Od pięciu lat znowu czytam książki dla dzieci i bardzo często, czytając, dostosowuję końcówki i dodaję brakujące zdania. Przez rok czytałam dzieciom żydowskim w szkółce niedzielnej. Czytałam w ośrodkach dla cudzoziemek i cudzoziemców i regularnie w przedszkolu mojego pięcioletniego syna. Zawsze o tym, co trudno sobie wyobrazić – o doświadczeniu uchodźczym, o dziewczynkach, które nie zostają matkami, tylko realizują swoje pasje, o wojnie, która nie ma żadnego sensu, o doświadczeniu choroby czy ograniczonej sprawności, o żałobie. Okazuje się, że wszystko to można zrozumieć, mając kilka lat. Wnioskuję z tego, że poczucie wspólnoty nie musi być budowane na wspólnym doświadczeniu, ale na empatii.
Dzisiaj, z domu, staram się czytać tylko o tym, co przyjemne, ale czasem źle mnie słychać, coś przerywa. W ośrodku dla cudzoziemców i cudzoziemek nie ma dobrego zasięgu i komputerów, więc najwięcej czasu zajmuje nam połączenie się, a później niewiele już zostaje do końca limitowanego połączenia.
Limit to granica. Słowo „granica” wymawia się po czeczeńsku doza, „kontrola” to hazalla, a „cel przyjazdu” to bahan wara. Tak uprościłyśmy wymowę z porozumieniu z Khedi Alievą1, z którą rok temu wydałyśmy pierwszą polsko-czeczeńską książkę/słownik. Pierwszą, chociaż od 2000 roku osoby z Czeczenii są najliczniejszą grupą starającą się o ochronę międzynarodową w Polsce, mimo że w statystykach figurują jako obywatelki i obywatele Rosji.
Przez siedem dni i nocy przetłumaczyłyśmy z Khedi setki słów i zdań „Mini-rozmówek polsko-czeczeńskich / czeczeńsko-polskich”2, ale nie wybrałyśmy ich same. Wcześniej, przez dwa tygodnie spotykałam się z mieszkankami i mieszkańcami Bydgoszczy, z mieszkankami ośrodka dla cudzoziemek i cudzoziemców w Grupie (oddalonego o nieco ponad godzinę jazdy samochodem). Spotykałyśmy/liśmy się też wspólnie, żeby doświadczyć kolejnej niewidzialnej granicy zwanej barierą językową, którą postanowiłyśmy/liśmy przekroczyć.
„Mini-rozmówki” otwiera wybór najważniejszych słów, które jak się okazało, choć wybrane niezależnie, były wspólne dla obu grup. Podczas spotkań uczyłyśmy/liśmy się wymawiać: „wolność”, „miłość”, „dobro”, „prawda”, ojciec”, „matka”, „dziecko”, „wiara”, „radość”, „solidarność” i „życie” – marszo, bezam, dikalla, bako-o, da, nana, bera, teszam, hazhetar, hankhetar, dahar. Ten pierwszy rozdział to nauka podstawowych słów – książka dla dzieci.
Ale rozmówki nie pozostały naiwne w swojej prostocie i zupełnie jak dobre książki dla dzieci nie pozostawiają wątpliwości co do okrucieństwa dziejącego się wokół politycznej granicy – doza. Polska łamie postanowienia Konwencji Genewskiej, w której zapisane jest zaklęcie, a zaklęcia powinny przecież działać. Mówisz: „proszę o status uchodźcy” (uchodźczyni jest najpewniej niewymawialna, ale to właśnie dopowiadam, czytając książki dzieciom). Zaklęcie jednak nie działa.
Rozpoczynając rezydencję w BWA w Bydgoszczy, miałam świadomość, że będę musiała zmierzyć się nie tylko z barierą językową, ale też ubiegać o kredyt zaufania. Poprosiłam więc o pomoc i rekomendację, tak jak rekomenduje się osoby starające się o ochronę międzynarodową, zapewniając, że można im zaufać (co wydaje się nie mieć żadnego znaczenia i mocy sprawczej). Rekomendację tę nagrały dla mnie moje przyjaciółki z ośrodka w Łukowie, z którymi znałam się już dłuższy czas, działając wspólnie i tworząc postartystyczną inicjatywę introligatorską „Notesy z Łukowa”. Podczas spotkania w ośrodku w Grupie odtworzyłam więc melodię ich głosów, ufając, że tym razem zaklęcie zadziała.
Na pracę nad rozmówkami zdecydowały się Zulfiia Akhmethanova, Fatimat Musaeva i Madina Balsaeva, a oprócz nich dwadzieścia osiem osób, którym sama potrafiłam wszystko wyjaśnić.
Połowa nakładu Mini-rozmówek trafiła do Fundacji EMIC w ramach mojej praktyki małych gestów, które nie przynoszą być może istotnej poprawy sytuacji finansowej, jednak pozwalają mi wyobrazić sobie inną skalę strategii wspierania poprzez na przykład zaangażowaną praktykę wydawniczą. Organizacje pozarządowe pracujące na rzecz migrantów i migrantek w Polsce zmagają się z ogromnymi trudnościami ekonomicznymi, a istotnych, długofalowych, wartościowych działań nie da się finansować zbiórkami zabawek i odzieży. Myśląc o wsparciu, trzeba więc ufać tym, które/rzy mają największe doświadczenie i znają realne potrzeby. Na stronie Fundacji można jeszcze kupić książki, przekazując darowiznę na realizację celów statutowych.
„Notesy z Łukowa”, dzięki Stowarzyszeniu „Dla Ziemi”, od ponad dekady prowadzącemu działania w ośrodkach na Lubelszczyźnie, nie są już cegiełką. Notesy szyją ręcznie mieszkanki ośrodka posiadające aktualne zezwolenie Urzędu do Spraw Cudzoziemców na pracę, za którą otrzymują wynagrodzenie na podstawie umów. Można kupić je w każdej chwili w sklepie internetowym prowadzonym przez stowarzyszenie. „Notesy z Łukowa” określane są mianem projektu postartystycznego czy partycypacyjnego, ale na poziomie ludzkim, nie sztucznym opiera się on na wspólnocie i więzi.
Partycypacja sięga daleko poza ośrodek, angażując miejsca związane ze sztuką i aktywizmem, w których notesy można kupić stacjonarnie i są to (choć w związku z pandemią powinnam napisać, że dotychczas były) Galeria Szara w Katowicach, salon Ciach Fryzjer w Warszawie, sklepy Kooperatywy Dobrze w Warszawie, Galeria Jest we Wrocławiu, Fundacja Obszar Wspólny w Łodzi, Klubokawiarnia Pestka w Częstochowie, Art Bookstore Królikarnia w Pałacu Królikarnia w Warszawie. Były również dostępne podczas Miesiąca Fotografii w Krakowie i na Festiwalu Nadmiar.
Na potrzeby archiwizacji i sztuczności każda kolaboracja formalnie objawia się unikatową serią notatników z logo NzŁ i kolaboranta/tki. Notes kosztuje zawsze 40 złotych, a po odjęciu niemożliwych do uniknięcia kosztów jego autorka otrzymuje 18 złotych. To wynagrodzenie za około godzinę pracy, którą można wykonać w dogodnym momencie, co z mojej prywatnej perspektywy osoby samodzielnie wychowującej (tylko jedno!) dziecko wydaje się warunkiem koniecznym, by mówić o dostępności. Sytuacja ekonomiczna osób oczekujących na decyzję Urzędu do Spraw Cudzoziemców jest trudna, bo trudno aktywnie ją zmieniać. Wyobraź sobie, że z trojgiem dzieci i mężem mieszkasz w jednym pokoju. Albo inaczej: to dzieci mieszkają w pokoju, ty z mężem w kuchni. Trwa to już ponad trzy lata, w tym czasie raz otrzymujesz pozwolenie na pracę, raz je tracisz, chociaż i tak trudno mówić o stabilności potencjalnego zatrudnienia, a mimo dynamicznie zmieniających się warunków ekonomicznych w Polsce od dziesięciu lat wysokość „kieszonkowego” nie ulega zmianie: 50 złotych miesięcznie plus 20 złotych na środki higieniczne dla osoby dorosłej.
W jednym z wywiadów, który przeprowadziłam w ostatnim tygodniu dla nowego numeru „Wiza-Vis”, kwartalnika poświęconego sztuce, więzi i migracji, moja rozmówczyni, uchodźczyni z Gruzji, Julietta przypomniała, że dziewięć lat temu, kiedy przyjechała do Polski, kilogram ziemniaków kosztował 50 groszy.
Przywołany przeze mnie „Wiza-Vis” powstaje dziś jako oddolna inicjatywa sytuująca mnie na pozycji artystki-redaktorki i producentki gazety, której pojawienie się wydaje się logiczną konsekwencją wydarzeń. Jednym z priorytetów, który przyjęłam, planując „Wiza-Vis”, była współpraca z niezależnymi publicznymi instytucjami i włączanie osób, które mają realny wpływ na ich ofertę i kierunek zaangażowania. Szczególnie teraz, ale i z myślą o nadchodzącej niełatwej przyszłości potrzebujemy dzielenia przywilejów, udzielania głosu i widzialności tym grupom i tym narracjom, które pozostają na marginesie, nikną z pola widzenia. Pierwszy numer poświęcony tematyce drogi został wydany dzięki przyznanemu mi przez Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie i Fundację Nieograniczona Stypendium im. Bogny Olszewskiej.
Instytucjonalny matronat nad „Wiza-Vis” spoza czasu, „Wiza-Vis” #kwarantanny objęła Galeria Labirynt w Lublinie, a o sytuacji migrantek i migrantów w Polsce rozmawiają osoby, których ta sytuacja bezpośrednio dotyczy lub którym w udziale przypadnie tworzenie zmiany, na jaką wszystkie i wszyscy mamy dziś tak wielką nadzieję.
Dzięki zaangażowaniu wielu: autorek i autorów, poetek i poetów, tłumaczek i tłumaczy, artystek i artystów, graficzek i grafików, organizacji pozarządowych i przedstawicielek instytucji, a także wszystkich osób, które zdecydowały się podzielić swoimi kompetencjami, uda się stworzyć niewielkie archiwum rozmów z pierwszego miesiąca pandemii.
„Czytanie pozwala zrozumieć siebie i świat” jest hasłem społecznej kampanii telewizyjnej promującej czytelnictwo, wydaje się, że pochodzącej jeszcze z czasów mojego dzieciństwa. Rezonuje mi ono w głowie, pozbawione ówczesnego kontekstu, nasycone już jednak nowym. Dziś kiedy myślę: „pisanie / czytanie”, to myślę o wzajemności, o nadawaniu komunikatu i odbieraniu go (przez słuchanie / odczytywanie), a następnie o formułowaniu odpowiedzi. Zamiast „solidarność” myślę więc hankhetar i nie wydaje mi się ona już ani przebrzmiała, ani zmęczona, ani niemożliwa.
Pamela Bożek – artystka wizualna, absolwentka i doktorantka ASP w Krakowie; stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego; laureatka II Stypendium im. Bogny Olszewskiej przyznawanego przez Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie i Fundację Nieograniczona; grantobiorczyni Funduszu Feministycznego (ze Stowarzyszeniem „Dla Ziemi”). Jako artystka zajmuje się praktykami postartystycznymi o charakterze partycypacyjnym, interesują ją tematy migracji, niepełnosprawności, szeroko rozumianej biedy i wykluczenia. Wydawczyni kwartalnika „Wiza-Vis”, współtworzonego przez uchodźczynie i uchodźców w Polsce. Współpracuje z organizacjami pozarządowymi działającymi na rzecz migrantów i migrantek w Polsce, między innymi ze Stowarzyszeniem „Dla Ziemi”, Fundacją Ocalenie, Fundacją EMIC, Fundacją Kobiety Wędrowne, Fundacją dla Wolności. Pomysłodawczyni i facylitatorka postartystycznej inicjatywy introligatorskiej „Notesy z Łukowa”, wspierającej ekonomicznie uchodźczynie w Polsce.
1 Khedi Alieva – prezeska Fundacji Kobiety Wędrowne, Czeczenka, aktywistka, członkini pierwszej w Polsce Rady Imigrantek i Imigrantów miasta Gdańska.
2 „Mini-rozmówki polsko-czeczeńskie / czeczeńsko-polskie” – projekt zrealizowany w ramach Programu Rezydencji Artystycznych Galerii Miejskiej BWA w Bydgoszczy, kuratorka: Danka Milewska.