Arrow-long-left
PL|EN

Afirmacja

Kanał sztuki

JAK ZGUBIĆ SIĘ W BIAŁOWIESKIM PARKU NARODOWYM?

fot. Tomasz Koszewnik, plener "Wracając do Białowieży"

Ujrzawszy życie w żyjącym, lub żyjące w przeżytym, pisarz lub malarz powracają zdyszani, z zaczerwienionymi oczami.

Deleuze / Guattari, Co to jest filozofia?

Kiedy wielki książę Toskanii Leopold II podarował królowej Wiktorii kopię posągu Dawida Michała Anioła, ta natychmiast odesłała podarek do muzeum w South Kensington, dzisiejszego Victoria and Albert Museum. Władze instytucji jeszcze przed otrzymaniem rzeźby zamówiły stosowny gipsowy odlew listka figowego, którym później zasłaniano genitalia Dawida podczas królewskich wizyt. Po latach wysługi w służbie wiktoriańskiej pruderii blisko półmetrowy listek zniknął z posągu, jednak pozostał w stałej ekspozycji i cały czas można go oglądać. Spoczywa na własnym postumencie i przypomina o dawnym wstydzie, nakazującym powielać gest biblijnych przodków przykrywających swą nagość podczas wygnania z ogrodu Eden.

Figleafva, Wikipedia CC

Rezerwat przyrody w Białowieskim Parku Narodowym też ma swoje muzeum, swoje pomniki i liście skrywające wstydliwy charakter tego miejsca. Muzeum odtwarza las i jego mieszkańców w stanie naturalnym. Życie roślin, grzybów i zwierząt zostało uchwycone w pieczołowicie wykonanych dioramach. Turyści dzielą się wrażeniami i zachęcają do wizyt pełnymi zachwytu komentarzami: „Z mroku wyłaniają się kolejne scenki realistycznie ukazujące puszczańską florę i faunę. Zwierzęta sprawiają wrażenie, jakby były zatrzymane na stopklatce w filmie i za moment miały ożyć. To bardzo ciekawe muzeum warte zwiedzenia”.

Rezerwat jest systemem autopoietycznym, czyli takim, jaki potrafi sam siebie wytwarzać, reprodukować i utrzymywać według własnych zasad i własnymi siłami. Jednak jest to możliwe tylko w granicach wyznaczonych przez człowieka. Muzeum Parku dubluje sąsiadujący z nim rezerwat, który też jest rodzajem muzeum. Zachowuje przyrodę w stanie archiwalnym, jaki nie istniałby bez pieczołowitej ochrony. Stopniowo, z kolejnymi remontami wnętrza, rearanżacjami ekspozycji i restauracjami eksponatów, preparowane zwierzęta są zastępowane syntetycznymi modelami. Owady uśmiercone eterem wymieniono na przeskalowane styropianowe repliki. Fascynującą złożoność form życia w mikroskali wypiera hiperbola makiety.

Owadzie truchła ukryto w magazynach. Prawdopodobnie taki sam los czeka też taksydermiczne pomniki ssaków, ptaków i całej reszty. Sztuczny las pełen martwych zwierząt, podobnie jak figowy listek Dawida, skrywa wstydliwy szczegół – odkrycie natury dokonuje się, gdy ta przestaje być naturalna.

fot. Tomasz Koszewnik, plener "Wracając do Białowieży"

Rezerwat jest terenem badań, repozytorium przeszłości, żywym archiwum historii naturalnej, ale też parkiem tematycznym, ekstremalnym przykładem ogrodu angielskiego, gigantyczną ekspozycją wytwarzającą atmosferę pierwotnej dzikości, jest też czymś więcej. Przynajmniej w założeniu ma stanowić obszar, w którym przyroda istnieje sama dla siebie i w którym człowiek może ją jedynie podpatrywać, czerpiąc z niej wyłącznie informacje i afekty. Park jest otwarty dla ludzi, by mogli zdobywać wiedzę, z którą wiąże się wstyd – tak jak podczas wyjścia z biblijnego raju.

Ze względu na obecność martwych wypchanych zwierząt zwiedzanie muzeum lasu jest uczuciem dziwnym i niepokojącym. Odgrodzone dioramy kalibrują percepcję zgodnie z założeniami tradycyjnej, mieszczańskiej estetyki. Skryty w półmroku widz, odseparowany od podziwianego przedmiotu, może spokojnie kontemplować jego walory w aurze bezpiecznego dystansu. Wchodząc do lasu, obserwator zachowuje ten sposób patrzenia: poszukuje dogodnych punktów obserwacyjnych umożliwiających przeżywanie zachwytu malowniczością naturalnego krajobrazu.

W miarę zagłębiania się w puszczę z każdym krokiem dystans się zmniejsza. Doświadczenie początkowo zdominowane jest przez wzrok, ale do głosu dochodzą kolejne zmysły. Ciało spacerującego widza odczuwa przyjemny bądź przejmujący chłód; zapach, zmieniający się wraz z porą roku i pogodą, budzi w nim wspomnienia; wieloźródłowy strumień dźwięków rozszerza swoje spektrum wraz z wyciszeniem się obserwatora. Na skraju leśnych ścieżek i miejsc widokowych czeka gęstwina, chaszcze i manowce. Tam ogląd panoramiczny, z horyzontem zamkniętym w ramie szerokiego kadru, jest niedostępny. Zastępuje go zbliżenie. Zredukowanie dystansu, otworzenie się na mikrostruktury nie niweluje wyobcowania, ale daje całkiem nowe możliwości.

Zmieniając perspektywę, gość Parku przechodzi od bycia wobec krajobrazu do bycia w krajobrazie. Percepcja poszerzona o wszystkie zmysły pozwala na zanurzenie, zmianę pozycji z obserwatora na uczestnika. Neutralny ogląd przeradza się w spojrzenie mikrologiczne. Ono pozwala odczuć pierwotne zadziwienie światem natury, przeżywać schizofreniczną metaforę własnej organiczności, wzbudzić w sobie ekologiczne współczucie, za którym podąża narastający wstyd. Wejście do Puszczy Białowieskiej to powrót na miejsce przestępstwa.

fot. Tomasz Koszewnik, plener "Wracając do Białowieży"

fot. Tomasz Koszewnik, plener "Wracając do Białowieży"

Żyjemy w wieku niepokoju, jak nazwał go Wystan Hugh Auden; globalne ocieplenie, zanieczyszczenie atmosfery, rosnące pokłady odpadów, wymieranie gatunków – najbliższa przyszłość planety naznaczona jest poczuciem winy i lękiem. Rezerwat udowadnia, że mimo wszystko przyroda ma się dobrze, ale tylko lokalnie, w jego obrębie i pod kuratelą specjalnych służb i przepisów. W tym samym momencie skrywa i ujawnia prawdę o katastrofie ekologicznej, która przyjmuje wymiar geologiczny. Strach, wstyd, wina, alarmowanie, ostrzeganie i lament – w takim tonie zazwyczaj pojawia się pojęcie antropocenu, które w ostatnich latach zdominowało myślenie o człowieku w globalnie postrzeganym środowisku naturalnym.

Antropocen, jak sugeruje Peter Sloterdijk, jest syntetyczno-semantycznym wirusem, który wymknął się z zamkniętych sympozjów geologów, by zarazić rzeszę dyletantów uzbrojonych w laptopy. Niezwykle popularne określenie nowej epoki w historii Ziemi, naznaczonej przez działalność człowieka, zdaniem niemieckiego filozofa nie tyle opisuje stan rzeczy, co zawiera oskarżenie i winnego. Zarzut jest klarowny: ludzkość jest odpowiedzialna za wykorzystywanie i zarządzanie planetą jako całością, a od czasu gdy jej obecność na Ziemi przestała przyjmować formę niezauważalnych ingerencji, życie na planecie zmierza ku niechybnej zagładzie. Wina jest ewidentna. Odkąd potencjał broni atomowej osiągnął pułap umożliwiający zniszczenie całej planety, winny nie może już zrzec się pełnej odpowiedzialności. Bezwzględnymi dowodami są ślady działalności człowieka w każdej najodleglejszej i najdrobniejszej cząstce arktycznych lodów, wszechoceanu, atmosfery. Większy problem od winy i jej dowodu nastręcza sam oskarżony – ludzkość. Nie sposób wezwać go przed sąd, wysłać mu wezwania, nie dysponuje adresem pocztowym ani mailowym, nie ma numeru telefonu, można jedynie liczyć, że z własnej woli poczuje się kiedyś do obowiązku. Wkraczając na teren Parku, przedstawiciele oskarżonego dobrowolnie stawiają się przed oskarżycielskim obliczem ofiary.

Każdy krok na terenie Parku jest aktem antropopresji, mimo że odbywa się w scenerii sugerującej odwieczną potęgę natury. Poczucie sprawczości w skali geologicznej, jaką sugeruje antropocen, w cieniu wiekowych dębów ustępuje pełnemu pokory zachwytowi, który nietrudno zracjonalizować i przekuć w linię obrony. Globalna biomasa ludzkości to niemal nic w porównaniu z ogromem poszczególnych ekosystemów: tajgi, Amazonii, planktonu oceanicznego. Gdyby wszyscy ludzie naraz wskoczyli do jeziora Bajkał, poziom jego wody podniósłby się o zaledwie kilka centymetrów. Przyroda jawi się jako coś dalece większego, trwalszego niż ludzkość, która jest jej fragmentem, nikłym błyskiem podczas blisko czterech miliardów lat historii życia organicznego.

Białowieski_Park_Narodowy, Wikipedia CC

Białowieski Park Narodowy oferuje unikalną możliwość bezpośredniego doświadczenia monumentalnej witalności przyrody. Najbardziej spektakularną formą jej dawnej świetności jest żubr, którego wizerunek widnieje w logo Parku. To niemal endemiczne zwierzę w zasadzie nie powinno już istnieć. Jak informuje na swojej stronie internetowej Park, „Przetrwanie całego gatunku zawdzięczamy dosłownie kilku osobnikom i dużej dozie szczęścia”. Mimo że kilka odtworzonych stad żubrów żyje już na wolności, przegrały one swoją życiową szansę jakieś 3000 lat temu, gdy udomowiono ssaki, od których pochodzi dzisiejsze bydło. Od tego czasu wraz z ekspansją ludzkich imperiów rośnie populacja bydła, bezwzględnie wypierając inne gatunki, powodując przeznaczanie coraz większych terenów pod uprawy paszowe, w zamian dostarczając skór, kalorii i protein zasilających ekspansję Rzymu, Habsburgów, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych Ameryki.

Majestat osamotnionego stada żubrów gaśnie w cieniu setek tysięcy metrów sześciennych gazów cieplarnianych wytwarzanych codziennie przez półtora miliarda krów na całym świecie. Ludzkość wraz ze swoim zapleczem biotechnologicznym przestaje wyglądać już tak niepozornie, nie sposób jej sprowadzić do fali na Bajkale. Park Narodowy, który da się przejść wszerz i wzdłuż w ciągu jednego dnia, może również z dnia na dzień przestać istnieć za sprawą decyzji ustawodawcy.

Antropocen oferuje perspektywę przyszłości niechybnej i niewesołej, jest pojęciem apokaliptycznym, czerpiącym siłę i uzasadnienie swojego oskarżenia z wizji, jaką przewiduje. Oparta na kredycie gospodarka polega na kolonizowaniu przyszłości, eksploatacji dóbr i zysków, które dopiero mają nastąpić. W chwili zamknięcia się globu, gdy nie ma już nowych terytoriów do podboju, jedyną szansą na spłacenie długu zaciągniętego przez poddaną nieustającej presji rozwoju gospodarkę jest kreowanie nowych światów przez odkrycia naukowe i ich technologiczne zastosowanie. Jednak nie sposób podołać wyzwaniu nieskończonego wzrostu, opierając się na skończonych zasobach, a co dopiero dzielić się nimi z bezbronną przyrodą. Życie nie jest w stanie samo oprzeć się presji wolnorynkowych społeczeństw. Park jest tego najlepszym dowodem.

Natura nie istnieje obecnie w stanie czystym, sama dla siebie, jest i zawsze już będzie tylko zasobem, uwarunkowaniem produkcyjnym lub dobrem handlowym, sprzedawanym jako doświadczenie w bogatej ofercie przemysłu turystycznego. Dokładnie tak jak Białowieski Park Narodowy, przyciągający przyrodników, artystów i każdego, kto mniej lub bardziej interesuje się przyrodą. Tutaj, w niezwykle intensywnym energetycznie otoczeniu lasu pierwotnego, spełnia się spontaniczność, tęsknota, pragnienie, szczęście i emfatyczna prawda. Piękno tkwiące w naturze, którego nic nie jest w stanie oddać, a wszelka próba jego pojęciowego czy obrazowego ujęcia już sama w sobie jest formą uprzedmiotowienia, najpełniej daje się odczuć w bezwiednym postrzeganiu, intuicyjnym i bezrefleksyjnym, niezmąconym żadną myślą, która musiałaby prowadzić do poczucia winy i niepokoju nieodłącznie towarzyszącego sytuacji pomiędzy „późno” a „zbyt późno”.

___________________

Tekst publikowany dzięki uprzejmości Galerii Arsenał w Białymstoku i Fundacji Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu oraz kuratorów i pomysłodawców projektu „Wracając do Białowieży” Tomasza Koszewnika i Jana Szewczyka.
Esej oryginalnie opublikowany został w języku polskim i angielskim w tłum. Marcina Czerkasowa w publikacji „Wracając do Białowieży” wydanej pod red. T. Koszewnika i J. Szewczyka. Książka ukaże się w marcu 2019 roku.

Newsletter

Bądź z nami na bieżąco – Zapisz się do naszego newslettera i śledź nas w mediach społecznościowych: