[Ilustracja narysowana czarnym pisakiem na kartce papieru w kratkę. Znajduje się na niej wiele symboli piorunów, które razem układają się w kształt półkola lub tęczy.]
Babciu, nieznajome panie piszą do mnie na Instagramie, że chciałyby być tobą. Znajduję je w folderze „inne”. Pojawiają się razem z alertem na telefonie, że ktoś znowu chce mi napisać coś ważnego. Żeby trochę poznać te osoby, oglądam ich galerie. Niektóre panie mają w albumie zdjęcia na tle różanecznika. To by ci się spodobało – ty też mogłabyś być nimi. Ale tylko do pewnego stopnia. Bo jednak te nieznajome panie z internetu, które do mnie piszą, przy każdym zdjęciu profilowym ustawiają nakładkę z logo strajku kobiet, mają albumy z motywem przewodnim czerwonej błyskawicy. Zawsze wtedy przypominam sobie o tym, jak bardzo nie lubisz burzy. Pamiętam wszystkie potężne gradobicia z dzieciństwa, w czasie których odpalałaś na parapecie gromnicę, żółtawą długą świeczkę z chrztu świętego na przekór wszystkim piorunom świata; i jak mówiłaś mi, że nie wolno patrzeć na burzę przez okno, bo prowokuje się pioruny, można oglądać ją tylko z daleka, zawsze zza firanki.
Wszystko to sobie przypominam. Kiedy teraz je oglądam – te pioruny świecące na czerwono w internecie – wiem,że gdybyś mogła, to grzmiałabyś i na mnie, i na szybkie łącza, na zarazę i na patologię, na choroby z kraju Sodomy i Gomory, twoje ulubione państwa z każdej analogii na temat zła i LGBT+. Na nakładkach profilowych pań z folderu „inne” obok błyskawicy jest zazwyczaj tęcza. To częsty zestaw, połączenie idealne – nie myl tylko, proszę, z „ideologiczne”, idealne. Czasami w albumie są tęcze zamiast twarzy. Wtedy nie wiem nawet, jak wygląda ten, kto do mnie pisze, a i tak wiadomo, że przyjaźnie. Niezależnie od tego, co będzie dalej, tęcza to dobry początek.
[Po lewej: Ilustracja narysowana czarnym pisakiem na kartce papieru w kratkę. Znajduje się na niej wiele symboli piorunów, które razem układają się w kształt półkola lub tęczy. Po prawej: Ilustracja narysowana na papierze w kratkę. Znajdują się na niej abstrakcyjne formy stworzone za pomocą linii różnej grubości i długości. Tworzą one kształt przypominający ludzką twarz z zamkniętymi oczami.]
Pamiętasz, jak chciałaś tak nazwać grupę różańcową? To było już dawno, długo przed Marszem Równości w Białymstoku i przed tym, jak twoja wnuczka zaczęła się umawiać z dziewczynami. Możliwe, że w tym czasie byłam jeszcze w Ruchu Światło-Życie. Chwaliłaś się, że zostałaś zelatorką – kierowniczką grupy żywego różańca. Zbierałaśwtedy do swojej kawalerki dodatkowe pufy i fotele, żeby – jak mówiłaś – wszystkie stare baby miały na czym siedzieć. Dzwoniłaś też po rodzinie z ankietą, czy lepiej nazwać tę grupę modlitewną Zorza Nazaretu, czy może Tęcza Nazaretu. Ja na pewno głosowałam na tęczę, a ty zastanawiałaś się, czy to nie jest zbyt mało wyszukane. Wcześniej, w pierwszej rundzie odpadła Róża Jerychońska. Ktoś zaproponował Trąby Jeruzalem, ale strasznie się wtedy obraziłaś, chyba bardziej wolałaś być różą niż trąbą. Później stanęło na Zorzy. Egzotycznie jak na polskie warunki, ale proboszcz zaaprobował nazwę i od tej pory mogłyście już spotykać się z koleżankami w twojej małej kawalerce w bloku przy Korczaka i modlić się o odkupienie świata, a od czasu do czasu zamawiać mszę z intencją odkupienia mojej duszy. Szkoda, że bez tęczy. Moja ulubiona nakładka to ta z napisem: „nie jestem ideologią” i z tęczą. Myślę, że bardzo dobrze koresponduje ona z moją twarzą i świetnie mnie przedstawia. Z miejsca wiadomo, kim jestem i że nie ma we mnie wstydu. Może to dlatego, że ty się wstydzisz za mnie i że to wypełnia cały zbiornik na rodzinny wstyd Kotasów?
[Po lewej: Ilustracja narysowana na papierze w kratkę przedstawiająca abstrakcyjną formę, stworzoną za pomocą linii i okręgów. Kształt ten kojarzyć się może bardzo różnie. Z jednej strony, przypomina on głowę z nałożonymi na włosy wałkami do loków, z twarzą zasłoniętą przez dłonie. Z drugiej – zamiast włosów można dostrzec wiele konturów kojarzących się z postaciami ludzkimi. Po prawej: Ilustracja narysowana na kartce w kratkę. Przedstawia ona abstrakcyjny kształt stworzony za pomocą linii i okręgów. Forma ta przypomina ptaka z dużym skrzydłem, szponami oraz okrągłą głową.]
Ciekawi mnie, czy nadal trzymasz swój komputer przykryty ściereczką, tak żeby się nie kurzył, wielki prehistoryczny komputer stacjonarny w kuchni, na wąskiej szafce na słoiki z przetworami, wciśnięty do kąta i na stałe wyłączony z prądu na wypadek nagłej letniej burzy. Pewnie nie wiesz, co mam na myśli, kiedy piszę ci o internecie w liście, który nigdy nie trafi do skrzynki w twoim bloku, a jeśli gdzieś trafi, to tylko tam, gdzie na pewno ty nie trafisz. Raczej wcześniej poplączą ci się nogi w sieci albo pękną żylaki od chodzenia tak daleko po łączach. Wiem, jak jest. Nic nie szkodzi, nie obrażę się, jeśli nie odpowiesz, a nawet się ucieszę. Zbyt długo nie rozmawiamy, żeby myśleć o szczegółach, takich jak odpowiedzi na wiadomości w internecie. Podobno czas obniża oczekiwania, przynajmniej moje –teraz oczekuję od ciebie już tylko niepisania. Mogę pisać za nas obie. Mogę też poszukać innej babci. Nie wiem, czy będzie lepsza, czy gorsza od ciebie, ale jeśli nawet będzie zła, to może przynajmniej w sposób, który lepiej pasuje do mnie? Może łatwiej połączą się w parę nasze algorytmy, obserwowane strony, wydarzenia i zainteresowania, ażznajdziemy więcej punktów wspólnych niż w rodzinie bez wyboru? Dziwne, że ciągle jeszcze nie ma do tego apki. Wyobrażam sobie, że mogłoby to działać jak Tinder, ale do kojarzenia babć i wnucząt. Moglibyśmy odpowiadać na pytania i łączyć się w nowe pary, bez większych rozczarowań. A może ta apka już istnieje? Gdzieś na pewno jest dla ciebie ktoś inny niż ja. Idealna wnuczka, która chciałaby chodzić z tobą na gorzkie żale, oglądać „M jak miłość” (czy w tym serialu są już jakieś bohaterki lesbijki?) i jeść kotleta z mięsa.
[Ilustracja stworzona zarówno z barw żółtych, fioletowych i czerwonych, jak i czerni i bieli. Na środku obrazu można rozpoznać kształt przypominający dom, z którego wylatuje ciemny dym. Po prawej stronie znajduje się fioletowa postać człowieka, która stoi na schodach obok budynku.]
Panie z internetu piszą, że bardzo chciałyby coś mi ugotować. Zapraszają mnie do domu na zupę owocową – wegetariańską, specjalnie dla mnie. Tylko jedna pani pyta, czy lubię roladę śląską z modrą kapustą. Odpowiadam jej, że panicznie boję się mięsa. Ale prawda jest taka, że mam wiele obaw. Chyba chodzi o złe doświadczenia. Miałam już kiedyś babcię (ciebie) i nie skończyło się to dobrze. Nie chcę już więcej ryzykować. Dotychczas z nikim jeszcze się nie spotkałam. Nie wiem, czy masz jeszcze w sobie instynkt, etos babci karmicielki, więc na wszelki wypadek napiszę jeszcze to: nie chodzę głodna. Jem mnóstwo boczniaków, steki z kalafiora, tofu w sosie teriyaki i roladki z yuby, kimchi, bowle, kolendrę (nigdy nie ożenię się z kimś, kto nie kochałby kolendry!) – to moje ulubione dania. Moja dziewczyna przyrządza je najlepiej ze wszystkich ludzi, jacy żyją w tym kosmosie. Pewnie tego o mnie nie wiesz, więc powiem: ja też całkiem dobrze gotuję. Mogę wykarmić mnóstwo ludzkich wnucząt. Nic nie zapowiada tego, że kiedyś będę musiała gotować dla innej rodziny niż moja żona, ale gdyby trzeba było, to robiłabym dla wnucząt ramen, a gdyby mi się nie chciało, zamawiałabym Uberem. Piszę dużo o jedzeniu. Może to dlatego, że wszystkie panie z internetu zapraszają mnie właśnie na obiady? Jedna pani kontaktuje się przez wnuczkę. Jej wnuczka ma tyle lat, co ja, podobno robi doktorat. Chce mi zapłacić, żebym w końcu zjadła obiad z jej babcią. Pisze mi, że jej babcia bardzo mnie lubi. Nigdy mnie nie widziała, ale przeczytała moją książkę i jest pewna, że się polubimy.
[Po lewej: Ilustracja złożona z abstrakcyjnych kształtów w kolorze białym, szarym, czarnym, żółtym i różowym. Formy są kuliste, obłe i podłużne. Nakładają się na siebie, wywołując niepokojące wrażenie, pomieszane ze smutkiem. Po prawej: Kolorowa ilustracja przedstawiająca formę przypominającą leżącą postać ludzką. Po środku obrazu znajduje się głowa z dużymi, czarnymi oczami i czerwonymi ustami. Po bokach narysowane są długie, fioletowe ręce.]
Nie pytam, co u ciebie, bo domyślam się, że bez wielkich zmian. Pewnie nadal oglądasz na komputerze tylko i wyłącznie Kościół Online albo zdjęcia z wycieczek do sanktuariów maryjnych i sprawdzasz, czy dobrze na nich wyszłaś. Pewnie nic więcej, a na pewno nie szukasz w komputerze swoich wnuczek – ani starych, ani żadnych nowych. W recenzji mojej książki na LubimyCzytać.pl piszesz, że pamiętasz, jak twoja wnuczka płakała w nocy i mówiła, że boi się spać przez bin Ladena. Teraz jestem duża. Biorę dużo leków na sen. Czasami piję piwo, żeby łatwiej zasnąć. Ze wszystkich istniejących osób najbardziej boję się Polaków. Może pamiętasz, jak oglądałyśmy razem telewizję. Telewizor zawsze stal na meblościance, a wersalka w najdalszym kąciku pokoju. Wszystko na ekranie było z tej odległości takie małe, że wydawało się, iż nie może być prawdą. Kiedy w „Wiadomościach” była pokazywana Parada Równości, plułaś na podłogę i nie było ci nigdy szkoda ani mnie, ani swojego dywanu. Pewnie dlatego, że i tak nie można zabrać tych rzeczy do nieba. Jeśli ja tam pójdę, to chyba na przekór polecę na dywanie. Ale jeśli na tej imprezie nie będzie ani jednej lesbijki i będę tam całkiem sama, tak jak w Garwolinie, to chyba bym nie chciała. Dlatego też pewnie nigdy się już nie spotkamy. Nie pamiętam ostatniego razu. Na pewno przytuliłaś mnie na siłę i kazałaś mi wziąć pieniądze, których ja nie chciałam; pewnie była z tego awantura i trzaskanie drzwiami, a na koniec powiedziałaś, że w takiej kurtce cieniobie to można tylko zmarznąć i zachorować, nic poza tym.
[Po lewej: Kolorowa ilustracja przedstawiająca widok przypominający pokój w domu. Zauważyć tu można telewizor, z którego wydobywają się żółte promienie. Stoi on na szafce znajdującej się na dywanie. Promienie padają prosto na postać człowieka siedzącego naprzeciwko telewizora na kanapie. Obok niego natomiast widnieje czerwony kształt przypominający kwiaty w doniczce. W rogu obrazu znajduje się żółte słońce z brązowymi promieniami. Po prawej: Ilustracja narysowana na białej kartce papieru. Przedstawiona jest na niej abstrakcyjna forma, która przypomina postać człowieka. Wskazuje na to przede wszystkim żółte koło na samej górze obrazu, na którym znajdują się kształty kojarzące się z oczami oraz nosem. Po środku ilustracji widoczna jest również forma przypominająca nutę.]
Czasami zastanawiam się, czy na twojej lodówce nadal są przyczepione magnesami literkami moje rysunki z zerówki. Albo czy zapaliłaś kiedyś tę świeczkę w kształcie rybki, którą przywiozłam ci ze Sztumu, z wycieczki z moim ojcem, o którym mówiłaś mi całe życie, że jest chujem, a ja jestem taka jak on. Chociaż zapłacił za twoją świeczkę z pozdrowieniami znad morza, rybkę Nemo w celofanie. Przez całe moje dzieciństwo trzymałaś ją w witrynie. Obok stały grube książki na temat kosmosu, książki o numerologii, o życiu po życiu i o papieżu. Miałaś też w szafce minichoinkę ubraną przez cały rok, tylko latem chowałaś ją do torby ze wszystkimi stroikami, a obok zdjęcie z mojej komunii, być może jedyne zdjęcie, na którym mam sukienkę; może dlatego tak je lubiłaś, że trzymałaś na widoku, a może miałaś nadzieję, że kiedy się na taką wersję samej siebie napatrzę, to w końcu stanę się kimś innym? Kiedyś powiedziałaś mi w tajemnicy, że jestem twoją najładniejszą wnuczką. Poczułam się jak supermodelka. Ciekawe, czy to były słowa tylko dla mnie, czy mówiłaś to samo wszystkim smutnym dzieciom?
Nie spodziewam się twojej odpowiedzi. Wolę panie z internetu, których nigdy nie spotkałam. Nieznajome panie, które noszą nazwiska, które mi nic nie mówią, więc wiem, że one jeszcze mnie nie nienawidzą, w tym mają nad tobą dużą przewagę. Mogę je zaakceptować, usunąć albo odrzucić. Ale prawda jest taka, że nie do końca wiem, co z nimi robić. Nie chcę już być rozczarowaniem dla nikogo. Za bardzo martwię się, że one też mnie jednak nie polubią. Byłoby to bardzo krępujące. Mimo wszystko tęsknię. Tęsknię za osobą, którą dla mnie nie jesteś. Nie wiem, która z nas jest już na to zbyt stara. Ale nie chciałabym znowu być starą sobą: mieć na kolanach strupków ani pić na pocieszenie żółtej oranżady wymieszanej pół na pół z wrzątkiem po to, żeby nie rozbolało mnie gardło i żebym nie umarła.