorkę Aleksandrę Karlik. Była to kilkuosobowa grupa, prawie same kobiety. Spotykały się na próbie raz w tygodniu. Pani Ola przygrywała na keyboardzie. Każda osoba miała swój popisowy solowy numer. Spotkania z zespołem wokalnym seniorek przyprawiały mnie o ten znajomy dreszcz ekscytacji, lubiłam śpiewać razem z nimi. Czułam, że dzieje się tu coś ważnego, że ma to niemal rytualny charakter. Teksty piosenek były słodko-gorzkie. Niby o tym, żeby uśmiechać się codziennie, ale tak naprawdę o tym, że nic innego już nie pozostaje. W powietrzu unosiła się radość ze spotkania i wspólnego śpiewania, ale też melancholia i smutek. Zarówno instruktorka, jak i wszystkie osoby w zespole z ekscytacją zareagowały na propozycję zrobienia o nich filmu. Miałam wrażenie, że się ucieszyły, iż ktoś na nie zwrócił uwagę.
Dom kultury „Słońce” został zbudowany na osiedlu Przyjaźni na początku lat 70. Jednak życie kulturalne osiedla rozkwitło wcześniej, praktycznie w tym samym momencie, kiedy do użytku zostały oddane pierwsze mieszkania. Na początku pracownie i kluby osiedlowe mieściły się w piwnicach bloków; w jednym była pracownia plastyczna dla dzieci, w drugim klub seniora, a w kolejnym pracownia modelarstwa lotniczego, która jako jedyna działa w piwnicy do dziś. Niemal od samego początku pracownię modelarstwa prowadził instruktor Piotr Zawada i warto dodać, że przez wiele lat nic się tam nie zmieniało. Remont został przeprowadzony stosunkowo niedawno, po śmierci pana Piotra. Cieszę się, że udało mi się udokumentować atmosferę pracowni, zanim nastały zmiany, oraz że mogłam usłyszeć historię człowieka, który pracował w zaciszu tego miejsca i dzielił się swoją pasją z innymi przez ponad czterdzieści lat. Piotr Zawada odnosił w dziedzinie modelarstwa lotniczego ogromne sukcesy, wygrywał międzynarodowe zawody, a wszystkie swoje mistrzowskie modele zbudował w piwnicy na osiedlu Przyjaźni!
Pracując na osiedlu Przyjaźni, chyba najbardziej zaprzyjaźniłam się z jego starszymi mieszkankami, pewnie dlatego, że to je widywałam najczęściej. Bardzo miło wspominam panią Ewę, codziennie na ławce przed domem kultury karmiącą osiedlowe koty, a także panią Zdzisławę – malarkę, która dopiero na emeryturze oddała się swojej pasji i miała w domu kultury niejedną wystawę. Pamiętam też panią Marię, która jako pierwsza odpowiedziała na moje zaproszenie do podzielenia się zdjęciami z czasów, kiedy powstawało osiedle, oraz panią Alinę, przychodzącą z mężem niemal na każde zorganizowane w domu kultury spotkanie. Mam też w pamięci panią Ninę, autorkę przepięknej kroniki dokumentującej pierwsze działania kulturalne na osiedlu Przyjaźni. To dzięki niej dowiedziałam się o barwnym życiu, jakie toczyło się w piwnicach bloków.
Dziś, kiedy po latach wracam do filmów zrobionych w domu kultury, widzę w nich pomniki amatorskiej twórczości. Z uczelni artystycznej, gdzie uczyłam się tworzyć od profesjonalistów, trafiłam do domu kultury, gdzie mogłam się uczyć od amatorów. Tak jak wspomniałam już na wstępie, to było jak skok z dachu. Długo spadałam, bo odległość między tymi światami jest ogromna. Dziś wiem, że chciałabym budować windy, które będą pozwalały na swobodną podróż pomiędzy nimi. Wiem też, że potrzebuję całej kultury, tej niskiej i tej wysokiej, i chciałabym, żeby wszystkie instytucje i organizacje kultury w mieście były jak system naczyń połączonych, bo mam wrażenie, że płynie w nich ten sam rodzaj paliwa. Myślę również, że nie warto pompować tylko w jeden zbiornik, bo wtedy inne wysychają, a w czasach ogólnej suszy, obecnej już przed wybuchem pandemii, trzeba tym bardziej zadbać o to, by każdy miał co pić (i co jeść).
Kinga Mistrzak – absolwentka kognitywistyki (Uniwersytet im. A. Mickiewicza w Poznaniu) oraz intermediów (Uniwersytet Artystyczny w Poznaniu). Otrzymała wyróżnienie honorowe w konkursie 8. Festiwalu IN OUT za film „Droga do gwiazd” (2014). Autorka indywidualnej wystawy „Muzeum Psów” w Galerii Siłownia w Poznaniu (2013). Laureatka konkursu „Współdziałanie w kulturze” (Bardzo Młoda Kultura, 2016). Brała udział w wielu wystawach zbiorowych, m.in.: „Ciało zbiorowe” w Galerii BWA w Zielonej Górze (2011), Startpoint: Prize For Emerging Artists w Centrum Sztuki Współczesnej DOX w Pradze (2013), w Przeglądzie Sztuki SURVIVAL we Wrocławiu (2016). Autorka warsztatów i projektów edukacyjnych dla dzieci, młodzieży i osób dorosłych. Pracowała w Osiedlowym Domu Kultury „Słońce” oraz Centrum Inicjatyw Senioralnych w Poznaniu. Obecnie zajmuje się edukacją i animacją w poznańskiej Galerii Miejskiej Arsenał.