Arrow-long-left
PL|EN

Wstępniak

Krytyka

Materialność pracy. O potrzebie nudy w świecie performansu

Rafał Żarski, "Daily Mutation 2", 2018

Każda praca, nawet ta uznawana za kreatywną, kognitywną czy afektywną, powstaje w ciele, przez nie jest wykonywana i na nim pozostawia ślad. Z perspektywy ciała codzienną pracę kuratorską świadczoną w instytucji kultury od pracy administracyjnej odróżnia jedynie posługiwanie się innym oprogramowaniem, obciążenie kręgosłupa pozostaje takie samo.

Pokrywa się to z tezą o materialności każdej pracy, stawianą przez Artura Szareckiego w książce Kapitalizm somatyczny: Ciało i władza w kulturze korporacyjnej, który argumentuje ją poddając analizie dyscyplinujący charakter kapitalizmu od jego wczesnych, taylorowsko-fordystycznych korzeni do współczesnych reżimów zarządzania skoncentrowanych na samooptymalizującej się jednostce. To zawsze ciało jest źródłem pracy i przedmiotem kontroli, nawet jeśli zredukujemy je do opuszków palców stukających w klawiaturę.

Kapitalizm do znanego już od końca XIX wieku zestawu środków dyscyplinujących, dodaje coraz nowsze technologie oraz, co dla proponowanej materialistycznej perspektywy być może istotniejsze, wiedzę z zakresu nauk społecznych, psychologii i kultury. Pracownik(-czka) na miarę XXI wieku to performerka, nieoddzielająca siebie od produktu swojej pracy, doskonaląca warsztat autoprezentacji na parkietach i gridach realnej i wirtualnej sceny. „Czas wolny” poświęca na wypełnianie znanych portali społecznościowych zdjęciami z eventów, wyjazdów zagranicznych, wernisaży i vogue balls. Zawsze na stand by, nawet w nocy, nigdy off.

To pracowniczka emocjonalnie i wizerunkowo związana ze swoją instytucją, jedno- lub wieloosobową firmą, ze swoim projektem, zawsze pod telefonem, zawsze w selfie-gotowości. Oczywiście model ten opisuje raczej osoby z branży kreatywnych niż te zatrudnione na stanowiskach technicznych lub bezrobotne. Ciała, które wykonują pracę inną niż performowanie i dokumentowanie obecności, taką jak np. mycie podłóg lub czekanie w kolejce po zasiłek, nie wpisują się w pastelową estetykę instagramowego passepartout.

Współczesną formę kapitalizmu absorbujemy zatem w formie obrazkowej oraz w widocznym braku reprezentacji. Przymus widzialności wzmocniony jest makijażem, coachingiem, manipulacją, społeczną presją oraz w razie oporu: terapią. Metody te oddziałują bezpośrednio na układ somatyczny, przekonując performerkę o celowości wykonywanej przez nią pracy oraz o jej autonomii. Wątpliwości przychodzą w momencie, w którym ciało na scenie zaczyna się jąkać, a prezentacja w power poincie nieubłaganie przerzuca kolejne slajdy, kiedy kark sztywnieje, w ustach grzęzną słowa, kiedy ciało choruje.

W momencie, w którym performerka staje się pacjentką, zdaną na wsparcie opieki zdrowotnej, jej profil wciąż utrzymuje mit niezależności i sukcesu. Jedynie obniżone zasięgi świadczą o zaniku aktywności. W publicznym szpitalu doskwiera brak wrażliwości na sztukę, wszyscy są demokratycznie ignorowani. Za operację płaci jeszcze ubezpieczyciel, ale rehabilitacja jest już indywidualną sprawą chorującego ciała.

Na scenie gasną światła. Na portalu społecznościowym pojawia się komunikat: out of service. Bez rozbudowanej sieci znajomych, znikąd szukać pomocy. W kapitalistycznym teatrze liczą się tylko i wyłącznie sprawne i seksowne ciała, nie te targane wątpliwościami, z widocznymi odstępstwami od wytrenowanej „normy”. Reżimy widoczności nie znoszą choroby, jak również starości i niepełnosprawności.

„Magazyn RTV” nie zgadza się na bezczynne czekanie i akceptację tego stanu rzeczy. W 6. wakacyjnym numerze zajmujemy się pracą w jej materialnych i wirtualnych wymiarach. Wykonywaną przez migrujące ciała, ciała pedagogiczne, artystyczne, prekarne, chore, ciała z różnicami. Diagnozujemy niemożliwą do wytrzymania sytuację, ale na tym nie poprzestajemy. Nie mamy w zwyczaju pogrążać się w romantycznej melancholii, piszemy po to, aby rozmontowywać systemy zaprojektowane po to, aby służyć nielicznym i składamy je na nowo z używanych części i odpadów, z myślą o wykluczanej większości; mam tu na myśli również nieludzkich innych.

Przemysław Wielgosz w swoim eseju Pracować krócej proponuje skrócenie czasu pracy do siedmiu godzin dziennie, tak aby oficjalnie ograniczyć kontrolę pracowników przez pracodawców i zmusić dysponentów wytworzonego przez klasę pracującą kapitału do oddania im ich części. Czas wolny postrzega jako wartość samą w sobie, jako wyznacznik oporu stawianego przymusowi kapitalistycznej produktywności.

„Skrócenie czasu pracy jest wartością samą w sobie. Czas wolny od przymusu trudzenia się w celu zapewnienia środków do życia, to fundamentalna zdobycz, która winna stać w centrum ekonomii i polityki”.

Katarzyna Czarnota w tekście Ubodzy migranci i kapitalizm analizuje sytuację polskich Romów.  Zaczyna od twierdzenia włoskiej materialistki Silvii Federici, że w Europie politykę migracyjną zastąpiono regulowaną pragmatyką rynku „przepuszczalnością” granic. Wnioskuje, że przybysze właśnie przez systemowe wykluczenia, dyscyplinowani niepewnością co do swojego statusu, narażeni na ostracyzm społeczny, zmuszani są do akceptacji zaniżonych standardów pracy i bytu. Jako sposób radzenia sobie z opresją podaje działania niemieckiego związku zawodowego FAU, który nagłaśnia i wspiera protesty Romów, jak w przypadku budowy niesławnego centrum handlowego w Berlinie nazywanego Mall of Shame.

Rafał Żarski, "Daily Mutation 4", 2018

Sytuacją współczesnego projektariatu sztuki zajmuje się w swoim tekście i kolażach Rafał Żarski. Podobnie do Wielgosza dostrzega superlatywy bezproduktywności, którą utożsamia z nudą. Deadline jest miarą czasu dla artystów i artystek poruszających się w ramach systemów projektowych. Rytm pracy projektariusza podporządkowany terminom aplikacji pozbawiony jest perspektywy odpoczynku, co powoduje zniechęcenie lub w zaawansowanej formie depresję. Przyczynia się do niej również fakt, iż trud aplikowania nie jest wynagradzany finansowo, a zwycięzca bierze wszystko. Konkurenci znikają w czarnej materii sztuki z umowami śmieciowymi w rękach. Świadomość swojego położenia wpływa na niezgodę na taki stan rzeczy i ma potencjał zmiany.

Bardziej afirmatywną wizję pracy roztacza przed czytelnikami(-czkami) Galeria Potencja z Krakowa. Karolina Jabłońska, Cyryl Polaczek oraz Tomek Kręcicki prowadzenie galerii traktują jako odskocznię od malarstwa, które jest ich głównym zajęciem. Wernisaż jest świętem, które celebrują wspólnie z zaproszonymi artystami(-kami) oraz odwiedzającymi. Oprócz bycia malarzami i kuratorami redagują również niezależne pismo „Łałok”.

Kanale Sztuki przyglądamy się pracy w Amazonie, zestawiamy dwie usytuowane perspektywy: Tytusa Szabelskiego oraz Hiby Ali. Oboje, choć z odmiennych powodów, zatrudniają się w korporacji jako szeregowi pracownicy. Doświadczenia, przełożone na tekst, fotografie i wideo,  mówią o dyscyplinie, wyzysku, wysokiej efektywności wspomaganej wykluczeniami na tle rasowym.

W zakładce Wywiady rozmawiamy o aktywizmie w murach uczelni z Katarzyną Kasią oraz o Ziemi jako gospodarstwie domowy z Joanną Sokołowską.

Życzymy zaangażowanej lektury!
Zofia nierodzińska


PS. Pod spodem zamieszczam fragment korespondencji z Tobiaszem Jędrakiem, którego dyplom magisterski zrealizowany na Wydziale Intermediów UAP dotyczył tematyki pracy i nie mieści się w formacie zakładek Magazynu RTV.

Cześć Zofio,

nie mogę Ci wysłać swojego dyplomu tylko dlatego, że – co bardzo lubię – jest on niewysyłalny. Jest też niepokazywalny i od początku właśnie taki był. Nie było żadnego „dowodu” na moją aktywność, żadnego obrazu czy przedmiotu, nic do oglądania. Wszystko było „na gębę”. Podczas obrony opowiedziałem o niektórych aktywnościach na rzecz dyplomów innych. Wszystkie osoby, w dyplomach których brałem jakiś udział, były na miejscu i dopowiadały, co uznały za stosowne oraz odczytały opinie na temat mojej pomocy (o napisanie tych ostatnich wcześniej poprosiłem). Opinie nie były i nie są do wglądu, zostały jedynie odczytane.

W styczniu 2016 r. zapowiedziałem wszystkim robiącym na intermediach dyplom, że mogę im pomagać przy pracy, że mogę na rzecz ich dyplomów zrobić wszystko, co będę umiał, z wyjątkiem tego, co uznałbym za niemoralne. Wszystkim też wyraźnie dałem znać, że właśnie moja obecność w ich dyplomach ma być moim własnym dyplomem, że nie ma nim być nic więcej. Osoby, które się na moją propozycję zapisały (było ich 5), proponowały, co mogę zrobić lub ustalaliśmy to wspólnie. Zdarzyło się też, że inicjatywa była po mojej stronie. Z tych aktywności, które łatwo wskazać, warto wymienić, że byłem operatorem, dźwiękowcem, statystą, location menagerem, pomocnikiem przy montażu, korektorem, redaktorem, selekcjonerem materiału. Dwa dyplomy miały zaproponowany przeze mnie tytuł, a jeden w znacznej mierze był oparty na moim pomyśle. Dwie osoby, co miało stanowić odpoczynek od ciężkiej pracy, zabrałem na całodzienne wycieczki (prace Ani słowa o dyplomie, Piechcin, woj. kujawsko-pomorskie i Pielgrzymka do podnóża góry, Janikowo, woj. kujawsko-pomorskie). Ze wszystkimi – i to było najważniejsze! – po prostu rozmawiałem, rozmawiałem, rozmawiałem. Nie zdziwi Cię pewnie, że nie umiem wskazać wszystkich aktywności, które przez kilka miesięcy wkładałem w dyplomy innych. Taka lista nie miałaby zresztą większego sensu. Chodzi tu przecież nie o ilość/wagę mojej pomocy (którą trudno oddzielić od utrudniania/przeszkadzania i która z natury jest niemierzalna), chodzi raczej o jej różnorodność i fakt, że byłem cały czas w pełnej gotowości, by zrobić co trzeba, a także, że nie wiedziałem, co przyniesie jutro i jakie kompetencje będą mi potrzebne. Jak wyglądała sama obrona, już wiesz.

Jeśli potrzebujesz w związku z tematem czegoś jeszcze albo cokolwiek jest niejasne, dawaj znać, chętnie odpowiem.

Serdeczności,
tj

Newsletter

Bądź z nami na bieżąco – Zapisz się do naszego newslettera i śledź nas w mediach społecznościowych: