Naśladowcy. – A: „Jak to? Nie chcesz żadnych naśladowców?” B: „Nie chcę, by mnie w czymś naśladowano; chcę, by każdy chadzał własną drogą, tak samo, jak ja to czynię”. A: „Więc?”–
Friedrich Nietzsche, Wiedza radosna
Wydawało się, że to rano, a to jeszcze noc. Żyjemy w czasach przed dekonstrukcją. Jesteśmy zdominowani potrzebą autorytetów. Szkolne i akademickie dyscyplinowanie to tylko symptomy innych, rozleglejszych dolegliwości.
[…]
Procesualność bez wartościowania
„To, co czynimy, nie jest nigdy rozumiane, jeno chwalone lub ganione”1. Czyli: jest albo dobrze, albo źle. Tak albo tak. Tak lub nie. Nie wchodzimy pomiędzy tak i nie. Nie pytamy, dlaczego ktoś zrobił tak, a nie tak. Każdym chwaleniem i ganieniem potwierdzamy jedynie istniejące już wartości. Pozostajemy wewnątrz nich.
Owo rozumienie, o którym pisze Nietzsche, byłoby wyjściem poza potwierdzone wartości. Byłoby początkiem analizy. Być może początkiem błądzenia. Na pewno jednak zainteresowanym, aktywnym byciem tu i teraz, penetrowaniem emocjonalnym, intelektualnym i zmysłowym swojego otoczenia – i samego siebie. Owo rozumienie byłoby procesem obserwacji i empatii, bez wartościowania. Wsłuchiwaniem się i odczuwaniem – które prowadzi do odczucia wielopoziomowej, zawsze ambiwalentnej i nigdy binarnej współzależności z resztą bytu.
[…]
Rozbłyskujące ciało
Dopuszczanie do siebie świata bez pytania o jego wartość nie jest dla nas, żyjących w społeczeństwie informacyjnym, proste. Trudno jest nam nie przypisywać odbieranym impulsom żadnego konkretnego znaczenia i dopuszczać swoje otoczenie do siebie bez informacyjnego skrótu. Jedną z możliwości mogłyby dawać nam coraz popularniejsze w naszej kulturze techniki jogi, za sprawą których moglibyśmy nauczyć się odczuwania współzależności z otoczeniem. Inną możliwością, choć nie tak odległą od praktyki medytacyjnej, jest otwarcie się na zewnętrze za pomocą doświadczenia zmysłowego – i w konsekwencji dopuszczenie do siebie zdziwienia, że to, czego doświadczamy, różni się od jego znanego nam kulturowego znaczenia, przypisanej mu informacji. Byłaby to próba doświadczenia poza informacją. Zdziwienie takie zapewniłoby ruch myśli. Zbliżyło nas do życia. Pozwoliło oddychać. Sprawiło, że zaczęlibyśmy myśleć całym ciałem:
„[…] Świadomy podmiot zajmuje całe ciało – wspaniałą siedzibę szerokiej, kompletnej wiedzy – ufundowanej i opartej na słodyczy i kompetencji zmysłów, wiedzy dostrojonej do swych członków i do świata, stonowanej i uspokojonej, gotowej do porozumienia, oswobodzonej z urazy, wyrażającej zgodę – rozświetlone, przejrzyste, żywe, duchowe, giętkie, szybkie i żywotne podmiotowe ciało – ciało, które myśli”2.
Takie ciało może na razie zaistnieć tylko w sztuce. Lub w teoretycznej spekulacji. To nie znaczy, że jest fikcją i musi zostać dopiero wymyślone, konceptualnie zaprojektowane. Że jest projektem science fiction. Nie, ono już tutaj jest, czeka tylko na swoją aktualizację. Zanim jednak zaistnieje społecznie, potrzeba jeszcze wielu dekonstrukcji i rozświetleń.
Obroty
Budują nas ponoć złoża potencjałów rewolucji. Ujawniając się w naszym ciele, wskazują na potrzebę pojęcia historii3. To od nas wszystko się zaczyna. Nasze ciała rozbłyskują uczuciami, ujawniając oddziaływanie w nas tego, co minione. Rozbłyskują też wstydem i nienawiścią – w każdym momencie doświadczenia niesprawiedliwości tu i teraz4. Powiedziałabym za Walterem Benjaminem, że przyszłość nie jest interesująca, ponieważ jest czasem pustym, a jej konstrukcje dowolne i sprzyjające powstawaniu ideologii. Obróćmy się ku przeszłości i ku pamięci, nie tej dowolnie skonstruowanej przez historiopisarstwo, lecz tej materialnej, zapisanej w tym, co już istnieje i co jest dostępne tu i teraz. Stańmy wobec mroków przeszłości, w pierwszym rzędzie naszej własnej, bo ta jest najbliżej nas: w naszym ciele. To tutaj znajdziemy inność. Niepowtarzalność. Nowość. Tymczasem studenci mówią: nie, tego nie mogę pokazać, to nie będzie pasowało, robiłam to przecież tylko dla siebie.
Zbyt wielu rozbłyśnięć zapewne nie doświadczymy tak długo, jak obieg sztuki i akademia zajęte będą chwaleniem i ganieniem, a nie rozumieniem. Wystarczy popatrzeć na aktualne teksty krytyczne, koncepcje kuratorskie i galeryjne: które z nich próbują zrozumieć realizacje, w obliczu jakich stają? Wejść w ich strukturę? Zadać pytanie o ich różnicę? O to, skąd się wzięła ich forma? Pisanie krytyczne jest zazwyczaj sprawdzaniem, czy forma danego dzieła odpowiada konsensusowi. W ten sposób oszczędza się czas. Rozumienie byłoby nieopłacalną inwestycją.
Tymczasem zaczynają toczyć się debaty na temat wyczerpania autonomii sztuki, wyczerpania abstrakcyjnej formy, na której sztuka i jej kapitalistyczny obieg budują się od ponad 100 lat – którą od ponad 100 lat powielają, zwalniając się z obowiązku pytania o jej zasadność. A co więcej: o źródła jej pochodzenia. Wyczerpują się abstrakcja, minimalizm, redukcjonizm. Pojawia się potrzeba radykalnego powrotu do organiczności5. Jeżeli obieg sztuki aktualnie nie daje rady pobudzić do krytycznej refleksji, zastanawiam się, czy to akademia nie mogłaby, na chwilę chociaż, przejąć odpowiedzialności za pobudzenie do życia właśnie takich myślących ciał, działających całym sobą, zdolnych do obrotów, inaczej: rewolucji, ufnych w swoje możliwości i pozbawionych resentymentu?
[…]
Zdziwienie i dyskusja
[…]
„Ustawicznie tworzący” – to znów, mimo momentów nasyconych patosem, niezwykle klarowny Nietzsche w Wiedzy radosnej – „[…] który nie ma czasu siebie i dzieła swego rozważyć i porównać, który też nie ma już ochoty posługiwać się smakiem, lecz o nim po prostu zapomina, to jest nie troszczy się on wcale – może taki wyda w końcu dzieła, do których sądem swoim od dawna już nie dorasta: tak że o nich i o sobie głupstwa mówi, mówi i myśli. To zda mi się u płodnych artystów prawie normalnym stanem rzeczy – nikt nie zna gorzej dziecka niż rodzice – a stosuje się to nawet, by olbrzymi wziąć przykład, do całego greckiego świata poetów i artystów: nie »wiedział« nigdy, co czynił”6.
W ten sposób praca artystyczna mogłaby odzyskać status, jaki miała już ponad 100 lat temu, gdy zaczęły się krystalizować abstrakcja i autonomia sztuki, których siła gdzieś w procesie kapitalistycznym się zagubiła: status materiału tego świata, status obiektu przynależącego do tego świata, nie z niego wyobcowanego, status ciała umieszczonego pośród innych ciał.
Jak inaczej możliwe byłoby poszerzanie pola sztuki? Wprowadzenie do pracy w akademii sztuki kategorii nieobliczalności, możliwości tworzenia się znaczeń na bieżąco i w dyskusji jest koniecznym warunkiem wykreowania takiej sytuacji, która samoczynnie będzie warta zrozumienia, a nie tylko „chwalenia” i „ganienia”: bo będzie wystarczająco interesująca, intrygująca, niezrozumiała, aby nie zrezygnować z potrzeby jej analizy, penetracji, odczucia. Dyskusja i obserwacja bez wartościowania byłyby medium, które uwidoczniłyby naszą radykalną nierówność i które prowadziłyby do jednoczesnego zrozumienia i inności, i współzależności.
[…]
Fragmenty tekstu ze zbioru Odszkolnić Akademię, red. Marek Wasilewski, Poznań 2018.
1 F. Nietzsche, Wiedza radosna, przeł. L. Staff, Łódź–Wrocław 2010, fragment 264.
2 M. Serres, The Five Senses. A Philosophy of Mingled Bodies, London 1985, s. 325 (przeł. J.Z.).
3 Zob. W. Benjamin, O pojęciu historii, fragment XII, przeł. A. Lipszyc, [w:] idem, Konstelacje, Kraków 2012.
4 Ibidem.
5 Zob. K. Stakemeier, Entgrenzter Formalismus. Verfahren einer antimodernen Ästhetik, Berlin 2018.
6 F. Nietzsche, op. cit., fragment 369.