[Czarno-białe zdjęcie przedstawia młodą artystkę na tle bezchmurnego nieba. Stoi na jednej nodze, ma rozłożone ręce i uśmiecha się szeroko, próbując utrzymać równowagę. Ubrana jest w gruby czarny sweter i czarne spodnie, na głowie ma wełnianą czapkę.]
W mojej pracy „Nie jestem Zofią Rydet…” bezpośrednio odwołuję się do jej „Zapisu socjologicznego”. Niewątpliwie Rydet jest patronką – przynajmniej w moim wyobrażeniu, w moim pragnieniu – tego projektu.
Często myślę o Rydet, wspominam ją i podziwiam za niezwykle ciężką pracę podczas realizacji „Zapisu…” i wszystkich innych cykli fotograficznych.
Praca ta, mój projekt jest dopiero w zalążku, w fazie wykluwania. Pracuję nad nim od niedawna. Wciąż mam wiele pytańi wątpliwości. Na pewno nie kieruje mną jednak sentymentalizm.
Kiedy zastanawiam się nad sensem mojej pracy, nad jej znaczeniem, kiedy pojawia się potrzeba, by o niej napisać, opowiedzieć, dochodzę do wniosku, że najprościej określić to tak: w mojej pracy – podobnie jak Zofia Rydet – portretujęludzi. Kim oni są? To ostatni przedstawiciele ginących gatunków – ginących w tym sensie, że już nigdy takich ludzi w ich miejscach, a najczęściej i samych miejsc już nie będzie.
[Na fotografii przedstawiona jest siedząca na krześle artystka – Katarzyna Józefowicz w pracowni. Jej postać znajduje się na pierwszym planie zdjęcia. Wokół niej widocznych jest wiele materiałów i narzędzi artystycznych – po prawej stronie wiadro z farbą, a po lewej stół z betonowymi płytami. Z tyłu zauważyć można również szafki, sztalugi i drewnianą rzeźbę. W pomieszczeniu panuje chaos, a postać artystki patrzącej w obiektyw aparatu wydaje się jedynym stabilnym elementem.]
Kim są portretowani przeze mnie ludzie? Co ich łączy? Może to, że znam ich wszystkich osobiście, podziwiam, szanuję. Że są jedyni i niepowtarzalni. Że z każdą z tych osób łączy mnie jakaś wyjątkowa i niezwykła relacja. Niektórych z nich znam całe lata. Ci ludzie to taki mój kosmos, mikrokosmos. A miejsca, w których są portretowani? Ich mieszkania, pracownie, miejsca pracy czy jakieś inne, ulubione, w których czują się najlepiej. Tych miejsc, w których żyją te osoby, za jakiś czas nie będzie. I jak wspomniałam, nie będzie też tych ludzi, nas wszystkich nie będzie. Przecież my, wszyscy ludzie, bez wyjątku – jesteśmy ginącym gatunkiem.
Nie muszę dodawać, że oprócz tego, iż jako artyści pracujemy, używając przeróżnych materii i substancji, to razem z nami pracuje również, przede wszystkim, czas. Czas jest tym najważniejszym, najistotniejszym medium. Podobno walka z czasem jest daremna. Ale w tym przypadku czas pomaga.
Nie wiem, do czego doprowadzi mnie moja praca nad projektem „Nie jestem Zofią Rydet”, ale wiem na pewno, pamiętam to doskonale, kiedy Rydet powiedziała do mnie: „Wyobraź sobie nasze życie bez fotografii. Przecież to jest niemożliwe – nie mogłybyśmy żyć bez fotografii”. I wiadomo było, że fotografia znaczy: sztuka.
maj 2019
Ewa Zarzycka, Videoperformance 2008, dzięki uprzejmości Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie
film zrealizowany w ramach cyklu GALERIA MÓWI, 2020 r., dzięki uprzejmości Galerii Studio
performance zrealizowany podczas Festiwalu Bruno Schulza w Drohobyczu, 2014 r.
[Zdjęcie jest czarno-białe, a na nim widoczne są trzy osoby na tle ceglanego budynku. Na pierwszym planie znajduje się uśmiechnięta artystka – Ewa Zarzycka, która macha w stronę fotografa siedząc w kajaku. Za nią widoczne są dwie spacerujące kobiety spoglądające wesoło w stronę artystki.]
[Na czarno-białej fotografii widoczna jest grupa 5 młodych osób, które protestują. W ich dłoniach znajdują się flagi, a na twarzach uśmiechy. Artystka – Ewa Zarzycka stoi pośrodku i wesoło patrzy w obiektyw aparatu. Zdjęcie wykonane jest na tle wrocławskiej kamienicy.]