Arrow-long-left
PL|EN

Afirmacja

Kanał sztuki

Życie sztuką, ze sztuką jest sztuką

Basia Fiałkowska vel Ewa Nowak na scenie, fot. Piotr Bedliński

[Na zdjęciu widoczna jest kobieta w białym swetrze i czarnej chuście owiniętej na głowie – Basia Fiałkowska. Trzymając w dłoni mikrofon z pasją o czymś opowiada. Za nią znajduje się uśmiechnięty mężczyzna w różowej koszuli, a obok niego kobieta w czarnych koralach. Grupa stoi na tle białej ściany, na której wisi krzyż.]

„Gdy słucham, co mówisz, słyszę kim jesteś” – słowa Ralpha Waldo Emersona towarzyszyły mi podczas rozmów z trzema osobami w okresie późnej dorosłości. Każda z nich, będąc na emeryturze, zajmuje się sztuką – zarówno amatorsko, jak i profesjonalnie. Jak twórczo spędzają czas? Co im to daje? Dlaczego wybierają aktywność artystycznąspośród wachlarza innych możliwości? Oto ich historie.

Basia Fiałkowska vel Ewa Nowak

Mówię to teraz głośno: przespałam! Byłam na pierwszym roku studiów w szkole teatralnej w Warszawie. Przed sesjąletnią pojechałam do domu. Przeciwni moim studiom rodzice po prostu zamknęli mnie w domu i już nie wróciłam do Warszawy. Przechorowałam to. Wtedy mówiło się, że to nerwica. Dziś wiem, że to było coś bardzo mnie wyniszczającego. Poddałam się. Z wykształcenia pierwszego jestem prawnikiem. Po latach jednak moja buntownicza podświadomość poprowadziła mnie na podyplomowe studia dziennikarskie. Był to pewnego rodzaju substytut młodzieńczych marzeń i planów. Patrząc z perspektywy innych, to może moje życie było pasmem sukcesów i kariery. Wielu mi zazdrościło, co dopiero dzisiaj do mnie dociera. Ale to nie byłam ja. Moment, kiedy uświadomiłam sobie, że pozwoliłam komuś innemu przeżyć swoje życie, był niezwykle bolesny. Jakbym zderzyła się ze ścianą. Nie odbiłam się. Zderzyłam, zatrzymałam i postanowiłam żyć oczekiwaniami dwudziestopięciolatki. Dziś, mając 72 lata, myślę do przodu, nie pozwalam życiu zostawić mnie w tyle. Wciąż jestem ciekawa prawie wszystkiego. Cieszę się, że udało mi sięreanimować w sobie radość dziecka. Ale nie tę płaską i wesołkowatą. Staram się nie tracić czasu, ale nic na siłę. Wciążmam plany i nadzieję, że życie nie raz zaskoczy mnie szczęściem, mądrością i łaskawością1.

Basia cały czas spełnia swoje marzenia związane ze sceną i bardzo aktywnie uczestniczy w przestrzeni kulturalnej Poznania (i nie tylko!). Tańczy i śpiewa w Zespole Folklorystycznym Wielkopolanie. Ma chyba nieograniczone pokłady energii, ale także – jak sama mówi – odwagę. Także do tego, by prowokować. Nie boi się wyzwań. Amatorsko gra w teatrze, serialach telewizyjnych czy teledyskach. Jest modelką i performerką. Od niedawna jest również prezeską, prawdopodobnie pierwszego w Polsce, Genderowego Klubu Seniora, który działa przy Baraku Kultury w Poznaniu.

Co ją motywuje? Nareszcie może pokazać to, kim jest. Na scenie nie ma ograniczeń. W sztuce nie trzeba trzymać sięreguł czy społecznie niepisanych zasad: „nie wolno”, „nie wypada”, „powinnaś”. Tam właśnie wypada, tam można.

– I nigdy nie wiadomo, czy to jestem prawdziwa ja, czy postać, w którą się wcielam – dodaje Basia, która coraz częściej rozpoznawana jest pod swoim pseudonimem artystycznym Ewa Nowak.

Basia Fiałkowska vel Ewa Nowak na scenie, fot. Piotr Bedliński

[Zdjęcie przedstawia stojącą Basię Fiałkowską ujętą od pasa w górę. Wszystkie elementy jej stroju są w różnych odcieniach błękitu – koszula, chusta na głowie i kolczyki. Kobieta na ustach ma czerwoną szminkę, a w dłoniach trzyma otwartą książkę. Znajduje się ona w pomieszczeniu, którego ściany pomalowane są wyrazistym, żółtym kolorem.]

Choć mówi, że spotyka się z zawiścią i niezrozumieniem, a część znajomych nie akceptuje jej takiej, jaka jest teraz („Jak to?! Pani sędzia i takie rzeczy?!”), to nie przestanie występować. Basia w ramach Poznańskiego Tygodnia Tolerancji współtworzyła grupę pod nazwą Tęczowe Seniorki i wraz z nimi wzięła udział w projekcie „Nitką do tęczy”. Panie, siedząc w witrynie Baraku Kultury, wyszywały tęczową flagę. Wśród inicjatorek tej akcji była też nasza kolejna bohaterka, Teresa Sałamaszek.

Tęczowe Seniorki, fot. Anna Krotofil, dzięki uprzejmości Baraku Kultury

[Na zdjęciu widocznych jest sześć uśmiechniętych kobiet stojących w jednym rzędzie z rękami na biodrach. Każda z pań ubrana jest w strój w innym kolorze: fioletowy, niebieski, zielony, żółty, pomarańczowy i czerwony, tworząc tym samym tęczę. Każda z kobiet ma na sobie sukienkę do kostek oraz nakrycie głowy.]

Teresa Sałamaszek

– Każda z nas ubrana była w inny kolor. Ja byłam „tą fioletową”. Sama wybrałam sobie ten kolor – powiedziała. Ania zdecydowała się na czerwony, Basia żółty, Danuta pomarańczowy, Róża zielony, a Grażyna niebieski. To ja uszyłam wszystkim te kolorowe stroje – dodała  trochę ciszej, nieśmiało.

Okazało się, że kolorowe kostiumy, które przez wielu nazwane zostały dziełami sztuki, nie były pierwszymi, jakie wyszły spod jej rąk. Już wcześniej tworzyła ozdoby, które wykorzystywane były do dekoracji przedstawień i różnych projektów artystycznych.

fot. Teresa Sałamaszek

[Trzy zdjęcia ułożone obok siebie przedstawiają różne elementy ubioru stworzone z koronki. Na pierwszej fotografii od lewej widać osobę ujętą od pasa w dół i siedzącą na niebieskim krześle. Na nogach ma białe buty i koronkowe podkolanówki. Podłogę pokoju pokrywa zielony dywan. Drugie zdjęcie przedstawia dwie zachodzące na siebie dłonie, na których znajdują się białe rękawiczki zrobione z koronki. W tle widać piec kaflowy oraz pomarańczową ścianę. Na ostatnim zdjęciu znajdują się dwie koronkowe parasolki leżące na tle ściany pokrytej obrazami.]

– Lubię dzielić się moją pasją z innymi. Dziergam, wyszywam. To sprawia mi dużą przyjemność. A chyba jeszcze większą to, że jestem potrzebna i moje prace również – mówi.

– Zaczęłam znacznie później niż Basia, dopiero na emeryturze! Właściwie nigdy bym siebie nie podejrzewała, że będęnadawać się na scenę. Wciągnęła mnie instruktorka jednego z projektów. W dzień, w którym dekorowałam salę, okazało się, że trzeba coś dopracować i zostałam poproszona o krótki występ na scenie. Zapewniono mnie, że to tylko na próbę, by sprawdzić, czy wszystko działa. Jednak gdy instruktorka zobaczyła, jak tańczę, namawiała mnie, żebym już z tej sceny nie schodziła. W końcu udało jej się. Namówiła mnie i bardzo się z tego cieszę. Teraz ja namawiam, bo wiem, że wiele osób w moim wieku nie ma motywacji, by wyjść z domu. Czują, że nie pasują do tego świata, że nie nadążają za nim, że nie jest to miejsce im przyjazne – dodaje Teresa.

fot. Piotr Bedliński

[Na fotografii widnieją sylwetki trzech wesołych kobiet. Na pierwszym planie znajduje się białowłosa seniorka, Teresa Sałamaszek, która przykłada dłonie do oczu robiąc zabawną minę. Ubrana jest w jasny strój, a na szyi ma duże korale. Dwie panie po bokach siedzą uśmiechnięte na krzesłach. Zdjęcie zrobione zostało na tle białej ściany, przy której znajduje się szafka z różnorodnymi roślinami.]

Wiele lat temu malarstwo stało się dla Teresy formą terapii i sposobem na wyjście z depresji: – Trafiłam na wspaniałąpanią doktor, która powiedziała mi, że mam malować. Na początku moje obrazy były szare, utrzymane w ciemnych barwach, z czasem, tak jak moje życie, zaczęły się rozjaśniać. Maluję do dziś. Odeszłam od płótna i farb, ale mam nadzieję, że to chwilowe. Teraz więcej szkicuję – na przykład portrety czy budynki. Próbuję szukać podobieństw do rzeczywistości. To także bardzo wygodne, bo mogę to robić wszędzie, choćby w parku na ławce. Często sięgam także po akwarele. Nadal maluję moje ulubione kwiaty: maki i tulipany. Próbuję również używać nowych technik. Od jakiegośczasu robię koronki, nie tylko serwety, ale także rękawiczki, podkolanówki czy ozdobne parasole.

fot. Piotr Bedliński

[Na pierwszym planie zdjęcia przedstawiona została białowłosa kobieta w jasnym stroju i koralach – Teresa Sałamaszek. W jednej dłoni trzyma mikrofon, do którego mówi, a w drugiej pędzel i paletę malarską pokrytą farbami. W tle widoczne są trzy panie, które siedzą na krzesłach i słuchają opowieści. Za nimi znajdują się rozmaite rośliny stojące przy białej ścianie.]

– Wiem, że sztuka stała się moim lekiem, była uzdrawiająca i przywróciła mi radość życia. – Nawet kilka miesięcy temu, kiedy trafiłam nagle do szpitala, zabrałam ze sobą mój szkicownik – dodała już trochę zamyślona.

Juliusz Stańda

Taniec i choreografia towarzyszą mu, odkąd pamięta. Od ponad dwudziestu pięciu lat jest choreografem. Był pierwszym tancerzem w Teatrze Wielkim w Poznaniu, solistą baletu w Polskim Teatrze Tańca Conrada Drzewieckiego. Uczył tańca klasycznego i ludowego w Poznańskiej Szkole Baletowej, której jest absolwentem. Swoje doświadczenia wykorzystuje obecnie, prowadząc zajęcia w Zespole Pieśni i Tańca Siekieracy, który działa przy Miejsko-Gminnym Ośrodku Kultury w Kostrzynie Wielkopolskim. Do jego zadań należy tam nauka tańców narodowych: poloneza, kujawiaka, mazura, krakowiaka czy oberka. W trakcie zajęć wykorzystuje także inne techniki ruchu – podstawy tai chi i ćwiczenia tybetańskie.

– Mają one ogromny wpływ na koordynację i psychofizyczną kondycję tancerzy. Ale nie tylko tancerzy – dodaje.

Juliusz Stańda, fot. Elżbieta Orhon-Lerczak

[Na zdjęciu portretowym przedstawiony jest niebieskooki mężczyzna z siwymi włosami i wąsem – Juliusz Stańda. Patrzy on prosto w obiektyw aparatu.]

Podstawowych ruchów tej chińskiej sztuki ćwiczeń dla harmonii i zdrowia Juliusz uczy także seniorki i seniorów podczas zajęć w winogradzkim domu kultury.

– Co mnie motywuje? Najważniejszym moim celem i celem samych zajęć jest zdrowie ćwiczących – ich siła i sprawność, równomierny rozwój całego ciała (mięśni szkieletowych, więzadeł, ścięgien, stawów). Już po kilku ruchach wiem, czy ktoś miał do czynienia ze sportem, czy był aktywny ruchowo. Niestety często jest tak, że osoby, które spotykam, musząpowrócić do aktywności lub jej się nauczyć. Na szczęście połączenie niezwykłych właściwości podstaw tai chi z tańcem daje bardzo szybkie efekty! Już po kilku miesiącach ćwiczeń odczuwalny jest przyrost siły, zmniejszają się problemy z kręgosłupem. Bardzo ważny jest aspekt ćwiczenia oddechu, wyciszenia czy medytacji. Na początku szczególnie dużąuwagę przywiązuje się do wzmocnienia i rozluźnienia naszego ciała. To ważne.

– Cieszę się, gdy uczestniczki mówią, że z zajęć na zajęcia czują się lepiej, są bardziej sprawne – dodaje Juliusz. –Jestem także zadowolony, że nadal mogę dzielić się wiedzą i doświadczeniem. Podstawy tai chi zgłębiałem, będąc już na emeryturze. Miałem możliwość przez pół roku uczyć się wszystkiego w Stanach pod okiem najlepszych specjalistów.

fot. Piotr Bedliński

[Na fotografii znajduje się grupa seniorów, którzy wykonują pokaz dla siedzącej naprzeciwko widowni. Grupa trzynastu osób prezentuje choreografię na tle żółtej ściany. Część uczestników stoi na scenie, a reszta przed nią. Każda z osób biorących udział w pokazie wykonuje charakterystyczny ruch składając przed sobą ręce.]

Przez całe życie pracowałem na zlecenia. Nie musiałem zgadzać się na nic, co nie było zgodne ze mną. To ważne. Wielu tancerzy po osiągnięciu wieku przedemerytalnego musiało się przekwalifikować. Pracowali za kulisami albo zupełnie zmieniali zawody. Dzięki pedagogicznemu wykształceniu mogłem nie tylko tańczyć, ale i tańca uczyć. Sztuka to wolność. Zawsze dla mnie tak było. Pracowałem tam, gdzie byłem potrzebny. Tak jest do dziś.

Jeśli uwierzyć w słowa Tennessee Williamsa, że starzenie się jest dla odważnych, to miałam przyjemność spotkać na swojej drodze i porozmawiać z bardzo odważnymi ludźmi. Basia, Teresa i Juliusz to osoby, którym aktywność twórcza towarzyszy na co dzień. Odnajdują w niej swoje pasje, spełniają ukryte pragnienia, wybierają ją zamiast tabletek na ból i cierpienia. Dzięki sztuce czują się wolni. Akceptują siebie i swój wiek. Nie dają się zaszufladkować. Mimo różnych motywacji, z odwagą wychodzą do innych, by inspirować do odnajdywania własnej drogi.

Nina Woderska – doktora nauk społecznych w zakresie pedagogiki, animatorka działań wolontaryjnych i prosenioralnych. Dzięki połączeniu pracy w sektorze samorządowym i pozarządowym wszechstronnie działa na rzecz integracji międzypokoleniowej i aktywizacji społecznej osób w wieku senioralnym. Autorka publikacji naukowych i popularnonaukowych. Wykłada na Uniwersytecie Wrocławskim na kierunku psychogerontologia. Współpracuje ze studentami, młodzieżą, seniorami, pracownikami korporacji czy osadzonymi w zakładach karnych. Cały czas poszukuje nowych inspiracji i zawodowych wyzwań. Ambasadorka EPALE.

Newsletter

Bądź z nami na bieżąco – Zapisz się do naszego newslettera i śledź nas w mediach społecznościowych: