Arrow-long-left
PL|EN

Krytyka

Afirmacja

O emancypację technologii, czyli kto uczy maszyny i dlaczego powinny to być feministki?

Justyna Dziabaszewska, „To my jesteśmy rewolucją”, Manifa 2019

Kiedy w latach 70. ubiegłego wieku polski filozof Józef Bańka opracowywał autorską koncepcję eutyfroniki, jego rozważania wywodziły się z lęku o człowieka: co zrobić, aby uchronić cywilizację przed zgubnym wpływem rozwijającej się technologii i jak zapobiec wynikającym z niej niebezpieczeństwom dla natury ludzkiej? W refleksji tej pobrzmiewają echa Heideggerowskiego podejścia do techniki, nad którą należy zapanować i kontrolować. Bańka proponuje nową, interdyscyplinarną dziedzinę nauki, która z dzisiejszej perspektywy mogłaby przypominać dość dziwaczne połączenie psychologii, kognitywistyki, filozofii techniki i cybernetyki. Postuluje, aby w relacjach z maszynami zachować prostolinijność i trzeźwość myślenia, nie dać im się zanadto wyobcować, „brać w obronę przed technicyzacją osobiste, czysto ludzkie właściwości życia”1. I dalej: „Człowiek techniczny, według tej koncepcji, winien dążyć do tego, aby w układzie między człowiekiem i maszyną stał się stroną bezsprzecznie uprzywilejowaną”.

Czy czegoś wam to nie przypomina? Przez całe lata podobną optykę stosowano wobec natury, ziemi, kobiet i osób wykluczonych społecznie z różnorakich względów: wieku, płci, orientacji seksualnej, pochodzenia. Kto stosował? To, naturalnie, pytanie retoryczne.

Bóg Ojciec Techniki (technologii), mówmy na niego BOT, to bóg patriarchalny, męskoosobowy. Zdrowy, silny i bez żadnych niedoskonałości. Zimny i logiczny. Matematyczny i obiektywny. Chce być widziany jako bóg nas wszystkich, lecz już wiemy, że nie wszystkie my z niego. Chce być widziany jako neutralny politycznie, jednak jego poglądy zdradza sposób, w jaki chce panować nad światem i co robić ze słabszymi od siebie, a jego cel wyznaczają niczym nieograniczony rozwój technologiczny i pieniądze, zarówno te realne, jak i wirtualne.

Feministki od dawna przeczuwały, że coś jest tu jest na rzeczy. Że gdyby zostać w optyce eutyfronicznej, technologia nie zagraża wszystkim w równym stopniu. Cofnijmy się jeszcze o krok: czy w ogóle zagraża? Komu? Dlaczego miałaby zagrażać? Do zniesienia jakiego porządku dąży technologia, że lękali się jej najznamienitsi filozofowie? Spróbujmy odpowiedzieć na te pytania z perspektywy emancypującej i upodmiotawiającej, posthumanistycznej, jednakże opierającej się na twardych danych. Dostępne w ramach krytyki feministycznej oraz postmodernizmu narzędzia pozwalają nam uchwycić nie do końca obiektywny i „naturalny” obraz współczesnej technologii.

Zacznijmy zatem od początku. Przez stulecia technika (w anglosaskiej tradycji naukowej – technologia) stanowiła w większości przeciwieństwo dla natury i sytuowana była blisko cywilizacji i kultury. Wraz z rewolucją przemysłową, a następnie rewolucją naukowo-techniczną, stanowiła składową rozwoju homo sapiens sapiens, wyznaczała jego kierunki i przenikała z przestrzeni militarnych, politycznych do codzienności, dostosowując swoją formę do warunków społecznych (lub – co jest zagadnieniem iście filozoficznym – warunki społeczne do swojej formy; polecam świetne prace kanadyjskiego filozofa Andrew Feenberga na ten temat). W latach 80. w swojej pracy, która mogłaby stanowić kamień milowy feministycznej myśli technologicznej, Donna Haraway jako jedna z pierwszych filozofek postanawia zmierzyć się z wizją technologii, jaka jest nam narzucona w ramach patriarchalnego, skorelowanego z wojskiem i innymi instytucjami kontroli nurtu myślenia technicznego. Dostrzega siłę w hybrydyzacji techniki, co jest pierwszym krokiem do uznania jej podmiotowości. Rozwijane w kolejnych latach perspektywy, takie jak cyberfeminizm, hacktywizm czy wspólnoty sieciowe oparte na protokołach zdecentralizowanych, przybliżają nas do ujęcia technologii, które obejmie mniej konwencjonalne, niesłyszalne do tej pory doświadczenie, dążąc tym samym do wyrównania i upolitycznienia dyskursu technologicznego jako jednego z najistotniejszych budulców rzeczywistości społecznej.

Justyna Dziabaszewska, „Femi Fest”, 2018

Justyna Dziabaszewska, „Femi Fest”, 2018

Już słyszę biadolenie krzemowych kowbojów: feministki znów się czepiają, szukają dziury w całym, przecież technologia to najbardziej obiektywna przestrzeń działalności człowieka, nie ma w niej miejsca na polityczne ideologie. Jeśli tak jest, drodzy kowboje, przypomnijmy sobie dwa fakty.

Fakt 1: Technologia wywodzi się z przestrzeni militarnej – fakt niezaprzeczalny. To, co kiedyś miało służyć jako narzędzia w walce, dziś znajduje zastosowanie w kuchni lub codziennej komunikacji. Wojna sama w sobie jest polityczna. Na wojnie nawiązuje się sojusze i eksterminuje wrogów. Do tego ma wojnie służyć technologia. Do zwycięstwa naszych naszej sprawy. Technologię projektują zwycięzcy. A zwycięzcy to ci, którzy są lepiej wyszkoleni i nawiązali korzystniejsze sojusze, dysponują lepszymi zasobami. Pokonani zostają bez technologii bądź zostaje im ona odebrana.

Fakt 2: Technologia jest na usługach wielkich systemów społeczno-politycznych, a forma, w której znamy ją obecnie, na usługach konkretnego, kapitalistycznego, neoliberalnego świata zachodniego. Rozwój technologii łączy się z rozwojem kapitalizmu, jedno ułatwia drugie i coraz bardziej, jedno jest od drugiego zależne. Dolina Krzemowa i inne tego typu miejsca to światy wyśnione przez technokratów, pole działań „technokratycznych kowbojów”, w których dominuje prawo silniejszego, lepiej wyposażonego, sprytniejszego. To kolebki nowego konserwatyzmu, nierzadko reakcji, tego, przed czym w swych pracach przestrzegał Bańka: technokratyzmu, którego celem jest objęcie władzy przez warstwę super wykwalifikowanych menedżerów-fachowców i bezkrytyczne oddanie się „zwykłego, szarego człowieka” w ich ręce. BOT wysyła swoich ludzi do zarządzania technologią i takiego jej przedstawienia, żeby wiązała się ona z dobrze znaną hierarchią, kontrolą, autorytarną władzą i zamknięciem oczu na problemy przywileju technologicznego.

Takie są fakty. Czy to dlatego filozofowie obawiali się wpływu techniki na człowieka? Z połączenia tych dwóch światów, jak pisze Haraway w swoim manifeście, narodził się Cyborg, który jest bękartem, bez początku, bez historii, stworzony jakby obok, hybrydyczny. Swoimi rozważaniami Haraway pokazała innym badaczkom sposób, w jaki prowadzić pogłębioną, emancypującą analizę współczesnej technologii oraz posthumanizmu i odnajdywania szczelin, przez które do hegemonicznego dyskursu przeniknąć może emancypacyjna myśl.

Justyna Dziabaszewska, „Femifest”, 2018

Emancypacja ta powinna przebiegać po co najmniej dwóch torach refleksji. Po pierwsze, w kontekście uczestnictwa kobiet, osób queer, osób wykluczonych ze względu na kolor skóry czy pochodzenie w projektowaniu technologii. Choć sytuacja się poprawia, o tym, jak jesteśmy daleko, wciąż przypomina nam relatywnie niska liczba dziewczyn w klasach o profilach matematycznych i technicznych, a także na politechnikach, wynikająca jakoby z gorszego ich „naturalnego” przygotowania do nauk ścisłych. Chociaż często za wielkimi projektami informatycznymi, które zmieniły świat, stoi niewidzialna praca setek różnych afiliacji kobiet: obliczeniowczyń, programistek, koderek, logistyczek, śmietankę spijają uzdolnieni chłopcy i panowie, zwykle biali, zwykle z klasy średniej lub wyższej, tacy, którzy na komputerze śmigali szybciej, niż nauczyli się jeść widelcem. Zwłaszcza w ostatnich czasach podejmuje się wiele działań – zarówno na poziomie oddolnym, aktywistycznym, jak i edukacyjnym, na globalnym kończąc – aby nie tylko zacząć dostrzegać i doceniać niewidzialną pracę kobiet w ramach technologii, ale również zachęcać osoby do wejścia do świata technologicznego na własnych, zwykle przeciwstawnych do patriarchatu warunkach.

Po drugie, to, co powinno zająć nasze feministyczne umysły, to pytanie, które zadałam w tytule tego artykułu. Choć bezpośrednio kojarzy się ono z procesem deep machine learning, chciałabym, aby zostało potraktowane nieco szerzej i zaprowadziło nas nie tylko do rozwikłania kwestii, kto i jak uczy maszyny, ale również: co za tym stoi i jakie to ma dla nas konsekwencje?

W tym miejscu krzemowi kowboje znów mogliby zakrzyknąć: jakże to, kto uczy? Same się uczą, w tym cała rzecz. Uczą się na podstawie dostarczonych danych z ogromnych baz danych, a te zawierają przecież treści zupełnie neutralne politycznie, dostarczone maszynom przez użytkowników (i użytkowniczki) sieci. Argument ten doskonale zbija Caroline Criado-Perez w swojej książce „Invisible Women Data Bias” (2019). Na podstawie danych widocznych gołym okiem lub wyczuwanych wręcz intuicyjnie, ale również przez dogłębną analizę ogromnych baz danych (big data) autorka wskazuje, że treści dostępne maszynom do uczenia się są zdominowane przez męski punkt widzenia, przez co edukacja, którą pobierają maszyny, a co za tym idzie, ich własne wnioskowanie i jego konsekwencje wywodzą się z myśli zdominowanej przez męskocentryczny, zestandaryzowany punkt widzenia. W rozdziale zatytułowanym „One-Size-Fits-Men” wskazuje ona na przykłady pozornie neutralnych osiągnięć technologicznych, które jednak, gdy przyjrzeć się bliżej, powielają, odzwierciedlają i stabilizują kulturową, społeczną i polityczną, nierzadko seksistowską władzę męskiego podmiotu. Od oczywistych, wynikających z szowinistycznych i seksistowskich pobudek rezydentów Doliny Krzemowej uprzedzeń wobec doświadczenia kobiet po konsekwencje realnie zagrażające życiu jednostek, które nie wpasowują się w narzucone, uprzywilejowane męskie standardy (np. w kontekście nowoczesnych samochodów zaprojektowanych do bycia sterowanymi przez głosy o tembrach charakterystycznych dla męskich czy pomijanie specyficznych akcentów w angielskim lub nawet innych języków w komunikacji człowieka z maszynami), Criado-Perez mozolnie analizuje przypadki z najróżniejszych dziedzin technologii i designu, zrzucając z nich zasłonę genderowej i politycznej neutralności. Wielkość smartfonów, układ klawiszy na klawiaturze, wielkość smart-zegarków, a nawet kształt foteli samochodowych, które są zestandaryzowane do uśrednionego, męskiego rozmiaru – przy głębszym spojrzeniu na technologię zauważamy, że jest ona projektowana głównie dla mężczyzn (i przez mężczyzn).

Justyna Dziabaszewska, „Ekofeminizm, Obóz dla Klimatu”, 2019

Justyna Dziabaszewska, „Coven Berlin / Dziewczyństwo”, 2018

Dlaczego Siri i Alexa noszą żeńskie imiona i brzmią żeńskimi głosami? Czyżby praca asystencka i (poniekąd) opiekuńcza, którą wykonują, leżała kulturowo i społecznie bliżej ról przypisanych kobietom? Autorka zauważa, że pierwsze wersje Siri zostały zaprojektowane tak, że program był zdolny pomóc użytkownikowi odnaleźć znajdujące się w pobliżu usługi prostytutek lub sklepy z alkoholem, nie wiedział jednak, gdzie i jak szukać klinik aborcyjnych oraz jak pomóc w przypadku bycia zgwałconą. Nie wiedział w ogóle, co to znaczy „zostać zgwałconą”, choć miał w swojej bazie zapis o ataku serca, wylewie krwi do mózgu i jakie działania należy podjąć w obu przypadkach: do jakiego szpitala, a nawet na jaki oddział dzwonić. Błąd został po pewnym czasie zauważony i poprawiony, jednak kwestia tego, jakie dane są dostępne sztucznej inteligencji do nauki, pozostaje otwarta.

Poważni filozofowie, obawiając się niebezpiecznego wpływu techniki i technologii na ludzkie życie, postulowali zrobienia kroku w przód i przejęcie przez człowieka kontroli nad technologią. Chęć ujarzmienia technologii jest analogiczna do chęci ujarzmienia przyrody i kobiet. Czyżby zatem technologia miała się okazać zaginioną siostrą, którą należy wyrwać z sideł patriarchatu, uznać za sojuszniczkę w walce o emancypację i chronić, podobnie jak przyrodę? Czy cyberfeminizm stanie się za parę lat takim narzędziem, jakim obecnie – w dobie drastycznych zmian klimatycznych – są głęboka ekologia czy ekofeminizm? Stoję na stanowisku, że technologia powinna być jak najszerzej włączona w działaniach feministyczne. Nie tylko poprzez zwiększanie udziału kobiet i osób queer, trans i nieheteronormatywnych, nieuprzywilejowanych i wykluczanych w uwidocznionej pracy technologicznej, ale również poprzez konsekwentne przebudowywanie obecnie istniejących baz danych, podważanie technologicznego status quo i narzucanie własnego czy hackowanie patriarchalnych systemów technologicznych, które próbują urządzić nam codzienne życie pod przykrywką politycznej neutralności.

Technologia jest wciąż do wzięcia. Jej ciągła ewolucja, hybrydyczność i niestałość to cechy, które są bliskie feministycznemu namysłowi. Po tym, gdy uświadomiliśmy sobie, że to my jesteśmy Cyborgami, nadszedł czas na objęcie się wzajemną troską i zbudowanie technologicznego świata na naszych, cyborgicznych warunkach.

Anna Adamowicz – doktorantka na Wydziale Filozoficznym UAM w Poznaniu, antropolożka kultury, feministka, członkini związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza. Oprócz pisania do Magazynu RTV publikowała m.in. w „Avant. Czasopismo awangardy filozoficznej”, CzasKultury.pl, Kultura u Podstaw. Członkini kolektywu artystycznego Sandra Art Gallery.

Justyna Dziabaszewska – absolwentka Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu, studentka mediów interaktywnych i widowisk na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Artystka wizualna, zajmuje się mediami narracyjnymi, głównie rysunkiem, grafiką, malarstwem, animacją, video. W sztuce ceni wrażliwość społeczną i środowiskową. Uczestniczka wielu wystaw i projektów artystycznych w kraju i za granicą, laureatka stypendium Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Feministka intersekcjonalna, entuzjastka diety roślinnej i niskoemisyjnego transportu.


1 J. Bańka, Humanizacja techniki. Główne zagadnienia i kierunki eutyfroniki. Katowice 1976.

Newsletter

Bądź z nami na bieżąco – Zapisz się do naszego newslettera i śledź nas w mediach społecznościowych: