Arrow-long-left
PL|EN

Wywiady

Serwis

Kobieta-rewolucjonistka-lesbijka*-poetka


Monika Rak: Gdy rozmawiamy, trwa nagonka na osoby LGBTQ+, Margot została aresztowana i siedzi w areszcie, zatrzymano czterdzieści osiem osób za manifestację w obronie Margot na Krakowskim Przedmieściu i przed posterunkiem przy ul. Wilczej w Warszawie. Niedawno stanęły_li naprzeciwko siebie – jak to nazwała policja – kolorowi i brunatni. Kaja Godek chce zebrać podpisy pod propozycją ustawy STOP LGBTQ+ zakazującej „propagandy” LGBTQ+, co w efekcie uniemożliwia w ogóle mówienie o orientacji, a przed chwilą dowiedziałam się, że ideologia LGBTQ+ zagraża rolnictwu. [śmiech] Tak wygląda sierpień 2020 roku w Polsce.

Co to znaczy dla Was, poetek i kobiet nieheteronormatywnych żyjących w tym kraju? Czy zawsze jesteście, czy „powinnyście” być polityczne i aktywistyczne z racji orientacji? Jakie jest to „dziś” dla Was?

Agnieszka Frankowska: Dziś jest duszno, jest burzowo. Nie wiem, co będzie z tęczą, czy się po tym wszystkim wyłoni. Podobno jest jej dużo w moim mieście. Nie wychodzę z domu, więc nie widziałam tego osobiście, ale śledzę w mediach społecznościowych. Dziś jestem zmęczona, bo ile można walczyć na barykadach? Ile można tłumaczyć, czym jest LGBTQ+? Robię to przez przeszło dwadzieścia lat, a niewiele namacalnie się zmienia. Jednak powoli posuwałyśmy_liśmy się do przodu, ku światłu, a teraz znowu tyle kroków w ciemność. Jak jeszcze można to tłumaczyć, jak pokazać, że jestem osobą, a nie ideologią, że mam prawa? W samopoczuciu przeważa zmęczenie, ale czuję też wkurw. Cieszę się, że inne_i mają siłę, żeby krzyczeć, że trzymamy się razem. Nie mam środków i zdrowia, by wyjechać z tego kraju. Niestety widzę, że w Polsce jest jak w mojej rodzinie. Po coming oucie czekałam na akceptujący gest ze strony moich rodziców. Przez lata nic się nie wydarzało. Nie chcieli zadawać pytań ani dowiedzieć się niczego o moim życiu, nie chcieli mnie znać. To ja mam tłumaczyć się z tego, kim jestem, wyjaśniać, że moje prawa są oczywiste. Z drugiej strony nie ma nic. Wkurza mnie, że ludzie nie chcą się edukować, że jako społeczeństwo stoimy w miejscu, że do zmiany potrzebna jest tragedia. Dlatego uważam, że radykalizm jest potrzebny, choć wolałabym już żyć swoim życiem, mieć to wszystko gdzieś i nie wywieszać tęczowej flagi. Ale nadal politycznie to jest konieczne, bo wszystkie_cy jesteśmy polityczne_i.

M.R.: Dziś nie piszę prawie wierszy, bo każdy byłby manifestem. Ile można pisać manifestów? Ja jestem przede wszystkim wkurwiona. Dwie rzeczy mnie cieszą. Po pierwsze, że każdy przyzwoity człowiek bez względu na orientację zaczyna nosić tęczę, nawet ci, których bym o tę przyzwoitość nie posądzała. Po drugie, że uaktywnili się młodzi ludzie. Mogę sobie trochę odpuścić walkę na ulicy i robić inne rzeczy dla społeczności. Moje pokolenie budowało przecież w dużej części tęczowy ruch w Polsce. Aktywistek w moim wieku, a mam pięćdziesiąt lat, jest trochę i biorą udział w walce o równouprawnienie od ćwierć wieku. My stanowimy pierwsze tak aktywne kobiece pokolenie. Starsze ode mnie kobiety w przestrzeni publicznej są nieobecne. Dlatego też czuję, podobnie jak Agnieszka, znużenie, bo jeszcze przed nami lata walki.

Patrycja Sikora: Mój stan emocjonalny na dziś przypomina sinusoidę. Od skrajnych uczuć: frustracji, desperacji aż po wolę walki. Wy w swoich wierszach piszecie: „ciągnie się zbrodnia” (Frankowska) i „do końca do ścięcia do pnia” (Rak) i ja w to wchodzę.

Nie wyobrażam sobie bezczynności, biernej postawy, mimo że czuję się bezsilna. Trzeba robić rzeczy, żeby jutro było względnie dobre. Worek queerfobicznych wydarzeń, które przywołałaś, to informacje podcinające nogi, ale wspólnota i solidarność dają nadzieję, że społeczność LGBTQ+ ma wsparcie i że nie jest sama. Jedni po cichu, z kolei inni głośno dają znać, że są z nami i to jest budujące. Moje/nasze „dzisiaj” jest kryzysowe, alarmowe i chciałoby się sięgnąć po spokój oraz – jak mówiła Agnieszka – nie chodzić już z flagą. Wyprać ją z nacjonalistycznego syfu i piany z pysków, uprasować, złożyć i niech służy za symbol, ale nie krwawych incydentów i nie w taki sposób, żeby za jej sprawą udowadniać, że jest się człowiekiem.

M.R.: Jest wiele spraw, o które walczymy, to nie tylko sprawy tęczowe. Jesteśmy kobietami i toczymy też walkę o prawa kobiet, wszystkie uczestniczyłyśmy w Czarnym Proteście. Jak czujecie się dziś jako kobiety i poetki? Czujecie się dyskryminowane w życiu i w twórczości?

P.S.: Nie zastanawiałam się nigdy nad swoją rolą jako kobiety w poezji. Nie na poziomie odrębności. Nie doświadczyłam nigdy niczego złego jednostkowo, ale kolektywnie dostajemy przecież po głowach. Nie dałam sobie przestrzeni, żeby zastanowić się, jak się mam i czuję jako poetka i jak mogłabym siebie widzieć inaczej. Myślę, że teraz jest najlepszy czas na to. Dojdę do tego. Oczywiście nie wyobrażam sobie nie utożsamiać się z kwestiami kobiecymi, one mnie wszystkie dotyczą.

A.F.: Trudno mi dziś odnieść się do tematów tożsamościowych, w życiu codziennym wymykam się twardym kategoriom. Od jakiegoś czasu nie zastanawia mnie, czy jestem kobietą, czy jestem lesbijką – nie jest mi to potrzebne. Mam czterdzieści osiem lat i jestem po prostu sobą. Nie chcę się oglądać na tożsamości, które są dla mnie płynne i nie zawsze chcę się utożsamiać z kobietą, na przykład kulturowo. To nie jest ucieczka, to jest moje prywatne wyzwolenie na teraz, tak jak dla podmiotki, o której piszę w wierszu „drama”: „nietrafiona odchodzisz z trawiącego porządku […] kto wytrzyma napięcie / zda sprawę i weźmie / mnie na ręce – teraz / zrobię to dla siebie // dzisiejsze eksperymenty / składają się na jutro / cała złość napędza / dobre rzeczy”. Kiedyś w większej mierze potrzebowałam poczucia solidarności i wspólnoty, teraz już nie tak bardzo. Temat równouprawnienia płci jest mi bliski, przez lata działałam w ruchu kobiecym, a osoby, które tworzyły ten ruch, w większości nazywały siebie lesbijkami. Wtedy nie używało się określenia „kobiety nieheteronormatywne”. Wykluczenie dotyczące płci dotknęło mnie, niekoniecznie bezpośrednio od innych, czasem sama to sobie robiłam. Tak, wiem, nazywa się to dyskryminacją uwewnętrznioną. Właśnie w poezji nie czułam się pewną (czy mój głos jest ważny, czy jest potrzebny) i nie brałam udziału w życiu poetyckim. Moja poezja nazywana była menstruacyjną i to się na mnie odcisnęło. Szukałam miejsc, w których mogłabym się swobodnie wypowiedzieć. Ale miejsc takich nie było, miejsc, gdzie mogłabym się wyrazić jako poetka podejmująca lesbijskie tematy, bez ukrywania końcówek.

P.S.: Jest mi obca jawna dyskryminacja jako kobiety-poetki. Ale doświadczyłam anonimowych, choć czasem imiennych wiadomości od poetów z roczników 1960–1965, którzy pouczali mnie, jak powinnam pisać, w duchu „chodź, objaśnię ci świat”. Więcej przypadków nie było i nie chciałabym, żeby się zdarzyły. A jak się zdarzy, będę o tym głośno mówić.

A.F.: Bardzo mnie to cieszy, że to się zmieniło, że kobiety mają swoje miejsce w przestrzeni publicznej, że dbają o siebie i o wzajemną słyszalność. Cieszy mnie, że takie poetki jak Joanna Miller, która wyrosła z wkurwienia i niezgody, teraz jest nagradzana. Dużą pracę wykonuje też Maja Staśko, która punktuje mizoginię nie tylko w przestrzeni poezji, ale i poza nią.

Monika Rak fot. Luka Łukasiak

M.R.: Ja mam doświadczenie w slamowaniu. Tu początkowo przestrzeń była zdominowana przez mężczyzn, teraz niektóre slamy przejęły wkurwione kobiety. [śmiech] Jest też poza tym specjalne dla nich miejsce na slamach tematycznych w Stole Powszechnym w Warszawie. Nawet niektórzy poeci mówią o sobie „poetki” albo używają końcówek żeńskich. Kobiecość jest wreszcie zrównoważona z męskością. Przyglądam się temu z zainteresowaniem. To dla mnie ważne, bo jestem kobietą nie tylko biologicznie. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym odejść od twardej tożsamości kobiecej, nie mogę i nie chcę porzucić kobiecej herstorii, która jest opowieścią o zmaganiu i walce. Porzucenie jej byłoby dla mnie zdradą. Jestem więc kobietą politycznie, biologicznie, kulturowo. Cieszy mnie, gdy widzę, że zmienia się też wizerunek kobiet w poezji. To już nie tylko wierzba płacząca, ofiara – to też silna postać. Zobaczyłam to na jednym slamie kobiecym, który był jak wulkan. Tym poetkom już nikt nie mówi, ani jak mają pisać, ani co mają pisać. Po prostu piszą, niekoniecznie „ładnie”, ale po swojemu.

P.S.: To absurdalne, żeby od poetek wymagało się ładnego pisania. Co to znaczy „ładne pisanie”? O molestowaniu, gwałcie, aborcji kobiety miałyby pisać ładnie? Waleczną solidarność mamy zapisaną w komórkach i niech tak zostanie. 

A.F.: To jest piękne. Ja napisałam wiele manifestów, to teksty pisane z impulsu, na wkurwie, mają inny rytm. Lubię manifesty, są proste i dobitne. Teraz słyszę, że dziewczyny piszą inaczej. Doświadczyłam tego podczas slamu, na którym wystąpiła Patrycja. To poezja bez „przepraszam, że”, to poezja-petarda. A może by tak podkreślić obecność kobiet w poezji i zmienić wreszcie nazwę festiwalu Poznań Poetów na Poznań Poetek. Bądźmy wszyscy poetkami, już czas, by się dało. Bycie kobietą, do tego poetką jest wyczerpujące, wymagające. Ale też nie wyobrażam sobie, że to porzucę, jak mogłabym nie być tam, gdzie są czarne parasolki. To jest moje, zawsze będę walczyła o prawa osób wykluczonych, to robiłam przez całe moje świadome życie. Chciałabym tylko „pożyć”, ale na razie trzeba być czujną i walczyć.

P.S.: Dwa słowa à propos manifestów. Slamy są idealną okazją do manifestowania. Traktuję slam jako manifest, nie tylko poetycki. Cenię sobie tę scenę, mogę wyjść i nie chować wkurwienia. Odżegnać się od wykluczenia.

M.R.: To slamowe doświadczenie jest wyjątkowe. Scena to dla mnie nie pierwszyzna, zajmuję się teatrem, ale gdy wyszłam w Stole Powszechnym przed publiczność, czułam tremę, jakiej chyba nie czułam nigdy. Mówiłam wreszcie to, co moje i intymne. Moje pisanie jest jak chrust, nie silę się na wielopoziomowe metafory i to sprawdza się na slamach, nie wiem, czy na papierze. Slam dodał mi odwagi. Moje słowa spotkały się z reakcją kobiet i to było bardzo budujące, silne przeżycie. Czułam, że coś robię, że słowo może zmieniać, choćby w tej przestrzeni i w ludziach na slamie. To pozwala wierzyć, że rewolucja jest możliwa. I tak płynnie połączyłam poetkę z rewolucjonistką. [śmiech]

A.F.: Ja na slamach nie występuję. To część mojego samowykluczenia i w ogóle element tożsamości mniejszości. Nie do końca się też dobrze czuję ze względu na wiek i sprawność. Mam poczucie, że to wydarzenie dla młodych osób. Dla mnie miejscem, gdzie mogłam usłyszeć swój głos, były Manify. Wtedy czułam sprawczość, poczucie, że docieram do osób, które rozumieją i wspierają mnie. To jest uwalniające uczucie. Choć wolałabym już nie krzyczeć, żeby być słyszaną.

P.S.: Mam nadzieję, że po mnie kobiety nie będą już musiały krzyczeć. Dzisiejszy aktywizm jest też po to, żeby krzyczeć za te_tych, które_rzy krzyczeć nie mogą albo nie chcą z jakichś powodów. „Budujące/scalające” – to jest właściwe określenie na to, że nie chcemy przestać działać.

A.F.: Jest mi przykro, że ciągle walczymy o te same sprawy, że moja walka jest też Twoją walką, Patrycjo. Wydawało mi się, że dwie dekady wystarczą, żeby było lepiej, żeby kolejne pokolenie dziewczyn nie musiało krzyczeć na wiecach. Cieszę się, że jest w naszej rozmowie przedstawicielka młodych, która działa. To pozwala mi złapać oddech.

M.R.: Przed nami działały też inne kobiety, my jesteśmy bardziej widoczne i głośniejsze. To się na razie nie skończy. Żeby to się stało, musi nastąpić zmiana mentalna albo rewolucja. Na razie się cieszę, że mogę porozmawiać z Wami o poezji, że mam grupę osób, z którą mogę podyskutować o pisaniu. Mogę się z nimi wymienić. To jest optymistyczne. Znaczy, że są już korzonki, ugruntowujemy się.

P.S.: Nie da się już ich wyrwać.

M.R.: Tak. Feminizm, rewolucja, lesbijstwo jest jak perz, zawsze się odrodzi. [śmiech] Jako jednostki nie możemy pewnych rzeczy przewalczyć, ale idea i ruch społeczny swoje zrobią. Jak napisała Maria Konopnicka w „Rocie”, a Ty ją, Agnieszko, zacytowałaś w motcie swojego wiersza „niepodległość bliższa”: „Nie pójdziem żywo w trumnę”.

A.F.: Tak, w tym wierszu piszę: „wychodzę na ulice – odzyskać Sierotkę Marysię / i inne bajkowe postacie”. Nie chciałam, żeby moje słowa wybrzmiały kombatancko. Jeszcze się tak nie czuję, choć już mi się same wciskają tematy starzenia i śmierci. To jeszcze nieoswojone tematy. Widzę zmiany w kobietach i osobach queer. Zaskakuje mnie ich sposób mówienia o sobie i pewność siebie.

M.R.: Mówiłyśmy o kobiecie, rewolucjonistce, a co z lesbijką? W życiu, w Waszej poezji? Czy pisanie o niej_nią jest dla Was intuicyjne? Czy czujecie raczej, że to powinność, że trzeba o lesbijkach pisać?

P.S.: Zastanawiałam się nad tym podczas przygotowań do wydania tomu poetyckiego „Instrukcja dla ludzi nie stąd”. W jednym z tekstów robię coming out, publicznie, nie tylko wśród znajomych. Uważam to za ogromny przywilej, że w pracy nie muszę tego ukrywać i zasłaniać się nieistniejącym chłopakiem, w domu rodzinnym również pełna akceptacja, ale nie wszyscy z członków rodziny w ogóle o mnie wiedzieli – teraz już raczej zadziałał marketing szeptany i jeden wuj z drugą ciotką mają uciechę przy herbacie. Lesbijka w moich wierszach jest widoczna, choć jej widzialność jest podważana. Porównuję bycie w związku homoseksualnym w Polsce do chowu klatkowego, bo niestety tak to wygląda. Kontrastuję biograficzną obecność z niewidocznością dla innych, którzy bardzo chcieliby, żebyśmy nie istniały. Mieszkanie w e-chmurze, poszukiwanie sposobów, żeby zostać matką, wyjazdy za granicę, żeby wziąć ślub. Przykro mi, że trzeba walczyć i kombinować, by żyć bezpiecznie. Dużo jest u mnie wątków niepokojących, ale też stabilizujących, uświadamiających innym, że lesbijka to człowiek, a nie wymysł, ideologia. Sama lesbijka w moich wierszach jest smutna, ale ma nadzieję. 

„[…]
jeśli się o czymś wspomni, to coś istnieje,
nie powiedziano jeszcze wszystkiego.

odwagi, strefy wolne mają płytki sen.
wybicki playing softly in the background”
(„proszę sprawdzić folder inne”)

A.F.: Mówiłyśmy o kobiecie, rewolucjonistce i lesbijce. Dla mnie to jedno. Dlatego było mi trudno wybrać wiersz ilustrujący ten wątek naszej rozmowy. Kiedyś drążyłam temat, miałam potrzebę jasnego określania się, przynależności. Zastanawiałam się, czy jestem poetką lesbijką, czy piszącą lesbijką, czym takie bycie się różni. Robiłam to też dla tych, które_rzy będą czytać to, co piszę. W poezji uparcie szukałam lesbijskich wątków i mam kilka książek na półce tylko dlatego, że odnalazłam w nich lesbijską drobinę. To było mi potrzebne. Sama czytałam piszące lesbijki i sama chciałam zaznaczyć obecność lesbijki, świadomie umieszczałam ją w tekście. Ale zawsze zastanawiałam się, czy w związku z tym to, co piszę, będzie miało wartość artystyczną, czy a priori nie będzie z tego powodu odrzucane i kto_ktosia to będzie czytał_a.

Agnieszka Frankowska, fot z archiwum Wyspy Kobiet

M.R.: Te, które zbierały drobinki jak Ty. Rzucasz okruszki, a gołębice lecą do nich. [śmiech] To tak działa, z czasem ziarna jest więcej. Masz całkiem sporo wielbicielek, bo publikowałaś w internecie.

A.F.: Jak mówiłam, nie było przestrzeni na takie pisanie. Choć były nawet osoby, które chciały wydać moje wiersze, ale często wszystko rozbijało się o finanse. Kilka moich tekstów zostało opublikowanych na przykład w „Furii”, to mogło być moje miejsce, ale nieregularnika lesbijsko-feministycznego nie ma, skończył się po śmierci Anki Laszuk. Lesbijka jest dziś oczywista w mojej poezji, dlatego teraz interesuje mnie, jak ona w tej poezji jest. Muszę przyznać, że lesbijka dawała mi wiele odwagi w pisaniu.

M.R.: Dla mnie bycie lesbijką ciągle jest rewolucyjne. Rewolucyjne są nawet domowe lesbijki, które zamykają się w domu, pragną życia konsumpcyjnego i tworzą ukryte wysepki na morzu bagna, które nas otacza. One prowokują samym swoim istnieniem. Ale zmiany wprowadzają jednak te lesbijki, które wyłamują się z patriarchalnego schematu, to oczywiście lesbijki-feministki. Gdybym nie była lesbijką, nie wiem, czy bym pisała. Lesbijstwo jest kołem napędowym mojej twórczości, inspirują mnie lesbijskie doświadczenia, wykluczenia moje i osób, które spotkałam. Skupienie na temacie wytworzyło we mnie chyba dodatkowy zmysł, który sprawia, że wpadają mi w ręce ukryte lesbijskie herstorie. Okazuje się, że gdy się trochę pogrzebie, to wiele kobiet ma lesbijskie epizody w życiu. Tak znalazłam lesbijskie wątki w biografii Ulrike Meinhof i napisałam o niej sztukę. Lesbijka dała mi moc.

„Kobiety
które wiele znaczą
które nas kształtują
które podnoszą głowę
krzyczą, tupią i mają rację”
(„Terrorystka. Ulrike, ta sztuka jest dla Ciebie!”)

A.F.: Kręci Cię lesbijka. [śmiech]

M.R.: Nieustająco. [śmiech] Zastanówmy się, jakie będzie jutro feministki, kobiety, rewolucjonistki, lesbijki w prawicowej Polsce, na planecie zagrożonej kryzysem ekologicznym.

A.F.: Jutro i dziś potrzebujemy przyjemności. Chciałam jej dać odrobinę i gdy przygotowywałam się do rozmowy, wybrałam wiersz erotyczny.

P.S.: Hell yes. W tych zanieczyszczonych okolicznościach to ważne!

A.F.: Bardzo trudno się skupić na przyjemności, gdy dzieją się takie rzeczy, gdy musimy stawiać czoła odczłowieczeniu. Dlatego do tej części wybrałam wiersz na przekór. Sprowokowała mnie kobieta, której wypowiedź usłyszałam w radiu. Uświadomiłam sobie, że nadal jesteśmy ufoludkami, jesteśmy zielone i mamy czułki. Słuchaczka oświadczyła, że nie ma nic przeciwko osobom tęczowym, ale ona sobie nie wyobraża, że przy stole wigilijnym musiałaby rozmawiać o seksie. Skoro kojarzymy im się tylko z jednym, to proszę bardzo – wiersz erotyczny. Nie wiem, jak inaczej przed tym się bronić. Trzeba to wyśmiać.

„Moja Kochanka jest naga, pełna i twarda w jednym
momencie – w obiecujących oficerkach. Nie gubi tempa
ani mnie w palcach ela – stycznych jak krabowe paluszki
przed głównym daniem – daniem ciała w pierwszej furii!”
(„Podbijanie w dwóch aktach”)

M.R.: Ci po prawej stronie mają obsesje seksualne. Projektują je na nas i szukają winnych.

A.F.: Dlatego w przyszłości chcę więcej przyjemności i seksu.

P.S.: Zawsze! [śmiech]

A.F.: To żart, ale nie jest różowo. Wiele osób w związku z sytuacją ma problemy psychiczne, stany depresyjne. I jak tu uprawiać seks?

P.S.: Dla mnie jutro przyniesie większą widoczność społeczności LGBTQ+. Taka jest jedna z konsekwencji tego, co się dzieje. Nie ma dnia, żeby nie pojawiała się jakaś absurdalna wiadomość na nasz temat. Te informacje stymulują do działania. Jutro będzie absurdalne i bulwersujące, ale mimo wszystko pełne nadziei. Może się społeczeństwo zmęczy tą nagonką i wszystko się znormalizuje? Nie trzeba będzie walczyć o godność i szacunek. I oczywiście niech będzie przyjemnie.

Patrycja Sikora fot. Ewelina Krupska

M.R.: Ja niestety postrzegam jutro w ciemnych barwach. Słyszę tupiący but faszyzmu. Coraz więcej ludzi nie widzi problemu w rzeczach, które jeszcze niedawno uznano by za faszyzm. Przeraża mnie zgoda mas na przemoc za fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Poza tym matka ziemia też już nie wytrzymuje naszej agresji. Ale zgadzam się z Wami: uprawiajmy seks i poezję.

P.S.: Poezja może być alternatywą dla brunatności.

A.F.: To może ja spuentuję kawałkiem wiersza:

„gdzie się zanurzę obciążona
z kamieniami w kieszeniach
– to klisza ostatnich godzin –
tej której bez pytania ktoś się boi
pomyślcie o nocniku siostro – szumcie
to zwykle pomaga jasnym i mocnym
strumieniem piszcie nie oglądając się
na literackie nagrody bo jesteście periodem
i tym co wyróżnia pismo zaszufladkowanych kobiet
w kobiecej literaturze gorzej piszących (och) lesbijek”
(„Wypad”)

M.R.: Doskonała puenta. Dziękuję bardzo za rozmowę i do zobaczenia na slamach i nie tylko.

Rozmowa przeprowadzona 18.08.2020 roku.

ANEKS POETYCKI

Agnieszka Frankowska
zapis śladów polskiej poezji pisanej przez lesbijki
z perspektywy siedzącej na drzewie poetki –
lesbijki pijącej herbatę z cytryną:

w ciemności macam macam
głaszczę kody lesbiańskie
które wyciągają mnie na
światło dzienne tam
niebiańskie rymy
na pokuszenie –
życia bez śladu

frazy to lustra
przeglądam się
a w żyłach płynie
mleko i miód a ja ja
staję się i może kiedyś nie –
nie będzie miało znaczenia
lesbijskie składanie języka

różnicy

Intymności
teraz teraz teraz
(o gdybym tak potrafiła śpiewać)

Pożądam
poezji lesbijek
całkowicie odkrytej
(chociażby jak ta norweska)
– nią się masturbować
cytować podmiotce lirycznej
(która leży tylko w mojej gestii)
wysyłać pocztówki
nasączone językami
ociekające wyrazami
miłości wprost mówiącej

– o miłości kobiet!
(tłustym drukiem pełnym gestem)

– ile nas jeszcze siedzi na drzewach?
(usycha marnieje i spada

– bywa
układam nawiązania
przy pustym kubku
herbaty z cytryną
w całym tym uniwersalnym
jazgocie bełkocie

*

Monika Rak
Kobiety które nas połykają
(fragment sztuki „Terrorystka. Ulrike, ta sztuka jest dla Ciebie!”)

Kobiety
które wiele znaczą
które nas kształtują
które podnoszą głowę
krzyczą, tupią i mają rację

Kobiety
które nas połykają
trawią i wypluwają
i te które trawimy
i wypluwamy nie połykając

a które odradzają się
w legendzie
w odbitym szablonie
w pinie wbitym w klapę
zapisanym niezgrabnie słowie

Kurwa, jak ja za Wami tęsknię!

*

Patrycja Sikora
proszę sprawdzić folder inne

jestem z kobietą, która boi się ciem –
nauczyłam się w porę gasić światło.
w konstytucji jest o tym, że nas nie ma.
rozkładamy dywanik modlitewny – nie lata, ale
neutralizuje dźwięki cywilizacji zdartych gardeł.

mieszkamy w chmurze, śnimy ultrasonograf:
typ radiologia, położnictwo.
(dlaczego chłopców bawi labioplastyka?)

jeśli się o czymś wspomni, to coś istnieje,
nie powiedziano jeszcze wszystkiego.

odwagi, strefy wolne mają płytki sen.
wybicki playing softly in the background

***

Agnieszka Frankowska (ur. 1972) lesbijka / feministka / aktywistka / poetka / osoba z niepełnosprawnością / przez lata zaangażowana w działania poznańskiego Stowarzyszenia Kobiet Konsola / współorganizatorka pierwszego Marszu Równości w Poznaniu (2004) oraz jego kolejnych edycji / założycielka poznańskiej Wyspy Kobiet (2011–2013) / współinicjatorka projektu „Lesbijska Inspira” / publikowała m.in. w „Zadrze”, „Furii”, „Czasie Kultury”, „Sabatniku boginistycznym”, „Babińcu literackim” oraz w zinach / jedna z bohaterek filmu dokumentalnego „L.Poetki”/ współinicjatorka Dobrej Kawiarni, miejsca zatrudnienia wspomaganego dla osób z niepełnosprawnościami.

Monika Rak (ur. 1971) – aktorka / poetka / performerka / slamerka / dramatopisarka / artaktywistka lesbijska / teatrolożka. 2/2 Damskiego Tandemu Twórczego, współinicjatorka projektu „Lesbijska Inspira”, współzałożycielka Stowarzyszenia Sistrum – Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*. Publikacje: „WakaT”, „Tlen Literacki”, „Krytyka Polityczna”, „Obszary Przypisane”, „Czas Kultury”, zin “Queer after gay”. Antologie: „Szwadron Szwargotań – Nowa polska poezja protestu”, „Wakacje od istnienia? Czternastodniówka literacka”, „Wiersze dla opornych”.

Patrycja Sikora (ur. 1989) – finalistka projektu Biura Literackiego Połów 2018. Nominowana do Nagrody Głównej XXIV OKP im. J. Bierezina oraz 7. Konkursu Poetyckiego Fundacji „Duży Format”. Autorka tomu poetyckiego „Instrukcja dla ludzi nie stąd” (2020). Publikowała m.in. w magazynie „Kontent”, “Dwutygodniku”, „Czasie Kultury”, „Helikopterze”, „Małym Formacie”, „Tlenie Literackim”, „Fabulariach”, „Drobiazgach”, „Stronie Czynnej”. Mieszka w Poznaniu.

Newsletter

Bądź z nami na bieżąco – Zapisz się do naszego newslettera i śledź nas w mediach społecznościowych: