Mateusz Nowacki: Czternaście lat temu lubelska galeria przyjęła oficjalną nazwę Labirynt, a Ty zostałeś jej dyrektorem. Co się zmieniło w działalności Labiryntu w ciągu tych blisko piętnastu lat? Jak zmiany społeczne wpłynęły na Waszą pracę?
Waldemar Tatarczuk: Zacznę od krótkiego sprostowania: nazwa Labirynt funkcjonowała od 1969 roku, więc nie ja ją wymyśliłem. Od 1974 roku w Galerii Labirynt (pierwszej) swój program realizował Andrzej Mroczek, późniejszy dyrektor BWA w Lublinie. To, co robię, jest kontynuacją jego dorobku. Natomiast przechodząc do współczesności: w okresie mojej pracy galeria ewoluowała. Na początku dziedzictwo bliskiej Mroczkowi klasyki neoawangardowej było ważną częścią mojego programu, ale poza tym interesowała mnie sztuka młodych osób artystycznych. Jednocześnie w galerii pojawił się Wschód, szczególnie Ukraina (a po pandemii również Azja). To były główne filary programu Labiryntu. Gwałtowana zmiana nastąpiła w 2015 roku, po zwycięstwie Prawa i Sprawiedliwości w wyborach parlamentarnych. Pół roku po tym wydarzeniu zrobiłem wystawę „De-mo-kra-cja”, której towarzyszyła debata z udziałem licznych przedstawicielek środowiska artystycznego: dyrektorek, artystek, kuratorek, krytyczek sztuki. To był moment, kiedy dostrzegłem potencjał instytucji sztuki i zrozumiałem, że galeria to nie tylko miejsce prezentacji wystaw, ale też przestrzeń dyskusji. W 2017 roku zorganizowałem Lubelski Kongres Kultury – oddolne wydarzenie, które uspołeczniło głos osób związanych z kulturą i zaowocowało kilkunastoma postulatami zmiany. Później odbyły się wystawy „Jesteśmy ludźmi” – w odpowiedzi na homofobię Andrzeja Dudy – i „Nigdy nie będziesz szła sama”, będąca wsparciem dla Strajku Kobiet. Te i kilka innych wydarzeń uświadomiły mi, że Labirynt może stać się czymś więcej – przestrzenią aktywności, miejscem, które identyfikuje potrzeby społeczności lokalnej i środowiska artystycznego, i odpowiada na nie.
W „coś więcej” dobrze wpisują się wydarzenia bliższe temu, co określa się mianem praktyk postartystycznych. Czy mógłbyś opowiedzieć o otwieraniu się Labiryntu na różne formy partycypacji i zaangażowania?
Zależy nam na tym, aby wchodzące „na rynek” osoby artystyczne nie odbijały się od drzwi instytucji, a jednocześnie chcielibyśmy gościć młode osoby potrzebujące bezpiecznej, wspólnej przestrzeni. Tak narodził się między innymi pilotażowy projekt Curort Vieniava, który trwał od marca do listopada 2023 roku. Na ponad pół roku największą salę wystawową oddaliśmy do dyspozycji młodym ludziom. Do współpracy przy kreowaniu tej przestrzeni zaprosiłem studenta pierwszego roku historii sztuki, Mateusza Wszelakiego. Zaczęło się od sprejowania ścian, a skończyło na różnych propozycjach artystyczno-społecznych. Próba zmiany postrzegania instytucji sztuki, przejście od galerii z klasyczną salą wystawową, gdzie publiczność przychodzi wyrobić sobie opinię o dziełach, do otwartego miejsca spotkań, działania, ekspresji, testowania (sam nadal nie mam języka, aby to dokładniej określić) – to jest właśnie model, do którego chciałbym dążyć. W ten sposób galeria staje się instytucją, która z jednej strony przygląda się społeczności lokalnej, wsłuchuje się w jej potrzeby, a z drugiej umożliwia realne zaangażowanie we współtworzenie miejsca, niekoniecznie poprzez działania stricte artystyczne. Myślę, że w ostatnich latach udawało nam się to praktykować, a dobrym przykładem jest chociażby Biblioteka Azyl powstała z inicjatywy Filipa Kijowskiego, która obecnie prowadzi bogaty program skierowany do społeczności queerowej i osób zainteresowanych tą tematyką, a także Piwnica Labiryntu – safe space współtworzony wraz ze Stowarzyszeniem Marsz Równości.
To, o czym mówisz, jest niezwykle ciekawe, szczególnie w kontekście coraz liczniejszych zabiegów na rzecz rozwijania publiczności, przyciągania do galerii osób, dla których sztuka współczesna jest trudna czy wręcz niezrozumiała. W jaki sposób prowadzicie proces „odczarowywania” instytucji sztuki?
Po pierwsze, w naszym przypadku na pewno dobrze zadziałało to, że częściowo udało się przełamać barierę nieufności wobec galerii, bo przecież nie jest częstą praktyką, że wchodzisz do instytucji i praktycznie możesz zrobić, co chcesz – tak jak to miało miejsce w kontekście Curortu Vieniava. Po drugie, w tym odczarowaniu pomogły nam wcześniej przywołane wystawy, które pokazały, że nie boimy się głośno mówić o tym, co nam się nie podoba w rzeczywistości społecznej, i chcemy okazywać wsparcie osobom, których prawa są łamane. Ponadto przed pandemią i podczas jej pierwszej fali zrobiliśmy serię spotkań z młodymi ludźmi, które przerodziły się w duży cykl wydarzeń. Ciągle jednak musimy pamiętać, że przekonanie otoczenia społecznego, organizatorów i różnych organów politycznych, że instytucja sztuki może być czymś więcej niż przestrzenią wystawienniczą, jest długotrwałym procesem.
Przed rozmową przesłałeś mi tekst „Laboratorium Możliwości Sztuki”, który określiłbym mianem manifestu instytucjonalnego Labiryntu. Stawiasz w nim między innymi tezę, że galerie nie mogą ograniczać swojej misji do organizowania wystaw i redukować problematyki współczesności do sztuki współczesnej. Jak widzisz realizację idei „Laboratorium Możliwości Sztuki” w działalności Labiryntu? Czy ten tekst otwiera nowy rozdział w życiu galerii?
Myślę, że jest to naturalna konsekwencja zmian, które w ostatnich latach zaszły w Labiryncie. Dotychczas wiele wydarzeń odbywało się spontanicznie, jako odpowiedź na potrzebę chwili, przez co nie wykształcił się spójny program działań. Teraz przyszedł moment, kiedy należy wszystko uporządkować i zadziałać bardziej systemowo. Chciałbym sprawdzić w praktyce, czy instytucja może przekuć potencjał, o którym mówię, w rzeczywistą praktykę instytucjonalną. Poprosiłem kilkanaście osób reprezentujących różne dyscypliny: socjologię, psychologię, architekturę, zajmujących się między innymi międzykulturowością, komunikacją, nowymi technologiami, rasizmem czy ekologią o spojrzenie na potencjał Labiryntu z własnych perspektyw i wsparcie merytoryczne w poszukiwaniu nowych ról dla galerii. Powstanie zbiór rekomendacji do dalszej, bardziej uporządkowanej pracy nad budowaniem Labiryntu jako laboratorium współczesności.
W tekście piszesz, że sztuka, a szerzej: działalność programowa instytucji nie powinna koncentrować się jedynie na mówieniu o problemach współczesności, ale także na szukaniu dla nich rozwiązań. Czy w obliczu skrajnej polaryzacji społeczeństwa widzisz nadzieję na znalezienie przestrzeni dialogu na przykład między osobami o zupełnie różnych poglądach politycznych?
Zastanawiam się nad tym i wydaje mi się, że aktualnie nie ma warunków do tego, aby taka dyskusja mogła dojść do skutku. Moim zdaniem takim warunkiem jest przyjęcie Karty praw podstawowych Unii Europejskiej, a jego brak oznacza dla mnie, że rozmowa nie ma sensu. Często przy okazji różnych wydarzeń w Labiryncie pojawiała się propozycja, aby zaprosić do dyskusji naszych oponentów, jednak zrezygnowaliśmy z tego właśnie ze względu na prawa, których sami przestrzegamy i których przestrzegania oczekujemy od innych. Wolę patrzeć realistycznie, dawać przestrzeń do działania tym osobom, dla których wartości demokratyczne są ważne na co dzień. Ponadto podczas jubileuszowej wystawy „100 lat w Labiryncie” (14.09–3.11.2024) pokazuję pracę Jana Świdzińskiego „Stale mówimy o człowieku”, w której pojawia się apel, aby zamiast mówić o człowieku, mówić do człowieka. Ta praca z końcówki lat 70. XX wieku jest dla mnie bardzo ważna i aktualna. W wielu instytucjach, szczególnie tych progresywnych, jest coraz więcej wystaw o migracjach, granicy, kryzysie klimatycznym itd. Opowiadamy te problemy, przedstawiamy w galeriach kondycję świata, a po dwóch–trzech miesiącach zwijamy wystawę i przechodzimy do czegoś innego, jakby te kwestie interesowały nas wyłącznie w kontekście rozważań intelektualnych. Wydaje mi się, może naiwnie, że zamiast tylko o nich opowiadać, możemy próbować rozwiązywać je w skali mikro na tyle, na ile możemy. Zauważ, że dwa lata temu w bardzo wielu galeriach pojawiło się dużo projektów ukraińskich, ale po jakimś czasie ten temat spadł z programów. Temat Ukrainy został „załatwiony” i można było iść dalej, jakby nie interesowało nas, że wojna nadal trwa, a ludzie wciąż potrzebują wsparcia. I tak jest z bardzo wieloma sprawami. A instytucje mają – mogą mieć siłę, aby skuteczniej robić coś więcej, niż tylko opowiadać historie.
Waldemar Tatarczuk – artysta, kurator. Od 2010 roku, z przerwą w 2022 roku, jest dyrektorem Galerii Labirynt. Jako kurator skupia się na działaniach będących odpowiedzią na rzeczywistość społeczną i polityczną. Od 2006 roku współpracuje ze środowiskiem artystycznym Ukrainy. W 2023 roku był kuratorem performatywnej wystawy „To tylko wystawa” w ramach Kyiv Biennale, stanowiącej próbę ukazania stanu permanentnej niepewności towarzyszącej życiu w Ukrainie podczas wojny. Od 1988 roku jest aktywny w obszarze performansu, w swoich działaniach z ostatnich lat konfrontuje minimalistyczną formę performansu z queerowością. Prowadzi warsztaty z performansu, wykorzystując swoje doświadczenie artysty i kuratora.
Mateusz Nowacki – kulturoznawca i animator kultury, doktorant w Zakładzie Kulturowych Studiów Miejskich w Instytucie Kulturoznawstwa na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Prowadzi badania nad miejską polityką środowiskową i adaptacją miast do zmian klimatu. Współtwórca oddolnej przestrzeni ekokulturowej Lotaryńska 6 na poznańskich Naramowicach. Kurator i programer projektów z zakresu edukacji kulturowej. Specjalista ds. projektów społecznych w Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu.