Arrow-long-left

Wywiady

Serwis

Po Majdanie i wojnie nie ma miejsca dla prowokacji artystycznych

Alevtyna Kakhidze powtarza, że zajmuje się nie tylko sztuką, ale i ogrodem. W trakcie wywiadu częstuje mnie warzywami, które wyrosły pod jej okiem. Po raz pierwszy zobaczyłam Alevtynę w 2017 roku na wystawie młodych twórców, na której pojawiła się z koszykiem sadzonek i rozdawała je wszystkim odwiedzającym. Można odnieść wrażenie, że jej ogród jest pełen nie tylko roślin, ale i ludzkich relacji, których nie jest w stanie popsuć nawet dystans fizyczny. Jest także pełen odpowiedzialności. Alevtyna uważa, że granice polityczne, rewolucja i wojna wpływają w równej mierze na ludzi i na życie roślin.

Choć nie w roli głównej, to jednak wątek florystyczny pojawia się również w projekcie „Kłubnika Andrijiwna”, opowiadającym o matce artystki, która pomimo okupacji nie wyjechała z rodzinnej Żdaniwki na Donbasie. Alevtyna nagrywała rozmowy z mamą i relacjonowała jej życie w warunkach okupacji. Kłubnika Andrijiwna zanosiła owoce do szpitala psychiatrycznego i sprzedawała warzywa na bazarze. Zmarła w styczniu 2019 roku w kolejce przed punktem kontroli granicznej, kiedy próbowała przedostać się na stronę ukraińską, by pobrać swoją emeryturę.

Z Alevtyną Kakhidze rozmawiamy na temat odpowiedzialności w różnych sferach życia: od sztuki do płacenia podatków, o tym, co dalej z okupowanym terytorium Donbasu i czy należy rozmawiać z dziećmi na temat obywatelstwa.

Odnoszę wrażenie, że Twoje prace mówią o odpowiedzialności, ekologii i tolerancji. O tym, że zwierzęta i rośliny należy traktować jako równych sobie.

A ja myślę, że mówią o dojrzałości.

Czyli odpowiedzialność jest dojrzałością? Czy artysta powinien tworzyć z poczuciem odpowiedzialności?

Niekoniecznie. Istnieją różne praktyki artystyczne. Niektórzy uciekają się na przykład do prowokacji. Dzięki niej próbują dotknąć tematów, o których ludzie wcześniej nie dyskutowali. A jeśli tak, to czy artysta powinien odpowiadać za to, co dalej będzie się działo w głowach odbiorców_czyń sztuki? Jestem daleka od dawania jednoznacznej odpowiedzi.

Czym jest prowokacja? Jak ona działa? To sytuacja, kiedy „odrobina zła” zaczyna oddziaływać na człowieka na zasadzie szczepionki. Zaszczepiony organizm zaczyna wytwarzać przeciwciała, które pozwolą mu podjąć później walkę z prawdziwym atakiem wirusa. Szczepionka niejako szkoli system odpornościowy i szykuje go do walki. W ten sam sposób działają artyści, którzy prowokują do dyskusji na trudne tematy. Prowokacja może być więc rodzajem szczepionki.

Niekiedy artyści jako pierwsi podejmują tematy, które z czasem stają się ważne społecznie. Można wspomnieć w tym miejscu prowokację studenta Narodowej Akademii Sztuk Pięknych i Architektury Spartaka Khachanowa „Parada członków” [artysta stworzył małe rzeźby w formie penisów i utworzył z nich kolumnę przypominająca defilujących żołnierzy – przyp. O.S.]. W jaki sposób możemy ustosunkować się do tej pracy? Co mówi ona o nas samych? Czym jest dla nas pokój? Czym jest dla nas wojna? Jak się okazało, nie jesteśmy w stanie spokojnie szukać odpowiedzi na powyższe pytania. Nawet daleko od frontu, gdzie nikt nie strzela.

W związku z tym rodzi się pytanie: czy artysta powinien być ostrożny i odpowiedzialny, kiedy tworzy projekt odwołujący się do wojny? Czy powinien brać pod uwagę, że ta lub inna praca może kogoś obrazić? Czy to nie początek cenzury?

Wróćmy do samego pojęcia prowokacji. Jeśli rozpatrujemy ukraiński kontekst do Majdanu, to bycie prowokacyjnym artystą było uważane za coś bardzo pozytywnego. Gdy zaczął się Majdan, a po nim także wojna, nie starczyło już według mnie miejsca dla prowokacji artystycznych. Społeczeństwo jest już na tyle straumatyzowane i pozbawione zewnętrznej powłoki, że i tak gołym okiem widać, co się z nim dzieje. Artysta nie musi już sztucznie stwarzać sytuacji, aby w społeczeństwie zaczęto mówić o tak ważnych kwestiach jak życie czy śmierć. Bo to wszystko i tak się odbywa. Dlatego całkiem możliwe, że strategia prowokacji zeszła obecnie na dalszy plan.

Z drugiej strony pojawiła się nie tyle cenzura, ile autocenzura. Strach wewnętrzny między innymi przed reakcją ludzi, którzy przeżyli wojenny koszmar.

Symptomatyczne, że o autocenzurze wspominają najczęściej artystki, a nie artyści.

Bo jest to w nas głęboko zakorzenione, by najpierw sto razy pomyśleć, zanim coś się stworzy czy powie. Być może jesteśmy po prostu delikatne. Szczerze mówiąc, nie analizowałam nigdy granicy pomiędzy delikatnością, wrażliwością a autocenzurą.

Kiedy tworzysz sztukę, niekiedy przeraża to, że ludzie będą oglądać twoje prace i je interpretować. Kiedy żyła moja mama, często myślałam o tym, jaka będzie jej reakcja na moje prace.

A jak Twoja mama zareagowała na projekt „Kłubnika Andrijiwna”?

Wszyscy mnie o to pytają [uśmiecha się]. Ale każdy z inną intencją. Niektórzy z dziennikarzy pytają: „Czy mama wiedziała?”. Trochę jakbym wykorzystywała jej uczucia i doświadczenia. Myślę, że dla niej jako osoby, która przeszła okupację, było ważne to, że jej dziecko zobaczyło w niej bohaterkę. Kiedy przyjeżdżała do Kijowa, wszyscy podchodzili do niej, by się przywitać. Na początku nie mogła tego zrozumieć, a później stało się to dla niej ciężarem, którego nie potrafiła unieść. Dała mi do zrozumienia, żebym mówiła o projekcie, ale jej samej nie prezentowała publiczności. Nie chciała zajmować subiektywnego stanowiska w tej sytuacji, jednak nie miała nic przeciwko, by być obiektem moich artystycznych poszukiwań.

Uważam, że należy być gotowym do roli artysty. To sytuacja, w której wszystko, co dzieje się wokół ciebie, jest ważne i przyciąga uwagę. Nie mam wątpliwości, że wszystko, co dzieje się w moim życiu, powinnam dostrzegać i archiwizować.

To właśnie dlatego pracujesz nad stworzeniem własnego archiwum?

Cały dzień artysty powinien być udokumentowany pomimo tego, że doba dostarcza olbrzymiej ilości informacji. Na przykład dzisiaj wstałam, wypiłam kawę, pojechałam na sesję, teraz udzielam wywiadu. Sesję umieszczę w teczce „aktywność publiczna” (public activity), natomiast wywiad trafi do teczki public relations.

Nie dzielę teczek pod względem ważności. Każda jest istotna. Ważny jest natomiast podział na rodzaj aktywności. W zielonej teczce znajdują się materiały neutralne emocjonalnie: bilety, umowy, paragony. Czerwona zawiera dokumentację procesu twórczego, różowa – ukończone prace, żółta – dokumentację spotkań z publicznością, szara – różne. I to wszystko razem stanowi jedno archiwum. Wymyśliliśmy te kolory i sposób systematyzacji materiału wraz z młodymi badaczami, którzy przyjeżdżali do mnie na rezydencje w ramach tworzenia archiwum w Muzyczach. Istnieje jeszcze inna Alevtyna, która jest ambasadorką programu ONZ, są prace kuratorskie i designerskie, jak również działania w ramach aktywizmu. Jest też odrębna teczka, która dokumentuje moje życie osobiste.

To wszystko stanowi spore archiwum. Generalnie ukraińscy twórcy rzadko gromadzą materiały w podobny sposób. Naturalną przyczyną może być brak czasu lub odpowiedniego pomieszczenia. Nie usprawiedliwia to ich jednak do końca, bo obecnie wiele informacji można gromadzić online.

Postaram się stanąć w ich obronie. Jeśli własnego archiwum, przynajmniej online, nie tworzy zawodowa artystka, która utrzymuje się z pracy twórczej, to uważam to za niewłaściwe. Jeśli jednak młody artysta nie ma możliwości, by archiwizować wszystko w odpowiedni sposób, to trudno mieć do niego jakiekolwiek pretensje. Nie wiemy przecież, ile czasu może on poświęcić na samo tworzenie, nie mówiąc już o pracy dokumentacyjnej.

Jednak kwestia nawyku archiwizowania odnosi się nie tylko do artystów. Wkrótce będziemy musieli stworzyć Muzeum Współczesnej Wojny na Donbasie. W tym celu również będziemy potrzebować materiałów. Obecnie niewielkie ekspozycje na temat ATO w muzeach krajoznawczych na Wschodzie wyglądają dość podobnie: mundury, konserwy, flagi i tak dalej. Co mogłoby stać się podstawą do stworzenia wspomnianego muzeum?

Mam teczkę z materiałami z okupacji, które przywoziła mama, a które nazwałam „propaganda DNR” (Donieckiej Republiki Ludowej) oraz cały projekt rozmów z nią. Sprawa archiwum i stworzenia muzeum również dotyka kwestii odpowiedzialności. Czy ja mogę wpłynąć jakoś na ten proces? Należy w tym wypadku zestawić ze sobą to, jak ja mogę na niego wpływać i ile sił jestem w stanie oddać temu procesowi włącznie z tym, jakich zmian oczekuję. Bo rozczarowanie za każdym razem pojawia się tam, gdzie człowiek nie może we właściwy sposób określić swojej roli i wpływu na realizowany projekt.

Wydaje mi się, że poprzez swoją twórczość w ciągu pięciu lat zmieniłam stosunek do ogrodu. Przynajmniej temat ten pojawił się w dyskursie artystycznym. Na przykład w ubiegłym roku ogród stał się centralnym motywem Biennale Młodej Sztuki w Charkowie. Ciekawe, że właśnie w Charkowie artysta Pavlo Makov od wielu lat zajmuje się tą tematyką i jak się okazuje, przez cały ten czas tworzyliśmy osobno, nie komunikując się między sobą. W okresie radzieckim pojęcie ogrodu zostało odebrane człowiekowi. Były pola, działki i brzydkie trawniki. Nie było jednak ogrodów. Ludzie reagują na to zdziwieniem, sądząc, że ogród wiąże się z życiem na wsi. Właśnie dla takich jak oni zrobiłam cykl plakatów – „Gardening is sexy” (Uprawianie ogrodu jest sexy).

Kiedy pojawiła się u Ciebie pasja uprawiania własnego ogrodu?

To bardzo proste – wyprowadziliśmy się z mężem z miasta. A tutaj każdy coś sadzi, więc i ja spróbowałam.

Przerwa na degustację warzyw z ogrodu Alevtyny, których nazw i smaków nie kojarzę, mimo że całe swoje dzieciństwo spędziłam na wsi.

Kiedy redaktorzy wydania zapytali mnie, o czym chciałabym porozmawiać, odpowiedziałam, że o podatkach. Zdziwiło to ich ogromnie.

Często sporządzam wizualizacje raportów dla organizacji międzynarodowych. Niekiedy budzi to we mnie dziwne wrażenia w stosunku do rzeczywistości. Robiłam na przykład wizualizację przemocy domowej. Miałam zilustrować to, że spośród 27 kobiet jedynie 17 dzwoni na niebieską linię, by powiadomić o akcie przemocy i tylko cztery z nich od razu zgłasza sprawę policji. Cóż mogę powiedzieć więcej jako artystka ponad ten koszmar cyfr?

Wróćmy jednak do podatków. Zaczęłam „malować” sprawozdanie na temat sektora kreatywnego dla British Council. Według danych, na kulturę i sektor kreatywny przypada 4% PKB, jednak w rzeczywistości jest to 8%, bo w Ukrainie wiele podmiotów tego rynku pracuje „na czarno”, czyli bez rejestracji firmy, umów, dokumentów i tak dalej. Jednak od czasu pojawienia się chociażby Ukraińskiego Funduszu Kultury sytuacja zmienia się. Artyści nie powinni w dalszym ciągu pozostawać poza systemem opodatkowania, bo w taki sposób tracą wiele ze swoich praw.

Co zmienia się, kiedy zaczynasz płacić podatki? Zaczyna się rodzaj konstruktywnej złości. Choć mogę zrozumieć, dlaczego wielu ludzi nie chce płacić podatków. To przez brak zaufania do władzy, która wykorzystuje ich pieniądze niezgodnie z przeznaczeniem. Jednak i to wiąże się znowu z odpowiedzialnością: czy gotów jesteś zainwestować swoje siły i energię, żeby kontrolować to, w jaki sposób były wydane twoje pieniądze? Czy wyślesz zapytanie do urzędu? Sprawdzisz, co się w nimi dzieje?

Już od pięciu lat maluję sprawy sądowe związane z Majdanem. Szokuje mnie zachowanie naszych współobywateli: jak można było przynosić tyle kwiatów na miejsce, w którym ginęła Niebiańska Sotnia1 i nie pójść później na rozprawę? Po zabójstwach na Majdanie byłam tak wstrząśnięta i zdezorientowana, że nie byłam w stanie nieść kwiatów na miejsce tragedii, jednak później przez pięć lat chodziłam do sądu. Niedawno kuratorka z Francji zaprosiła mnie do udziału w wystawie na temat marzeń. Zapytała mnie, o czym marzę. Odpowiedziałam jej: „O tym, żeby choć jedna ze spraw Majdanu była doprowadzona do końca”.

A zatem odpowiedzialność polega również na tym, by wiedzieć, co wydarza się w Twoim kraju?

Niekiedy wydaje mi się, że dla ludzi ważniejszy jest niski czynsz niż ekologia i świadomy wybór. Rozumiem jednocześnie, że istnieją pewne podstawowe potrzeby, które trzeba najpierw zaspokoić, aby później myśleć o ekologii.

Obecnie pracuję nad projektem, którego odbiorcami mają być przyszli specjaliści z dziedziny energetyki. Moim zadaniem jest wizualizacja i wyjaśnienie związku pomiędzy stanem energetyki w kraju, wysokością opłat komunalnych a ekologią. Krótko mówiąc, marzenie o niskich rachunkach za prąd może być po prostu absolutnie nierealne.

Jedna z Twoich niedawnych prac również odnosiła się do kwestii podatków – czy Ukraińcy gotowi są ponieść koszt zjednoczenia z tymczasowo okupowanymi terytoriami po zakończeniu wojny?

W ostatnim czasie coraz bardziej uświadamiam sobie, jak wielu zadań domowych nie odrobiliśmy, jak bardzo nie jesteśmy przygotowani do ponownego przyłączenia tych terytoriów. Jeżeli w jakiś fantastyczny sposób wojna zakończy się wkrótce, co wówczas zrobimy? Wyobraziłam sobie, że jadę do domu do Żdaniwki. Chociaż wydaje się to już chyba niemożliwe. W jaki sposób mamy rozpocząć dialog? Niektóre organizacje międzynarodowe udzielają funduszy na projekty z mieszkańcami okupowanych terytoriów. A czy słyszałaś o podobnych ukraińskich programach państwowych? Ja nie. A to oznacza, że jesteśmy po prostu niegotowi.

Praca o podatkach powstała dla festiwalu #Brüdershaft, który był poświęcony zjednoczeniu Niemiec po upadku muru berlińskiego. Poproszono mnie o komentarz, na ile ich historia przypomina tę naszą z Donbasem. Zaczęłam przeglądać różne badania i dowiedziałam się między innymi, że po zjednoczeniu obywatele byłej już zachodniej republiki w dalszym ciągu płacili podatek na odbudowę niemieckiego Wschodu. Swego rodzaju podatek solidarnościowy w wysokości 5,5% przez trzydzieści lat. Nie twierdzę, że tak samo powinno być w Ukrainie. Pytam jedynie, czy jesteśmy w ogóle gotowi, by za to płacić?

Historie osób przesiedlonych powinny być bardziej obecne w dyskursie społecznym. Ci ludzie otrzymali zaledwie 400 hrywien wsparcia od państwa w sytuacji, kiedy stracili wszystko i zmuszeni byli rozpocząć życie od nowa. Gdzie są historie tych milionów ludzi? Dlaczego tak mało się o nich mówi?

Wracając do historii z moją mamą. Wiedziała, że przyjedzie do nas z niczym. Była jednak bardzo dumna, gdyż przez całe swoje życie sama zarabiała na siebie. Nie była w stanie przyjść i powiedzieć: „Alevtyno, powinnaś teraz zrobić dla mnie to wszystko, czego nie było w stanie zrobić dla mnie państwo. Znaleźć mi nowe mieszkanie, wprowadzić do nowego środowiska, poznać z ludźmi. Wiem, że to dla ciebie zbyt trudne, więc pozostanę tam, gdzie byłam”. Łatwo było to jednak odgadnąć.

Mamy dobrych artystów. Było już sporo wystaw na temat wojny. Jeśli pytasz, jak zacząć rozmowę na jej temat i gdzie szukać odpowiedzi na ważne pytania, to odpowiem tak: trzeba rozmawiać z artystami.

Pracujesz również z dziećmi, uczysz je kontaktu ze sztuką. Opowiedz, proszę, o projekcie „Dzieciom o obywatelstwie”, który odbywał się w szkołach i muzeach.

Ten projekt powstał z poczucia złości. Złości z powodu tych wszystkich kącików wychowania patriotycznego. Nie wiedziałabym o ich istnieniu, gdyby nie fakt, że w 2015 roku pracowałam w szkole. Zazwyczaj wyglądają one w ten sposób: herb, hymn, flaga, fotografie, na których wolontariusze plotą siatki maskujące oraz fotografie absolwentów szkoły lub mieszkańców wioski, którzy poszli służyć w ATO. Wcześniej na stronie ministerstwa została opublikowana rekomendacja, by opowiadać dzieciom o patriotyzmie i „przeciwdziałać amoralności”. Przez cały rok myślałam o tym, jak urządzić to miejsce, żeby później się go nie wstydzić.

W ten sposób pojawiła się forma – pytanie o obywatelstwo z dodatkowym miejscem, w którym dzieci mogły coś dopisać lub namalować. Według mnie najbardziej interesujące było pytanie: „Czy granice kraju są identyczne z granicami państwowymi?”. Bo przecież mogą się one pokrywać lub też nie. Dla kogoś Donieck nie jest częścią Ukrainy. Innym pytaniem, które lubiłam zadawać, było: „Czy obywatelami są również ci, którzy nie kochają swojego kraju?”. Dzieci często odpowiadały: „Nie, jeśli nie kochasz swojego kraju, to nie jesteś jego obywatelem”. Wówczas pytałam dalej. „A czy takim ludziom odbiera się dowody osobiste?”. Wtedy już one same zaczęły stawiać pytania: „Jaki dokument stwierdza obywatelstwo człowieka?”. Skąd dziecko ma o tym wiedzieć? Nikt z nimi o tym nie rozmawiał. Nauczyciele zazwyczaj stoją obok i nie wiedzą, co mają powiedzieć. Jeszcze inne pytanie: „Co wyróżnia nasz kraj spośród innych?”. Dzieci na Donbasie odpowiadały najczęściej: jazykom, mając na uwadze język ukraiński, chociaż same mówiły to po rosyjsku. To oczywiście śmieszne, ale to właściwe podejście do sprawy.

Nauczyciele nie powinni zabierać uczniom dzieciństwa, opowiadając im o koszmarach wojny, ale to nie znaczy, że nie powinni w ogóle o niej nie mówić. Pytałam dzieci o ich marzenia. Wiele dzieci odpowiadało: „Żeby skończyła się wojna”. Pytałam wówczas, czy to marzenie, czy plan? Dzieci odpowiadały, że marzenie. To ciekawe, bo tak wielu spośród ich rodziców głosowało na tych, którzy mówili, że mają plan, jak zakończyć tę wojnę.

tłumaczenie z języka ukraińskiego: Ryszard Kupidura

Oksana Semenik – dziennikarka, krytyczka sztuki. Pisze artykuły poświęcone kulturze i sztuce dla czołowych ukraińskich czasopism. Specjalizuje się we współczesnej sztuce ukraińskiej.


 

1 Niebiańska Sotnia (ukr. Небе́сна Со́тня) – przyjęta w Ukrainie wspólna nazwa protestujących, którzy zginęli bezpośrednio podczas działań Euromajdanu (Rewolucji godności) w okresie między grudniem 2013 a lutym 2014 roku w Kijowie.

Newsletter

Bądź z nami na bieżąco – Zapisz się do naszego newslettera i śledź nas w mediach społecznościowych: