„Jakie one wszystkie są piękne!” – prawie krzyknęłam, oglądając wystawę Stany skupienia w towarzystwie dwóch starszych stażem (pracy w polu sztuki) koleżanek. Oglądałyśmy razem wystawę o kobietach*, ściślej mówiąc, o reprezentacji kobiet* i ich władzy nad nią; wystawę na której znalazły się prace wyłącznie osób identyfikujących się jako kobiety. Kuratorka Małgorzata Miśniakiewicz dobrała artystki i prace kluczem geograficznym, przedstawiając sztukę osób z Polski na tle działań artystek z innych krajów byłego bloku wschodniego. Geograficzna klamra w przypadku Stanów skupienia, według kuratorki, nie ma jednak charakteru fetyszyzacji „biednych, ale sexy”1, lecz stanowi naturalny wybór podczas problematyzacji wizerunku kobiety w części świata, gdzie sąsiednie państwa łączy podobne doświadczenie historii, a tym samym kultury, i rozwoju dyskursywnych ról mediów i komunikacji.
Oglądałyśmy zdjęcia Ewy Partum, Ewy Kuryluk, Anny Kutery i oczywiście Natalii LL, wobec wizerunku której – cytując jedną z moich koleżanek – tworzyły swoje własne, wszystkie artystki jej pokolenia. Towarzyszyły im fotografie i wideo artystek z Europy Wschodniej, między innymi: Mariny Abramović, Gety Brătescu, Anetty Mony Chişy & Lucii Tkáčovej, Alexandry Croitoru, Sanji Iveković, Tanji Ostojić. W sumie na wystawie zostały zaprezentowane prace 44 artystek z Polski i krajów byłego bloku wschodniego. „Wcale nie są piękne, tylko potrafią się pięknie prezentować” – odpowiedziała na mój pełen zdziwienia i zachwytu okrzyk jedna z moich przewodniczek.
Zanim dam się ponieść swojej nieznośnej tendencji do „krytycznego” szukania dziury w całym, najpierw pozwolę sobie jednak na odrobinę zwykłego zachwytu: piękne są eteryczne zdjęcia Jolanty Marcolli, piękna jest Ewa Partum, wspaniale jest przyglądać się młodej Ewie Zarzyckiej, która daje jeden ze swoich pierwszych performansów w Galerii Labirynt. Absolutnie wspaniała jest siła i pewność siebie Natalii LL, która bez względu na swój wiek pozuje i fotografuje swoją nagość. Przykład Natalii jest w tym kontekście o tyle ważny, że jest artystką o której wyglądzie, fizycznej atrakcyjności i seksapilu we Wrocławiu opowiada się legendy. Ona tymczasem nie przestaje się rozbierać przed obiektywem i to jest piękne. „Zachwycająca jest nieskończoność konfiguracji piękna kobiet” – myślę, ogarniając wzrokiem ściany MWW (Muzeum Współczesne Wrocław). Z taką myślą, zasadniczo, wyjdę z tej wystawy, choć być może owa nieskończoność nie wybrzmiała tu tak, jak by mogła. Pozwalam się nieść tej myśli i temu zachwytowi. Odbijając się w waszych twarzach, uczę się kochać siebie – myślę i wychodząc z muzeum, czuję się jakoś pokrzepiona.
Dopiero później przychodzi czas krytycznej refleksji, który nie pozwala mi poprzestać na zachwycie. Prawdą jest jednak to, że na Stanach skupienia atrakcyjne i normatywne wizerunki kobiet* przeważają, co może być zarzutem, jeśli będziemy chcieli przyjrzeć się ekspozycji z perspektywy feminizmu czwartej fali. Obrazów choroby, starości, ciał zdegradowanych, niepełnych jest zdecydowanie niewiele. Kuratorka wyraźnie postawiła na narrację o ewolucji władzy spojrzenia i władzy nad wizerunkiem kobiet*, a te okazały się być w dużej mierze sprzężone z wizualną atrakcyjnością.
Chorobę, degradację ciała reprezentuje na wystawie przede wszystkim Katarzyna Kozyra i Katarzyna Górna. Olimpia i Fuck me, Fuck you, Peace zostały na wystawie wyeksponowane za pomocą dużego formatu, pokaźniejszego niż przeciętna wielkość eksponowanych prac. Na Stanach skupienia znajdziemy także bezczelną, abjectalną i również wyeksponowaną za pomocą rozmiaru pracę Alicji Żebrowskiej. W nieskrępowanym pokazywaniu swojego starzejącego się ciała zaś nie ma sobie równych Natalia LL, której twórczość na Stanach skupienia zdecydowanie odgrywała narracyjną i kompozycyjną dominantę.
Czy to za mało? Czy powinnyśmy oczekiwać więcej? Oglądając fotografie Marcolli, Izabelli Gustowskiej, Tanji Ostoić, Agaty Zbylut, nie mam wątpliwości, że władza nad wizerunkiem – przynajmniej w ujęciu Stanów skupienia – ma wiele wspólnego z wizualnym pięknem, nawet tym rozumianym niekonwencjonalnie. Jednak nie mam także wątpliwości, że takie spojrzenie na problem może być chybione. W latach 70. feministki nie mogły wybaczyć Hannah Wilkie tego, że jest piękna, a co gorsza – rozbiera się i ze swojego piękna nie ma zamiaru rezygnować, tak samo jak nie ma zamiaru rezygnować z tworzenia sztuki i bycia artystką. Niepoważne traktowanie tej czy innej artystki ze względu na jej urodę czy generalną „normatywność” to faux pas i banał, ale jeśli mamy kilkudziesięcioelementowy zbiór i płynie z niego taki wniosek, że środkowo- i wschodnioeuropejskie artystki to w przewadze kobiety*, które przede wszystkim interesuje kreowanie swojej reprezentacji (w dużej mierze atrakcyjnej i mieszczącej się we wszelkiej „średniej”) działające w politycznej próżni, to ja się nie zgadzam.
Pisząc „polityczna próżnia” nie mam na myśli tego, że wystawa jest apolityczna. Sama władza nad wizerunkiem to problem natury politycznej, podobnie jak klucz geograficzny, na podstawie którego zostały dobrane nazwiska. Na wystawie pojawiają się prace, które sygnalizują ważne dla regionu historyczno-polityczne wydarzenia, jednak w mojej opinii jest ich za mało, zwłaszcza jeśli kuratorka miała ambicje nakreślenia narracji osadzonej w historii byłego bloku wschodniego. A na taką właśnie ideę wskazują porządek chronologiczny i wybór nazwisk zdeterminowany geopolitycznie. Mówiąc zatem „próżnia”, mam także na myśli to, że na Stanach skupienia zabrakło mi jakiegokolwiek porównania, nakreślenia konstytutywnego zewnętrza2 – posługując się terminem francuskiej teoretyczki i filozofki polityki Chantal Mouffe – wobec którego wyłonić mogłaby się specyfika wizerunków środkowowschodnich artystek.
Urodziłam się wprawdzie już po upadku żelaznej kurtyny, ale nie wydaje mi się, żeby tutejsze kobiety tworzyły bez spoglądania (choćby w wyimaginowane i zmitologizowane) reprezentacje kobiet* po drugiej stronie muru. Jeśli jest jakaś specyfika sztuki tego regionu, to jest ona uwarunkowana politycznie, ale także (wy)tworzona w oparciu o oddzielenie się, odrzucenie, odniesienie czy mimikrę tego, co niedosięgalne. Zacytowana wyżej Chantal Mouffe w teorii konstytutywnego zewnętrza twierdzi, że żadne ja/my nie jest tworzone bez związku z ty/oni.
Konstrukcja tożsamości, według francuskiej badaczki, nigdy nie odbywa się w oparciu o pozytywne określenie tego, co stanowi o mnie, ma zaś charakter negatywny, polega na określeniu tego, czym nie jestem3. Chronologiczna linia narracyjna Stanów skupienia prowadzi odbiorcę przez historię spojrzenia i reprezentacji kobiet-artystek od lat 60. do czasów obecnych. W tym samym czasie na świecie przetoczyły się cztery fale feminizmu, który wpływał na to, jak i co tworzyły artystki za żelazną kurtyną. Oczywiście, rozpatrywanie specyfiki polskiej w kontekście globalnym w tym przypadku byłoby chybione, jednak potraktowanie tematu w zupełnym oderwaniu od kultury Zachodu, wydaje się być pewnym unikiem, dlatego że bez względu na polityczną izolację krajów byłego bloku wschodniego – dla jego mieszkańców kultura Zachodu zawsze była głównym punktem odniesienia w konstruowaniu własnej tożsamości.
Na zupełnie innym biegunie rozpatrywać można wystawę Niepodległe, która odbyła się w zeszłym roku w Muzeum nad Wisłą. Jej kuratorka niepodległość postanowiła przedstawić z perspektywy potencjału emancypacji, jaką ta w sobie niesie. Podjęła także problem niewidzialności kobiet w dyskursie publicznym. Magda Lipska, kuratorka Niepodległych, nie poprzestała jednak na prostym sprawozdaniu z obecności kobiet w polskiej historii niepodległościowej. Dzieła polskich artystek (m.in.: Anna Baumgart, Ewa Cieplewska, Katarzyna Górna, Aleka Polis, Jadwiga Sawicka) zostały zestawione z pracami kobiet z RPA, Chile i Europy Wschodniej, co można interpretować nie tylko jako nastawiony na polityczną poprawność inkluzywny gest, ale także na zwrócenie uwagi na fakt, że prawa kobiet są uniwersalne, że mamy do czynienia z globalną walką, na której tle nasza polska historia nie jest ani wyjątkowa, ani uprzywilejowana.
Stany skupienia i Niepodległe to dwie wystawy o kobietach, opowiedziane przez kobiety (artystki i kuratorki). To, co je różni to nie tylko kwestia inkluzywnego czy ekskluzywnego klucza geograficznego. Pierwsza to wystawa o reprezentacji kobiet i władzy spojrzenia, z której wyłania się wniosek, że owa władza sprzężona jest z umiejętnością operowania mediami i umiejętnością atrakcyjnej, intrygującej, zaskakującej, bezczelnej, seksownej etc. (re)prezentacji. Niepodległe zaś na tym tle rysują się jako wystawa o wiele bardziej odważna, bezczelna i zaangażowana, która obliczona została nie na normatywną ekspozycję muzealną, ale na polityczną interwencję, nawet jeśli przez niektórych może być uznana za nie do końca udaną. Ten rozdźwięk najpełniej widać, kiedy przyjrzeć się formalnej strukturze ekspozycji.
Stany skupienia to wystawa bardzo muzealna, o linearnej narracji i chronologicznym porządku, który pozwala nam na logiczne i uporządkowane prześledzenie ewolucji reprezentacji kobiecego ciała, spojrzenia i wizerunku. Niepodległym Lipska nadała formę labiryntu, który problematyzuje linearność narracji i powoduje cielesne powroty odbiorcy do pewnych wątków oraz rozpatrywanie ich w nieustannym „poszerzonym polu” całości ekspozycji. Było to możliwe dzięki ściankom działowym, które przez swoją wysokość i szerokość odsłaniały widok na resztę wystawy, jednocześnie skazując odbiorcę na poruszanie się zgodnie z zasadami labiryntu. Taka struktura nie tylko wskazuje na uniwersalność kobiecej historii, ale także przypomina o globalnym politycznym układzie sił, który w dużej mierze za tę historię odpowiada. Jeszcze inną opowieścią o kobiecej sile jest Zjednoczona Pangea prezentowana aktualnie w MS w Łodzi, której kuratorka Joanna Sokołowska nie czyni z kobiet wyłącznego tematu ekspozycji, a wpisuje je w siatkę intergatunkowych połączeń i opowiadając o kobietach, jednocześnie przypomina o tym, że nie jesteśmy jedynymi mieszkańcami tej planety. Może kluczem, by kochać siebie bardziej, jest pokochanie różnorodności nie tylko kobiet*, ale – świata?
Ostatecznie, myśląc o Stanach skupienia i o Niepodległych, mam wrażenie, że obydwie wystawy poszły zbyt daleko w realizację binarnych, w tym ujęciu, par pojęć takich jak: uniwersalność-jednostkowość, inkluzywność-operowanie fragmentem, reakcyjność-muzealność. Ten pewien brak wyważenia środka skłania mnie także do spojrzenia (z dystansu nieodpowiedzialnego za realizację odbiorcy) na wystawy jako przykłady dwóch współistniejących obecnie mód w środowiskach akademickich i artystycznych – na Europę (Środkowo)Wschodnią i na intersekcjonalną czwartą falę feminizmu.
1 Fraza zaczerpnięta z tytuły książki Agaty Pyzik, zob. A. Pyzik, Biedni ale sexy. Zderzenia kulturowe na wschodzie i zachodzie Europy, Gdańsk 2018.
2 Chantal Mouffe, Polityczność. Przewodnik Krytyki Politycznej, tłum. J. Erbel, Warszawa 2008, s. 30.
3 Tamże. Por. Taż, Agonistyka. Polityczne myślenie o świecie, tłum. B. Szelewa, Warszawa 2008, s. 57-59.